
Nie mają domów, budują sobie jacht
Jacht będzie nazywał się „Ojciec Bogusław” i chociaż jeszcze stoi pod dachem zaimprowizowanej szkutni w podwarszawskim Ursusie, to tak jakby już płynął w swój pierwszy rejs dookoła świata.
– Bo przecież dla tych, którzy go budują, równie ważna jak rejs jest praca przy jego budowie – mówi Adriana Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej. – Dla nich wyprawa życia zaczęła się już tutaj, na lądzie.
Pani Adriana kieruje Misją od czerwca 2009 roku, kiedy zmarł jej twórca i charyzmatyczny dyrektor, ojciec Bogusław Paleczny. To właśnie ojciec Paleczny był pomysłodawcą budowy jachtu. Chciał by ludzie, na co dzień pozbawieni wiary we własne możliwości i nadziei na lepszą przyszłość, odzyskali godność i dumę. A także dawne, młodzieńcze marzenia i spróbowali te marzenia zrealizować. Budowniczymi jachtu zostali bezdomni, podopieczni ojca Bogusława. Po nagłej śmierci kapłana postanowili, że ich łódź będzie miała go za patrona.
Przedsięwzięcie ruszyło w 2006 roku na terenie pensjonatu socjalnego „Św. Łazarz” i trwa do dziś, bo niemal wszystko robią własnym sumptem, korzystając ze wsparcia rzeczowego od osób prywatnych, firm i rozmaitych instytucji.
– Mam nadzieję, że zakończymy budowę w ciągu półtora roku – deklaruje dowódca powstającej jednostki, kpt. Waldemar Rzeźnicki.
To nie pierwszy deklarowany termin. Początkowo jacht miał wypłynąć na szerokie wody w 2010 roku. Czy uda się dotrzymać nowego terminu? Czas pokaże.
Budowniczych było wielu
– I tu się różnię z panem kapitanem – śmieje się Adriana Porowska. – On chciałby jak najszybciej zacząć pływać. Ja natomiast uważam, że nasi bezdomni już korzystają na budowie tego jachtu, bo skoro żeglarstwo wychowuje i uczy ludzi wielu dobrych rzeczy, to przecież praca tym bardziej. A to kiedy zakończymy budowę i kiedy jacht wyruszy w rejs, nie jest aż tak ważne.
Zdaniem szefowej Misji istotny jest cel terapeutyczny. A ten spełnia się od pierwszego dnia budowy. Bezdomni, najczęściej od lat bez stałego zatrudnienia, stracili umiejętność funkcjonowania według określonego harmonogramu. Dzięki zajęciom przy jachcie ponownie uczą się tego, co jest konieczne do funkcjonowania na rynku pracy i w codziennym życiu.
– Przez budowę przewinęło się już wielu ludzi – opowiada pani Adriana. – Niektórzy są z nami przez jakiś czas, potem odchodzą i zajmują się własnym życiem. Ktoś dostanie lokal komunalny, komuś trafi się lokum socjalne i tak próbują poukładać swoje sprawy. Niestety są coraz starsi, jest im coraz trudniej dostać lub utrzymać pracę. Kiedy spotyka ich niepowodzenie, wracają do nas i tu odnajdują wsparcie oraz poczucie, że są komuś potrzebni.
Budowniczych jachtu było już w sumie ponad 60. Wśród nich trafił się nawet wykwalifikowany stoczniowiec. Niektórzy zdobyli uprawnienia żeglarskie, pływali z ojcem Palecznym po Bałtyku i Morzu Północnym.
Finał coraz bliżej
– Nie wszyscy oczywiście popłyną w rejs dookoła świata, ilu będzie tych szczęśliwców trudno powiedzieć, bo wiele jak zwykle zależy od funduszy – mówi kpt. Rzeźnicki. – Jacht ma 12 koi dla załogi. Do tego trzeba doliczyć kapitana i trzech oficerów. Jeśli zdobędziemy pieniądze na transport ludzi, na opłaty portowe, to będziemy robić zmiany, przez łódź przewinie się kilka składów. A jeśli nie, czeka nas długa wyprawa dokoła świata bez zawijania do portów.
„Ojciec Bogusław” nie od razu wyruszy w swoją okołoziemską eskapadę. Po wodowaniu czekają go jeszcze testy morskie, które potrwają około roku. W tym czasie jacht i załoganci będą sprawdzać się w „warunkach bojowych” na Bałtyku.
W lipcu budowniczowie postawią grotmaszt. Czeka ich jeszcze wyposażenie wnętrza jednostki. Serce łodzi – silnik już jest. Jest też kotwica.
– Ale brakuje nam łańcucha kotwicznego – mówi kapitan. – Dokładnie chodzi o dwa łańcuchy dziesięciomilimetrowe, krótkoogniwowe o długości 200 metrów każdy. Bylibyśmy szczęśliwi, gdyby ktoś sprezentował nam taki element wyposażenia.
To nie jedyna rzecz, jakiej potrzebują szkutnicy-amatorzy. Na stronie internetowej stanowiącej dziennik budowy jachtu można znaleźć informacje o przebiegu prac i o poszukiwanych materiałach niezbędnych do ukończenia budowy.
Mimo wszelkich trudności i wciąż niezrealizowanych potrzeb, budowa jachtu zmierza do końca. Wcześniej czy później jednostka zostanie zwodowana, a jego budowniczowie wyruszą w podróż, która z pewnością odmieni ich życie. Na wiele miesięcy ich domem będzie 17-metrowy szkuner. Najtrudniejsze czeka ich jednak po powrocie na ląd. Czy będą umieli odnaleźć dom na resztę życia?
Strona projektu: www.ojciecboguslaw.pl
Podstawowe dane s/y „Ojciec Bogusław”
(konstruktor inż. Bogdan Małolepszy)
– szkuner gaflowy
– długość: 17,1 m
– szerokość: 5,25 m
– zanurzenie: 1,6 m