< Powrót
6
sierpnia 2024
Tekst:
Adam Mauks
Zdjęcie:
Archiwum prywatne
Karol Teliga na stacji im. Henryka Arctowskiego, 1978 rok.

Znani i nieznani: Karol Teliga

Karol Teliga jest bratankiem Leonida Teligi, pierwszego Polaka, który samotnie opłynął świat jachtem. Ze stryjem połączyła go wspólna pasja do żeglowania i dalekich wypraw. 

Karol Teliga urodził się w 1946 roku w Londynie. Całe jego życie, szkoły i praca były jednak związane z Warszawą. Od małego żył w atmosferze wypraw dzięki stryjowi,  słynnemu Lonidowi Telidze a dokładniej przetłumaczonej przez niego książce “Na przełaj przez Antarktydę”. Był nią zafascynowany. Na początku lat 70-tych postanowił zbudować własny jacht.

– To było w 1973 roku – opowiada Karol Teliga. – Decyzję o jego budowie podjęliśmy wraz z małżonką, ale finansowo była ona zupełnie abstrakcyjna, bo nie mieliśmy na to pieniędzy.

Problemem było również pozyskanie formy. Udało się to dopiero po dłuższych poszukiwaniach.

– W warszawskim AZS powstała wówczas maszoperia, która była zainteresowana budową takiego jachtu jaki ja chciałem stworzyć – mówi. – Zostałem jej członkiem wnosząc do niej prawa do formy, którą już miałem. Od początku interesowała mnie tylko wersja morska. Zrobiłem więc korektę kila, dzięki czemu jacht miał dość duże zanurzenie. W sumie w naszej maszoperii powstało siedem jachtów, potem kilka kolejnych o długości 6,3 metra.

Z przygody w maszoperii warszawskiego AZS Karol Teliga wyszedł z umiejętnością wykonywania laminatów. Potem dzięki temu zarabiał pieniądze.

– Kiedy stanęliśmy pod ścianą i zabrakło środków, by nasz jacht wykończyć, udało mi się wyjechać do Szwecji – opowiada. – Tam spotkałem ludzi, którzy zbudowali jacht regatowy, ale chcieli zrobić ich więcej. Wylaminowałem trzy kadłuby i wróciłem do domu z pieniędzmi, za które mogliśmy wykończyć nasz jacht i popłynąć nim w rejs do dawnej Jugosławii.

To była głęboka komuna, więc ciągnęli jacht starą Nysą, która ledwo była w stanie podciągnąć go pod górę, ale udało im się ostatecznie szczęśliwie dotrzeć pod Rijekę i żeglować po Adriatyku.

Zdaniem Karola Teligi, jacht był idealny do pływania po morzu. To była jednostka typu Giga, a nazywała się „Jamioł”. Trzeba przyznać, że jej konstrukcja była dość prymitywna, bez instalacji elektrycznej w środku, ale jacht był za to bardzo mocny. Takielunek był liczony przez Karola Teligę według zasad, które inżyniera Tadeusza Sołtyka, mówiących, że musi być on liczony dla wytwarzania naprężeń generowanych przez uderzenia masztu w wodę. To było kluczowe dla bezpieczeństwa.

Dlaczego?

– Bo jeśli siedzi się w czasie trudnych warunków na małym jachcie, to od karabinku piersiowego powinny iść dwie linki, a nie jedna – wyjaśnia Karol Teliga. – Wtedy tego doświadczyłem, bo mimo przewrotki nic się nikomu nie stało. Rejs po Adriatyku był fantastyczną przygodą, którą do dziś z ogromną przyjemnością wspominam.

Karol Teliga pracował przed laty w Zakładzie Badań Polarnych PAN gdzie brał udział m.in. w budowie Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego.

– Przez rok w niej zimowałem, byłem także na pokładzie „Pogorii” sprawdzając jej stan i możliwości popłynięcia żaglowca na Antarktydę – mówi. – I to się wtedy udało.

W rozmowie z bratankiem Leonida Teligi, trudno nie zapytać o żeglarskie relacje jakie ich łączyły.

– Gdybym miał tak na szybko zrekapitulować swoje życie, to chyba jego wpływ na moje postrzeganie żeglarstwa był mniejszy niż się mogłoby się wydawać – mówi Karol Teliga. – W momencie kiedy dowiedziałem się, że wujek planuje taki rejs, to było dla mnie coś zupełnie naturalnego. Oczywiście, trzeba dodać, że wtedy nie starczało mi wyobraźni, by to sobie uzmysłowić, ale nie było to dla mnie zaskoczeniem. Byłem nawet w jakimś stopniu zaangażowany w budowę jachtu „Opty”. Rysowałem samoster. Idea tego rejsu, budowy jachtu, to wszystko przetaczało się przez nasz dom, bo wujek bywał u nas niemal codziennie. Sam rejs raczej słabo przeżywałem, bo miałem wtedy swoje kłopoty. W marcu 1968 roku wdałem się w małą konfrontację z ówczesną władzą. Byłem zatrzymany, a kiedy wyszedłem to chcieli mnie wziąć do wojska. Dzięki Bogu i lekarzom udało mi się wtedy tego uniknąć i skończyłem studia. To było jednak w okresie rejsu wujka, dlatego myślami byłem gdzie indziej. Byłem jednak spokojny o jego los. Po pierwsze wiedziałem jak zbudowany jest „Opty”, a po drugie wujek był człowiekiem, którego trudno było złamać.

– Dziś widzę i mówię, że odbiór społeczny rejsu wujka jest nie do powtórzenia – wyznaje bratanek Leonida Teligi. – Z moich doświadczeń z ludźmi, którzy byli jego fanami, wynika, że większość z nich nie była świadoma skali tego osiągnięcia. A jednak wujek był wtedy bardzo popularny, a ja zastanawiałem się skąd to się brało. Po latach doszedłem do wniosku, że to był efekt gigantycznego zapotrzebowania społecznego na spektakularny i prywatny sukces Polaka w opozycji do otaczającej nas wtedy szarzyzny.

Karol Teliga ma 78 lat, mieszka w Nadarzynie i jest emerytem. W 1977 roku skończył Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego na Wydziale Melioracji Rolnych, specjalizacja – budownictwo wodne. Jest byłym pracownikiem Instytutu Ekologii PAN.

Co myślisz o tym artykule?
+1
1
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0