
Witold Małecki: Sukcesem jest dostanie się na listę startową Mini Transat
Już 24 września Witold Małecki jako pierwszy Polak popłynie na łódce seryjnej w regatach samotników Mini Transat. Żeglarz opowiedział nam o regatowej karierze, przygotowaniach do startu i celach, które przed sobą stawia.
Skąd wzięło się żeglarstwo w twoim życiu?
Kiedy miałem chyba 14 lat trochę przypadkowo trafiłem na obóz żeglarski w Kamieniu nad Bełdanami na Mazurach. To był obóz z zakładu, w którym pracowała moja mama. Na tyle mi się to spodobało, że jeszcze w tym samym roku namówiłem moich rodziców, by pojechać na jeszcze jeden obóz żeglarski. Tym razem do Krynicy Morskiej nad Zalewem Wiślanym. Tam zrobiłem patent żeglarza i niepostrzeżenie żeglarstwo stało się istotną częścią mojego życia. Tak się złożyło, że nigdy nie uprawiałem żeglarstwa zawodowo, nikt mi za to nie płacił, a wręcz przeciwnie, to ja zawsze płaciłem (śmiech). Wygląda na to, że żegluję już 40 lat. Swojej przygody z żaglami nie zaczynałem od regat. Raczej od strony turystycznej i przez długie lata to była moja ulubiona forma spędzania wolnego czasu. Najpierw na Mazurach, potem na Bałtyku, w międzyczasie zrobiłem kolejne stopnie żeglarskie. Później pojawiły się trochę większe wyprawy jak np. do północnej Norwegii, czy rejs z Kanarów na Wyspy Zielonego Przylądka, albo na Svalbard.
W którymś momencie stwierdziłem, że warto sprawdzić jak smakuje żeglarstwo regatowe. Dość niedawno, bo jakieś dziesięć lat temu, zacząłem się ścigać. W 2013 roku wydarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze „zaraziłem się” klasą Nautica 450. To polska amatorska klasa, ale coraz bardziej popularna. Jest o tyle ciekawa, że łódki tej klasy są stosunkowo tanie. Przy długości 4,5 metra i szerokości 1,9 metra przypomina skiffa. Na niej uczyłem się ścigać, a równocześnie po raz pierwszy na morskiej łódce wystartowałem w regatach samotników o Puchar Poloneza i zakończyłem je na drugim miejscu.
Co sprawiło Ci szczególną satysfakcję od momentu angażowania się w żeglarstwo regatowe?
Wydaje mi się, że najważniejsza rzeczą dla mnie, która miała dla mnie duże znaczenie, było wygranie żeglarskiej „Bitwy o Gotland” w 2018 roku. Istotne znaczenie miało dla mnie także to, że dwa razy byłem mistrzem Polski w klasie 450, ale te sukcesy trudno odnosić do łódek klas olimpijskich. To zupełnie inna bajka. Dość istotne jest również to, że w dwóch tegorocznych imprezach: Mini en Mai i Trophee Marie Anges Peron na Mini 650 zająłem satysfakcjonujące mnie miejsca. Dwa lata pływania na Mini 650 zaczynają przynosić efekty.
Co w przygotowaniach do startu w regatach Mini Transat jest dla ciebie najważniejsze?
Nie ma jednej najważniejszej rzeczy. Chociaż…nie, jest taka! To znalezienie się na liście startowej tych regat. W regatach weźmie udział 90 żeglarzy, z czego ok. 60 wystartuje na łódkach seryjnych. Znalezienie się wśród tych uczestników było bardzo trudne, bo chętnych było ponad dwa razy więcej. O tym, kto będzie na liście startowej decyduje po pierwsze spełnienie wszystkich wymagań kwalifikacyjnych, na które składa się przepłynięcie określonej minimalnej liczby mil, czyli 1500 Mm w oficjalnych regatach klasy Mini, w tym przynajmniej jeden rejs musi być samotny, jedne regaty ukończone w tym roku. Do tego trzeba odbyć rejs kwalifikacyjny na dystansie 1000 Mm, w ramach którego należy zrealizować określone zadania jak np. nagranie prognozy pogody na falach krótkich czy wyznaczenie pozycji z astronawigacji. Proszę sobie wyobrazić, że pokonałem ok. 3750 mil w regatach, a i tak byłem pod koniec listy. Tak więc najtrudniejsze było dopięcie tzw. timingu, czyli następstwa zdarzeń w czasie, by ostatecznie znaleźć się na liście startowej.
