Znani i nieznani: Bohdan Oppenheim
Jest profesorem inżynierii systemowej w służbie zdrowia. Od 70 lat żegluje i ciągle sprawia mu to radość. Za rok planuje popłynąć na Hawaje lub Morze Corteza.
Bohdan Oppenheim mówi o sobie, że urodził się jeszcze w czasach dinozaurów, czyli w 1948 roku, w Warszawie. Po raz pierwszy żeglował na bączku na Wiśle. To było na Czerniakowie, a on miał sześć może siedem lat.
– Pamiętam, że po tej przygodzie mama zaczęła mnie wysyłać na kolonie żeglarskie na Mazury, ale mało co z tego pamiętam – wspomina. – Potem kuzyn namówił mamę, żeby mnie wysłać na obóz żeglarski do Trzebieży. To było moje zbawienie, bo ten morski ośrodek rzeczywiście był wspaniały, a ja zdobyłem tam patent żeglarza, potem patent sternika jachtowego, oraz pasję do żeglarstwa morskiego. Uwielbiałem to miejsce, bo to była prawdziwa szkoła żeglarstwa.
Bohdan Oppenheim wspomina też pobyt w Jastarni, gdzie żeglował z – jak mówi – genialnym żeglarzem Jerzym Rakowiczem. To była jeszcze dawna znajomość z Warszawy.
– Miałem też ogromną przyjemność poznać Teresę Remiszewską, kiedy przypłynęła do Stanów Zjednoczonych w regatach OSTAR ’72 – mówi. – Tam związała się z Polakiem Jerzym Damszem. A on w czasie wojny walczył jako polski lotnik z moim wujem nad Wielką Brytanią. Był pilotem, mój wujek nawigatorem, a przyjaźń z Teresą Remiszewską przetrwała aż do jej śmierci.
Bohdan Oppenheim kolejne żeglarskie kroki stawiał już za granicą.
– Jestem „marcowcem”, czyli brałem udział w tzw. wydarzeniach marcowych 1968 roku – opowiada. – Po nich zaczęto się do mnie czepiać, wyrzucili mnie ze studium wojskowego. Pamiętam, że wpisano mi do książeczki wojskowej „relegowany za działalność antysocjalistyczną”. Kiedy w Wiedniu pokazałem to konsulowi amerykańskiemu, z uśmiechem oznajmił, że wjadę do Stanów jako uchodźca polityczny.
Następnym krokiem było wyrzucenie ze studiów na Politechnice Warszawskiej, ale Bohdan Oppenheim miał rodzinę w Stanach Zjednoczonych.
– Zdecydowaliśmy się uciec z Polski przez Jugosławię do Włoch, a później do Austrii i na koniec do Stanów Zjednoczonych – wspomina.
Bohdan Oppenheim do Stanów Zjednoczonych wyjechał już mocno zaangażowany w żeglarstwo. Praca tam w żaden sposób nie kolidował z jego pasją, a wręcz przeciwnie.
– Można powiedzieć, że to była i nadal jest moja pasja – dodaje. – Tylko szukałem okazji, kiedy mogę pożeglować. Kiedy byłem w MIT na wydziale budowy okrętów, wszyscy profesorowie byli żeglarzami, mieli swoje łodzie, a ja natychmiast wprosiłem się na łódź mojego profesora, który chętnie mnie zabierał.
Jak mówi sporo żeglował w regatach na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych.
– Nigdy nie byłem dobrym żeglarzem regatowym, ale robiłem, co mi kazali – dodaje. – Moją ostatnią łódź kupiłem w Wirginii i przepłynąłem nią kanałami Intercoastal prawie całe wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, to jakieś 1200 mil morskich. Było piękne, bo to była trasa śladami Marka Twaina.
Wcześniej Oppenheim brał udział w regatach na zachodnim wybrzeżu od Los Angeles do Puerto Vaillarta na dużym, bo 50-stopowym jachcie „Venture”.
– W Stanach wielkość jachtu określa się długością, a nie powierzchnią żagli – dodaje Bohdan Oppenheim. – Byłem nawigatorem na tym jachcie w czasie regat, ale jego właściciel zdecydował, że jacht zrobi swój rejs powrotny z kolegami, bez nawigacji. Niestety rozbił się na plaży. To były czasy, kiedy nawigowałem sekstantem, bo nie było GPS.
W sumie przeżeglował wzdłuż prawie całego pacyficznego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, Meksyku i większości Kanady. Bohdan Oppenheim nadal z radością żegluje. Ma już trzeci jacht, typu Hunter 39, po poprzednich Newport 30 i Hunter 32.
– Uwielbiam go, a niedawno byłem na nim z polską załogą w San Francisco – dodaje. – W przyszłym roku planujemy popłynąć na Hawaje albo Morze Corteza w Meksyku.
– Pływałem sporo z kapitanem Arkiem Pytyńskim, to wspaniały żeglarz i kapitalny człowiek – dodaje Bohdan Oppenheim. – Podczas rejsu do San Francisco dałem mu za zadanie, że musi codziennie opowiedzieć przynajmniej pięć brzydkich kawałów, w przeciwnym razie wylatuje za burtę. Wywiązał się z tego zadania z nadwyżką.
Bohdan Oppenheim mówi o sobie, że jest naukowym „kundlem”, ponieważ los rzucał go w różne dziedziny.
– W Polsce studiowałem na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej, ale już po wyjeździe do Austrii, czekając na wizę amerykańską, uświadomiłem sobie, że nie lubię zajmować się sprawami mechanicznymi – mówi. – Ponieważ kochałem żeglowanie postanowiłem zrobić dyplom z budowy okrętów. To się udało. Potem pracowałem dla firmy Global Marine, która robiła platformy wiertnicze na morzu. Ona zasłynęła z podniesienia zatopionej rosyjskiej łodzi podwodnej. Ten przemysł padł, wiec przekształciłem się na konstrukcje rakiet i satelitów, a potem inżynierię systemów.
Oppenheim przez lata pracował w MIT, czyli Massachusetts Institute of Technology, która jest uważana za najbardziej prestiżową techniczną uczelnię świata. Jest też jednym z twórców nowej dziedziny inżynierii systemowej w służbie zdrowia. W największym skrócie pomaga ona integrować fragmentaryzowane elementy leczenia pacjenta. Był zaproszony do 35 krajów z wykładami na ten temat. Za kilka dni leci z kolejnym wykładem do Australii.
– Chcę wejść z tą wiedzą do Polski, ale jak dotąd nie udało mi się nikogo tym zainteresować – dodaje Bohdan Oppenheim.
Od roku jest na emeryturze, ale ciągle jest aktywny naukowo i nadal uczy inżynierii systemów w szkole medycznej Kaiser Permanente.
Bohdan Oppenheim ma 75 lat, jest emerytowanym profesorem inżynierii systemowej na Uniwersytecie Loyola Marymount w Los Angeles oraz dyrektorem Industrial Assesment Center Departamentu Energii USA. Mieszka w Santa Monica w Kalifornii. Jest spadkobiercą kolekcji polskiej sztuki współczesnej – The Sylwestrowicz and Oppenheim Collection of Modern Polish Art założonej przez jego wujostwo Witolda i Hannę Dowoyna Sylwestrowicz.