
Słyszeliście o… operacji „Akwen”?
Polskie żeglarstwo w PRL-u nie było odporne na działania Służby Bezpieczeństwa. A były one nieraz bardzo finezyjne. Oto jeden z przykładów.
Połowa lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, Kilonia, pokład polskiego jachtu. Do kapitana jednostki podchodzi, dobrze mówiący po polsku, mężczyzna. Twierdzi, że reprezentuje „Solidarność” na Zachodzie i ma dla niego pewną propozycję. Chce, aby Polak przemycił do kraju maszyny i urządzenia poligraficzne dla podziemnych struktur związku. Oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem w dolarach.
Kapitan prosi o czas do namysłu. Mężczyźni ustalają, że kiedy jacht ponownie przypłynie do RFN, a kapitan zdecyduje się na przemyt, ma się z nieznajomym skontaktować telefonicznie w celu ustalenia szczegółów akcji.
Działacz zagranicznych struktur „Solidarności” („bezpieka” szybko ustaliła, że szwedzkich) miał jednak pecha. Kapitan jachtu był bowiem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Fotograf”. Po powrocie do kraju zameldował swoim mocodawcom o całej sprawie. Ta postanowiła wykorzystać sytuację.
Tak powstała sprawa operacyjnego rozpracowania kryptonim „Akwen”. Jej celem było, jak można przeczytać w dokumentach: „1. Utworzenie kontrolowanego kanału przerzutowego z terenu RFN lub Szwecji do kraju. 2. Uzyskanie wyjść operacyjnych na osoby w kraju posiadające kontakty z działaczami „Solidarności” na Zachodzie.”
Licząca ponad 100 stron teczka dotycząca „Akwenu” jest szara i zakurzona. Według współczesnych oznaczeń nosi sygnaturę IPN Gd 0027/3847. Dokumenty w niej zgromadzone pokazują kawałek żeglarskiej, jak się okazuje ciągle jeszcze mało znanej, najnowszej historii Polski.
Służba Bezpieczeństwa bardzo dokładnie przygotowała się do realizacji „Akwenu”. Po ponownym zawinięciu do Kilonii „Fotograf” miał się skontaktować z działaczem “Solidarności” i jak zapisano: „będzie dążył do zdobycia u niego zaufania wyrażającego się gotowością do przewożenia materiałów i środków dla osób przez niego wskazanych w kraju”.
Według planu „bezpieki”, po przyjęciu przesyłki „Fotograf” miał zadzwonić pod wskazany numer telefonu i poinformować o tym w zakamuflowany sposób. „Rozmowa winna dotyczyć stanu zdrowia pańskiej matki, w czasie rozmowy użyje pan hasła: „Kupiłem dla matki złote krople i będę w Gdańsku w dniu …… (tak jest w oryginale – red.). Pozdrów Tadzia, Andrzeja i Krysię” – brzmiała instrukcja dla tajnego współpracownika.
Przewidywano, że przesyłka może być przejęta w Polsce w dwóch miejscach: wspomnianym wyżej Gdańsku lub Świnoujściu. Oba miały być pod pełną kontrolą „bezpieki”. W Świnoujściu miało to wyglądać tak: „Dla pełnej konspiracji przedsięwzięć w dwóch budynkach usytuowanych naprzeciw portu jachtowego (…) będzie przebywało po dwóch wywiadowców ze sprzętem foto i łączności radiowej w systemie trzyzmianowym. Zadaniem ich będzie od chwili zacumowania jachtu przy nabrzeżu Władysława IV ciągłe jego obserwowanie i rejestrowanie osób opuszczających i odwiedzających jacht. Trasa jachtu od momentu odprawy paszportowej do basenu jachtowego będzie śledzona przez grupy obserwacyjne rozmieszczone wzdłuż kanału od strony Świnoujścia (…) Szczególnie zadaniem wywiadowców będzie zwracanie uwagi na osoby wynoszące bagaże z jachtu. Sytuacje te będą dokumentowane fotografią operacyjną oraz przekazywane grupom obserwacyjnym pozostającym na posterunkach ruchomych w bezpiecznej odległości”.