Na ile korzystałeś z doświadczeń polskich poprzedników w regatach Mini Transat?
Jeśli chodzi o naszych żeglarzy, którzy przede mną startowali w Mini Transat, na pewno dużo wiedzy i informacji uzyskałem od Radka Kowalczyka, z którym znamy się od wielu lat. Rozmawiałem o tych regatach także z Michałem Weselakiem. Z Jarkiem Kaczorowskim nie miałem okazji, a może warto było. Moim zdaniem najwięcej nauki wynikało z tego, że uczestniczyłem w cyklach treningowych. Najpierw w Barcelonie. Spędziłem tam dużo czasu, bo od października ubiegłego roku do kwietnia tego roku łódka „Prodata” stała w tamtejszym porcie. Jestem z resztą członkiem bazy „Mini Barcelona”, gdzie co dwa tygodnie mieliśmy treningi. Do tego dochodziły zajęcia teoretyczne z różnych obszarów wiedzy, ale najwięcej z zakresu meteorologii. Pod koniec czerwca przeniosłem się z łódką do bazy w La Rochelle we Francji. Do tej pory moja łódka tam jest, a ja tam także uczestniczyłem w podobnych treningach jak w Barcelonie. To były treningi przybrzeżne, na których pracuje się nad techniką, prędkością, ustawieniem łódki. Były także treningi dalekomorskie, czyli takie, na których wypływaliśmy np. w 400-milową trasę.
W tej chwili jeśli chodzi o łódki seryjne, w ostatnich kilku latach sporo się zmieniło. Weszły na bardzo wysoki poziom, dlatego ci, którym zależy nie tylko na ukończeniu regat Mini Transat, ale na zajęciu w nich przyzwoitego miejsca, muszą uczestniczyć w tego typu zajęciach. Bo żeglarze, którzy to robią, są po prostu, dużo lepsi od rywali. Trzeba też wiedzieć, że najlepsi żeglarze startujący w Mini Transat poświęcają czas wyłącznie na przygotowanie łódki i doskonalenie żeglugi.
Zakładasz sobie jakieś cele na te regaty? Co będzie dla ciebie sukcesem?
Jeśli ukończę regaty w pierwszych 20 procentach stawki to będę bardzo zadowolony. Wtedy uznam, że ten wysiłek, który wykonałem podczas wszystkich przygotowań przez dwa ostatnie lata, dał rezultat.
Witold Małecki z wykształcenia jest informatykiem. Ukończył Politechnikę Poznańską – Kierunek Systemy Mikrokomputerowe. Był członkiem Klubu Żeglarskiego Politechniki Poznańskiej. Od wielu lat zawodowo jest związany z firmą Prodata, która jest organizatorem projektu „Prodata Sailing Team”.
Oprócz Witolda Małeckiego w regatach Mini Transat wystartuje także polsko-francuska żeglarka Karolina Boule. Rywalizować będzie ona w grupie Proto na jachcie „Nicomatic”. Wywiad z nią opublikujemy w przyszłym tygodniu.
Mini Transat to transatlantyckie regaty samotników na 6,5-metrowych jachtach klasy Mini 650. Ich trasa biegnie pomiędzy Francją a Karaibami, z przystankiem na Maderze lub Wyspach Kanaryjskich. Pierwsza edycja została przeprowadzona w 1977 roku, a kolejne organizowane są co dwa lata. W 1977 roku wystartował w nich Kazimierz „Kuba” Jaworski (drugie miejsce), w 2007 roku Jarosław Kaczorowski (dziewiętnaste miejsce), a w 2011 i 2015 roku Radosław Kowalczyk (w pierwszych regatach dwudzieste szóste miejsce w klasie Proto, drugich nie ukończył – jacht uległ zniszczeniu po zderzeniu z niezidentyfikowanym obiektem). W 2019 roku Michał Weselak zajął piętnastą lokatę w klasie Proto.
PODZIEL SIĘ OPINIĄ