Żeglarze wszechczasów: Joshua Slocum
Joshua Slocum to pierwszy człowiek w dziejach żeglarstwa, który samotnie opłynął świat. W latach 1895-1898 okrążył kulę ziemską na 11-metrowym jachcie „Spray”.
Joshua Slocum urodził się 20 lutego 1844 roku w Wilmot w Nowej Szkocji w Kanadzie. Od najmłodszych lat pociągało go morze – jego dziadek od strony matki był latarnikiem, a ojciec szył buty rybakom. W wieku 12 lat po raz pierwszy uciekł z domu, zaciągając się na rybacki szkuner w charakterze chłopca okrętowego i pomocnika kuka. Cztery lata później po śmierci matki opuścił dom na zawsze, zaciągając na statek jako marynarz. W pracy na morzu okazał się zdolny – po dwóch latach zdobył uprawnienia drugiego oficera, a w 1869 roku – już jako obywatel Stanów Zjednoczonych – objął dowództwo nad barkiem „Washington”. W kolejnych latach dowodził też innymi jednostkami.
Szczególnie dramatyczny był rejs statkiem „Aquidneck” w latach 1886-1887, podczas którego załoga przeżyła atak piratów oraz epidemię cholery i czarnej ospy. Na koniec jednostka rozbiła się w drodze do Montevideo. Slocum wraz z rodziną zbudował 10-metrową łódź „Liberdade”, na której przypłynął do Waszyngtonu. Tę wyprawę opisał w książce „Rejs Liberdade”, która przyniosła mu dużą sławę.
Kanadyjsko-amerykański żeglarz miał 48 lat, kiedy w 1892 r. kupił „Spray” – starą łódź, która do tej pory służyła do poławiania ostryg w zatoce Chesapeake. Wyremontował ją i w 24 kwietnia 1895 roku rozpoczął w Bostonie samotną wokółziemską wyprawę, którą opisał później w książce „Samotny rejs dookoła świata”. Slocum wypłynął dyskretnie, a ci którzy o planie wiedzieli, nie dawali mu wielkich szans na sukces.
Popłynął przed Atlantyk do Europy, gdzie pojawił się w sierpniu. Ze Starego Kontynentu kierował się ku zachodnim brzegom Afryki, a potem w kierunku Ameryki Południowej, później do Australii i dalej przez Ocean Indyjski i Afrykę skierował się do wybrzeży Stanów Zjednoczonych. W ciągu trzech lat, od 1895 do 1898 roku, przepłynął 46 tys. mil morskich – wyłącznie pod żaglami i bez żadnych udogodnień, którymi posługują się współcześni żeglarze. Były to czasy, kiedy musiał odpierać ataki berberyjskich piratów i Indian.
Jego pomysł określano w XIX wieku jako szaleństwo. To „efekt” jego bezprecedensowego wyzwania, ale także…braku umiejętności pływania, do czego Slocum wielokrotnie się przyznawał. Był jednak świetnie zaopatrzony, przede wszystkim w wodę pitną, której brak położył kres wielu wcześniejszym wyprawom. Kanadyjski Amerykanin zawijał do portów, gdzie uzupełniał zapasy, a w podróży – co opisał w swojej książce – opatrzność mu sprzyjała, bo np. latające ryby wskakiwały wprost na rozgrzaną patelnię, a jego samego było stać na to, by podczas rejsu pić swoją ulubioną kawę ze śmietanką.
Nie wszystko było jednak tak miłe i łatwe. W pewnym momencie Slocumowi zaczęło brakować pieniędzy, a kontynuacja samotnego rejsu stanęła pod znakiem zapytania. Będąc w Australii zaczął opowiadać o swojej wyprawie, ludzie go słuchali i chcieli za to płacić. To pozwoliło mu na ukończenie rejsu, a nawet kupno domu koło Bostonu, już po powrocie do domu.
Swój rejs Joshua Slocum zakończył 3 lipca 1898 roku w Fairhaven, zostając pierwszym żeglarzem, który samotnie opłynął świat.
Od żeglowania zrobił sobie dłuższą przerwę, ale nie porzucił go na zawsze. W listopadzie 1909 roku na swojej sprawdzonej łodzi „Spray” wypłynął z Nowej Anglii w swój drugi wielki rejs, tym razem do Ameryki Południowej. Od momentu wypłynięcia nikt go już nigdy nie zobaczył. Nikt też nie natknął się na ślady po nim czy jego łodzi. Przypuszcza się, że jego łódź uderzyła w parowiec lub wieloryba i zatonęła. Dopiero w 1924 roku oficjalnie uznano go za zmarłego.