
Andrzej Bełżyński: W Pomorskim WOPR sezon trwa cały rok
O bezpieczeństwo na pomorskich akwenach dba ponad 200 ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. O ich pracy mówi Andrzej Bełżyński, prezes gdyńskiego i pomorskiego WOPR.
– WOPR jest przygotowany na sezon 2020?
– Sezon jest pojęciem umownym, ponieważ działamy cały rok. Ogranicza nas jedynie zalodzenie akwenu, które w ostatnich zimach nie wystąpiło. Nasze jednostki są cały czas na wodzie. Liczba akcji oczywiście rośnie, wraz z rozpoczęciem wakacji. Oprócz tradycyjnych zgłoszeń, np. problemów z jednostkami pływającymi, dochodzą obowiązki związane z turystami. Na razie jednak nie odczuwamy zwiększonej liczby działań ratowniczych. Przeprowadziliśmy ich w tym roku około 40.
– W jakim rejonie działacie?
– Na terenie całego województwa. W ramach pomorskiego WOPR-u istnieją jednostki terenowe, w tym gdyńskie WOPR, które zabezpiecza akwen Zatoki Puckiej i częściowo Zatoki Gdańskiej, włącznie z Mierzeją Helską. Ponadto mamy oddziały w Sztumie i Malborku, organizujemy też kolejne w Ustce, Tczewie i Pucku.

Fot. Pomorskie WOPR
– Ilu jest ratowników na codziennym dyżurze?
– Łączna ich liczba w pomorskim WOPR to 242 osoby, a w gdyńskim niecałe 100. W pogotowiu telefonicznym mamy zawsze 5-8 osób, a maksymalnie zaangażowanych jest 15-16. Może ich jednak być, zależnie od konieczności, więcej. Przykładem obecny czas pandemii. W zabezpieczeniu plaży przed wejściem i gromadzeniem się ludzi w czasie zakazu uczestniczyło 30 ratowników.
– Jak jeszcze pandemia COVID-19 wpłynęła na waszą działalność?
– Kupiliśmy płyny dezynfekcyjne, maseczki. Rękawiczki są używane na bieżąco, więc tylko kontrolowaliśmy ich zapas. Mieliśmy szkolenia dotyczące sposobu działania, ponieważ jesteśmy czasami wzywani do poszukiwania członków załóg jednostek pływających, które przybyły ze strefy objętej pandemią. Ponadto dostaliśmy pismo od wojewody pomorskiego, w którym uprzedzał, że ze względu na COVID-19 możemy być wykorzystywani bezpośrednio przez wydział zarządzania kryzysowego.Poza tym pracujemy normalnie. Dodatkowo teraz mamy stan pogotowia przeciwpowodziowego i nasze grupy interwencyjne są w gotowości wyjechać nawet do ościennych województw.
„Bumer” – flagowa jednostka gdyńskiego WOPR.
Fot. Tadeusz Lademann
– Jakim sprzętem dysponujecie?
– Mamy około dwudziestu jednostek pływających, począwszy od „Bumera”, naszej flagowej jednostki, a skończywszy na deskach „australijkach”. Są też riby oraz samochody, ponieważ działamy na terenie całego województwa. A na jeziorach wykorzystujemy skutery ratownicze z platformą.
– W jakich akcjach bierzecie udział?
– Wydzielić można trzy kategorie. Pierwsza to osoby pływające na jachtach – tu w sytuacji na przykład awarii silnika interweniuje ratownictwo techniczne. Druga związana jest ze sprzętami nieposiadającymi motoru – na przykład kitesurfingiem uprawianym na Zatoce Puckiej. Trzecia grupa to wypadki osób pływających, w tym „morsów” zimą.
– Jak wygląda wasza współpraca z Morską Służbą Poszukiwania i Ratownictwa?
– Działania SAR obejmują cały akwen morski oraz Zalew Wiślany. Nasze natomiast są ograniczone do obszarów przybrzeżnych i do 2 Mm na otwartym morzu. Ewenementem jest Zatoka Gdańska, bo działamy w całym jej obrębie.
Andrzej Bełżyński, magister inżynier nawigator i kapitan rezerwy marynarki wojennej. Prezes Gdyńskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i Pomorskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
PODZIEL SIĘ OPINIĄ