W związku z powyższym do zabezpieczenia obserwacji SB planowała wykorzystać: „54 wywiadowców w systemie trzyzmianowym, 20 radiowozów, 1 magnetowid, 3 aparaty foto z teleobiektywem, 6 aparatów foto zakamuflowanych, 4 radiostacje stacjonarne, 12 radiostacji nasobnych, 3 lornetki, tablice kodowe, tablice umownych znaków, rekwizyty (kosze na grzyby, siatki, torby), sprzęt wędkarski oraz odzież umożliwiającą dostosowanie się do określonych sytuacji”.
Ponieważ celem całej operacji było stworzenie kontrolowanego przez SB kanału przerzutu nielegalnych materiałów z zagranicy do Polski, zatem wszystko miało zostać zorganizowane tak, aby nie zdekonspirować „Fotografa”. Niestety sprawa spaliła na panewce. Choć tajny współpracownik jeszcze kilkakrotnie wypływał jachtem do portów niemieckich, nigdy już nie udało mu się skontaktować z przedstawicielem zagranicznej „Solidarności”, z którym wcześniej się spotkał. Sprawę zamknięto ostatecznie w 1987 roku.
Zanim to się jednak stało, na celowniku SB znalazł się sam „Fotograf”. Brak efektów jego pracy zaczął budzić podejrzenia “bezpieki”. Jeden z funkcjonariuszy tak opisuje spotkanie, które odbył z tajnym współpracownikiem 20 sierpnia 1985 roku: „Spotkanie (..) wymusiłem udając się (…) ok. godz. 9.15 do miejsca jego zamieszkania. Drzwi do mieszkania otworzyła kobieta w wieku ok. 55-60 lat, która poinformowała, że zainteresowany wyszedł z psem na spacer, ale powinien zaraz wrócić. Postanowiłem zaczekać na zewnątrz. Po chwili nadszedł (…), poszedłem mu naprzeciw, gdy mnie zobaczył, był zaskoczony, nie potrafił ukryć zmieszania. Po przywitaniu się tłumaczył, iż był bardzo zajęty, kilka razy próbował kontaktować się ze mną telefonicznie, lecz nikt nie odbierał telefonu: z telefonami też miał kłopoty, większość niesprawnych. Mówił szybko i chaotycznie, kiedy spostrzegł, iż zachowuję się spokojnie, a rozmowę sprowadziłem na konkretny i interesujący nas temat wyraźnie uspokoił się i zdał relację z przebiegu rejsu oraz wykonania zadań. Rozmowę prowadziliśmy w samochodzie tajnego współpracownika (stara, zniszczona Warszawa).(…) Uważam iż tajny współpracownik pseudonim „Fotograf” nie postępuje uczciwie i lojalnie wobec naszej Służby. Przekonany jestem, iż fakt współpracy traktuje jako parawan dla swoich nielegalnych transakcji handlowych i uprawiania przemytu. W tej sytuacji nie można wykluczyć prowadzenia przez tajnego współpracownika pseudonim „Fotograf” podwójnej gry w kontakcie z ośrodkami wywiadu któregoś z państw NATO. Wnioskuję za dalszym utrzymywaniem kontaktu z „Fotografem” na dotychczasowych zasadach bez wzbudzania podejrzeń z jego strony; jednocześnie objęcie go dokładną i wnikliwą kontrolą operacyjną przy wykorzystaniu osobowych i technicznych środków pracy operacyjnej”.
Bezpośrednim efektem fiaska „Akwenu” była także propozycja, aby: „Założyć kartotekę operacyjną członków załóg jachtów biorących udział w rejsach zagranicznych. Ustalić pełne dane osobopoznawcze, kontakty i ich charakter – typować kandydatów na tajnych współpracowników. Objąć kontrolą operacyjną załogi jachtów wypływające w rejsy zagraniczne”.
PODZIEL SIĘ OPINIĄ