< Powrót
5
czerwca 2015
Tekst:
Dariusz Olejniczak
Zdjęcie:
Kpt. Grzegorz Węgrzyn.

Samotny rejs

Kapitan Grzegorz Węgrzyn rozpoczyna samotny rejs dookoła świata. 6 czerwca żeglarz wyruszy ze Szczecina na jachcie „Regina R” i w ciągu roku zamierza okrążyć glob bez zawijania do portów. Jeśli zrealizuje plan, będzie trzecim Polakiem, któremu ta sztuka się udała.

– Ale po drodze wszystko może się zdarzyć – zastrzega kpt. Węgrzyn. – Być może dojdzie do awarii, która zmusi mnie do zacumowania w jakimś porcie. Rejs podzieliłem na kilka etapów. Pierwszy trudny moment zaczyna się już na Bałtyku, obejmuje ominięcie Cieśnin Duńskich i wyjście na Morze Północne. Potem będzie różnie. Kłopoty mogą zdarzyć się i na Oceanie Indyjskim, i w rejonie Tasmanii, w Cieśninie Cooka. Wielką niewiadomą jest także Przylądek Horn. Mogę trafić na okno pogodowe i bez problemu przejść ten rejon, a równie dobrze może być i tak, że będę czekał na dogodne warunki przez kilka dni.

Tylko stal

Grzegorz Węgrzyn przygotowywał się do swojego rejsu dwa lata. Jednym z ważniejszych punktów tych przygotowań był wybór jachtu, na którym żeglarz spędzi najbliższy rok. Wybrał stalowy slup o długości 11 metrów i powierzchni żagli 50 m².

– Na bazie moich doświadczeń odrzuciłem możliwość wyruszenia w taki rejs na jachcie plastikowym – wyjaśnia kpt. Węgrzyn. – W grę wchodziły tylko drewno i stal. Ostatecznie, zdecydowałem się na jednostkę stalową. Jacht płynący dookoła Ziemi musi być ciężki, solidny, wytrzymały.

Kapitan Węgrzyn jest doświadczonym żeglarzem. Ma na koncie rejsy m.in. po Bałtyku, Zatoce Fińskiej, wśród fiordów Norwegii, wokół Islandii, odwiedził jachtem Spitsbergen i Wyspy Brytyjskie, pływał wzdłuż wybrzeży północnej Europy i po Morzu Czarnym oraz Adriatyku.

– Zdecydowanie wolę pływanie po zimnych akwenach – mówi żeglarz. – Zresztą jak na razie takie, a nie inne były możliwości. Najdłuższe rejsy, na jakie mogłem sobie pozwolić, trwały do miesiąca. W takim okresie za daleko się nie popłynie. Teraz realizuję znacznie większy plan, który założyłem sobie już dawno.

Pomogli dobrzy ludzie

Przygotowania do rejsu trwały długo, jednak na starcie nie tylko łódka musi być gotowa. Nie mniej ważne jest przygotowanie samego żeglarza.

– Od dwóch lat jestem pod stałą opieką psychoanalityka – przyznaje Grzegorz Węgrzyn. – To pomaga w wyciszeniu, opanowaniu negatywnych emocji, w „posprzątaniu głowy”. Poza tym dbam o kondycję. Obliczyłem też, że wystarczą mi cztery godziny snu na dobę. Resztę czasu zajmą prace pokładowe, żeglowanie.

Wyprawa żeglarza z Gryfina nie byłaby możliwa, gdyby nie wsparcie wielu życzliwych osób i instytucji, m.in. Akademii Morskiej w Szczecinie, gdzie kpt. Węgrzyn uczył się astronawigacji, Polskiej Żeglugi Morskiej, która udzieliła wsparcia logistycznego oraz pomoc prywatnych firm i innych żeglarzy.

– W marcu wycofał się jeden ze sponsorów i wszystko stanęło pod znakiem zapytania – wspomina podróżnik. – Na szczęście sytuację udało się opanować dzięki życzliwym ludziom, wśród których byli także zwykli mieszkańcy Gryfina. Nie wymieniam wszystkich, od których otrzymałem wsparcie na poszczególnych etapach przygotowań, bo była by to bardzo długa lista. Wszystkim natomiast bardzo serdecznie dziękuję.

Będzie kolejny rejs?

Kapitan Węgrzyn wyrusza w rejs życia, podróż, która może zapewnić mu miejsce w historii polskiego żeglarstwa obok pierwszego polskiego samotnika, który opłynął świat w rejsie non-stop Henryka Jaskuły i Tomasza Lewandowskiego, który dokonał tej sztuki płynąc z Zachodu na Wschód. Ale nie zamierza poprzestać na tym jednym projekcie.
– Już myślę o kolejnym rejsie – przyznaje. – Po powrocie z tej wyprawy chcę ponownie wyruszyć w trasę dookoła świata. Tym razem z północy na południe. Gdyby mi się udało, to byłoby to jak zawiązanie kokardki na globusie.

Co myślisz o tym artykule?
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0