< Powrót
5
grudnia 2017
Tekst:
Dariusz Olejniczak
Zdjęcie:
arch. prywatne
Waldemar Kot z żoną na Orionie.

Buduje jacht w garażu, popłynie nim do Francji

Noe z Bychawy – tak nazwały go lokalne gazety. Z zawodu jest nauczycielem WF, z pasji żeglarzem, który postanowił w swoim garażu wybudować łódź. Budowa trwa już cztery lata, ale Waldemar Kot wierzy, że za rok uda mu się zwodować jacht. Planuje długi rejs rzekami Europy do Nantes.

– Kogo zabierze pan na pokład w czasie rejsu do Francji?

– Na pewno żonę, choć nie wiem, czy będzie chciała płynąć na całej trasie, bo to długa i mecząca podróż. Poza nią grupę przyjaciół. Myślę, że towarzysze podróży będą się zmieniać. Dla każdego znajdzie się miejsce na jachcie i wolny termin.

– Jaką trasę pan wyznaczył?

– Wisłą, przez Kanał Bydgoski, Wartę, Odrę, Sprewę, Ren, Sekwanę, kanałami do Loary i dalej na zachód aż do Nantes. Ale zacznę od wypraw po Wiśle, bo nie mam doświadczenia w pływaniu na silniku po rzece. Łódkę należy wypróbować, sprawdzić jej mocne i słabe strony.

– Kiedy pan wyruszy?

– Wszystko wskazuje, że w 2019 roku. Wtedy jacht będzie opływany, sprawdzony na rzekach, a wszelkie potrzebne usprawnienia i poprawki będą już zrobione. Chcę go zwodować jesienią przyszłego roku.

– Jak długo trwa pańska przygoda z tą łódką?

– Budową zająłem się w 2013 roku. Oznacza to, że całe przedsięwzięcie trwa już niemal cztery lata, a koniec zaplanowałem na przełom lata i jesieni przyszłego roku. Po drodze miałem oczywiście przerwy, bo wiadomo – nie zawsze jest czas, żeby zajmować się swoim hobby, ale z drugiej strony żadne terminy mnie nie gonią. Po prostu robię swoje.

– Skąd pomysł, żeby zbudować jacht samodzielnie? Przecież mógł pan kupić gotowy.

– Marzenie o tym, żeby zbudować własną łódź było we mnie od zawsze. Poza tym jestem żeglarzem, skończyłem AWF, a w czasie studiów jeździłem na obozy żeglarskie. Tam zaszczepiono mi miłość do żeglowania, a marzenia nabrały mocy. No, ale jak to zwykle w życiu bywa, codzienne obowiązki spychały na drugi plan ich realizację. Teraz dzieci dorosły, mam więcej czasu i mogę zająć się pracą przy jachcie.

– Czy jest pan także autorem projektu?

– Nie. Szukałem planów łódki w internecie i znalazłem projekt Wojciecha Kasprzaka. Jedynym warunkiem, pod jakim autor go udostępniał, był obowiązek przesłania mu zdjęć z budowy. Przeanalizowałem rysunki i zabrałem się do pracy.

– Na jakim etapie jest pan teraz?

– Gotowy jest kadłub, całe poszycie i wnętrze w stanie surowym. Mam też zrobioną nadbudówkę. Łódka jest odwrócona do góry dnem, pokryta laminatem. Teraz czeka ją szpachlowanie i malowanie. Ale to już wiosną przyszłego roku. Nie mam ogrzewania w garażu, więc muszę poczekać na cieplejszą aurę. Czekają mnie dwa miesiące pracy i znowu odwrócę kadłub. W lipcu przyszłego roku zamontuję maszt. Już go zamówiłem i czekam na dostawę. Mam też silnik, żagle, a najbliższe miesiące wykorzystam na zakupy elementów wyposażenia, okuć, kabestanów. Sporo jeszcze jest do zrobienia, ale cel już widać. Jest coraz bliżej.

Budowniczy ujawnił nam imię powstającego jachtu, które dotąd było skrzętnie skrywaną tajemnicą pana Waldemara. Nowy jacht będzie nazywał się „TyByś”. Wodowanie jednostki odbędzie się na Zalewie Zembrzyckim. Jacht będzie mieć 7,5 m długości, 1,7 m wysokości i 2,5 m szerokości. Do budowy wykorzystywane jest drewno modrzewiowe i dębowe. Na jachcie znajdzie się mała kuchnia, łazienka, sypialnia i salon.

Co myślisz o tym artykule?
+1
0
+1
0
+1
0
+1
1
+1
0
+1
0
+1
0