Deską po lodzie
Iceboard to nic innego jak zimowa odmiana windsurfingu. Niestety nie należy do najpopularniejszych form aktywności miłośników ścigania się na desce z żaglem. A szkoda, bo stanowi doskonałe uzupełnienie klasycznego treningu i jest sposobem na utrzymanie formy przez cały rok.
– Iceboard to nic innego, jak połączenie windsurfingu z klasycznymi bojerami – wyjaśnia Maciej Dziemiańczuk, trener z SKŻ Sopot. – Ludzie od dawna ścigali się na deskach i zaczęli kombinować w pewnym momencie, że może warto by spróbować tego samego na lodzie. Tak powstał iceboard. Ta dyscyplina przez cały czas ewoluuje, pojawiają się też nowe pomysły, jak projekt konstrukcji z czterema płozami.
Jednak iceboard tylko pozornie nie różni się od windsurfingu. Standardowa deska na lód – dość szeroka i wzmocniona listwami – wyposażona jest w dwie płozy z tyłu i jedną z przodu. Płozy montuje się na poprzecznej płozownicy, a pędnik można po prostu przełożyć z windsurfingu. Deska może mieć dowolny kształt, przy czym podczas regat obowiązuje zasada, że nie może być dłuższa niż 1800 mm, a szerokość podstawy nie może przekraczać 1400 mm. Na ogół deski wykonane są ze sklejki, ale zdarzają się konstrukcje laminatowe.
– Ściganie się na wodzie i na lodzie to dwie różne sprawy – mówi Maciej Dziemiańczuk. – Na wodzie widać ułożenie wiatru, na lodzie trzeba radzić sobie na wyczucie. Wiatru przecież nie widać. To jest doskonałe uzupełnienie treningu, dzięki temu szkolenie może trwać przez cały rok. Można trenować umiejętność kontrolowania prędkości. Wbrew pozorom, upadki przy dużej prędkości – o ile nie są to zderzenia z innymi zawodnikami – są nie tylko bezpieczne, ale i bezbolesne. Zawodnik po prostu upada pod kątem i sunie po lodzie jak piłeczka.
Mimo swoich zalet, iceboard nie zyskał takiej popularności, jak klasyczne bojery czy windsurfing. A szkoda, bo mogliśmy w tej dyscyplinie doczekać się prawdziwych mistrzów. Na lodzie ścigali się wszyscy nasi znakomici windsurferzy – i Miarczyński, i Myszka, i Tarnowski. A prawidłowość jest taka, że dobry windsurfer jest na ogół równie dobry na lodzie.
– Niestety wszystko poszło w jakimś dziwnym kierunku – przyznaje trener. – Kiedyś zawodnik, który uzyskiwał dobre wyniki na poziomie na przykład mistrzostw świata, mógł liczyć choćby na refinansowanie startów. Ale w pewnym momencie ta dyscyplina zaczęła się zwijać. Nie wiem, może jakieś niedociągnięcia organizacyjne były przyczyną? Szkoda, że u nas dominuje chęć robienia regat za wszelką cenę. Uznano, że zawody można robić i na śniegu, i na lodzie, w różnych warunkach. To wymuszało wożenie ogromnej ilości sprzętu. Poza tym, pozwolono, by latać na dowolnych żaglach i ci, którzy przyjeżdżali na regaty niekoniecznie po to, by zajmować czołowe miejsca, szybko się zniechęcili, widząc jak bardzo odstają od czołówki, która korzystała z dużych żagli, z lepszego sprzętu.
Żeby jednak pościgać się na desce nie trzeba uczestniczyć w dużych regatach. Wystarczy znaleźć dobry lód (a w tym sezonie zimowym – wbrew temu, co myślimy o naszej aurze, były co najmniej trzy tygodnie z doskonałymi warunkami lodowymi, na przykład na Zalewie Wiślanym) i wystartować. Darmowe plany konstrukcyjne i zdjęcia gotowych desek, można bez trudu znaleźć w internecie. Nie brakuje też porad dotyczących budowy płóz i innych elementów wyposażenia. W tym roku szans na polatanie już nie ma, ale jest za to czas, żeby przygotować się do kolejnego sezonu.