< Powrót
28
grudnia 2016
Tekst:
Dariusz Olejniczak
Zdjęcie:
arch. Rafała Moszczyńskiego

Rafał Moszczyński: Kolejnych wyczynów nie będzie

Rafał Moszczyński na jachcie „Wojownik” jako jedyny ukończył regaty TransAtlantyk 2016, w których na Setkach wystartowało czterech samotników. Pokonanie drugiego etapu z Wysp Kanaryjskich na Martynikę zajęło mu 29 dni i 15 godzin.

Ze skipperem „Wojownika” rozmawiamy między innymi o trudach samotnego żeglowania, spełnieniu marzeń i planach na przyszłoroczny sezon żeglarski.

– Czy podjąłby się pan tego wyzwania jeszcze raz?

– Trudne pytanie. Łatwiej chyba byłoby mi odpowiedzieć z dalszej perspektywy czasowej. Dziś mogę stwierdzić przede wszystkim, że jestem zaskoczony skalą trudności przedsięwzięcia. Podejmując dwa lata temu wyzwanie, nie miałem świadomości, jak trudne to wszystko będzie. Biorąc pod uwagę budowę jachtu, przygotowanie do regat, zaangażowanie wielu osób i środków, no i samo pokonanie Atlantyku – nie wziąłbym raz jaszcze udziału w takim zadaniu. Mogę też powiedzieć, że jest bardzo cienka linia między bezpieczeństwem a tragedią. Zatem dziś, na świeżo, odpowiedź brzmi: nie.

– Gdyby jednak zdarzyło się panu ponownie brać udział w takiej próbie, czy zmieniłby pan coś w przygotowaniach?

– Chyba niewiele. Na pewno zastosowałbym kilka rozwiązań ułatwiających obsługę jachtu. Miałem bardzo wiele lin, sprowadzonych do kokpitu. Do wnętrza jachtu doprowadziłem dwie dodatkowe, które odciągały rumpel na bok i dzięki temu, kiedy mocno wiało czy padało, bez wychodzenia na zewnątrz mogłem ciągnąć jedną czy drugą i skorygować kurs jachtu. Mogłem też obserwować samoster wiatrowy. Zrobiłbym jednak jeszcze więcej, żeby za wszelką cenę unikać wychodzenia z kabiny na rozbujanym morzu. To mały jacht i buja nim na wszystkie strony, a to jest największe zagrożenie. Może skutkować upadkiem, wypadnięciem za burtę, złamaniem ręki czy nogi. Zastosowałbym rozwiązania poprawiające możliwość bezpiecznego „zarządzania” jachtem.

wojownik na martynice 20161228

„Wojownik” na Martynice.

– A jak jacht radził sobie na oceanie?

– Trzeba uczciwie powiedzieć, że to bardzo bezpieczny jacht. Nie mam żadnych zastrzeżeń co do dzielności łódki. Ma dobrą stateczność, poddaje się fali. Można nim popłynąć w każde warunki. Nie opiera się fali, jest jak kaczka. Ma też swoje minusy. Jako że jest mały, płynąc na nim trzeba być bardzo skupionym. Uważać na każdy ruch. Natomiast konstrukcja jest wytrzymała. Poza tym zbudowałem tę łódkę własnoręcznie. Wiem, ile ona jest warta. Nic się nie działo z konstrukcją, nie skrzypiała, nie trzeszczała, była twarda jak dzwon. Może jest przewymiarowana, może można było ją zrobić lżejszą, ale z doświadczenia po miesięcznym rejsie widzę, że nie ma takiej potrzeby, bo jacht ma swoje ograniczenia wynikające z oporów kadłubowych i nie ma znaczenia, czy jest lżejszy czy cięższy o sto kilo, w tę czy w tę. To nie ma przełożenia na prędkość. A średnia prędkość to pięć i pół węzła. Dołożenie dodatkowego żagla nie powoduje jej zwiększenia, tylko większe przeciążenia i większe problemy. Czasami zdjęcie jednego foka, zrefowanie grota o połowę, skutecznie poprawiało szybkość.

– Biorąc pod uwagę doświadczenie tego samotnego rejsu, czy nie wolałby pan płynąć w dwuosobowej załodze?

– Ze względów bezpieczeństwa żegluga dwuosobowa na pewno jest lepsza, wydajniejsza. Na pokładzie jest druga osoba, która kontroluje wszystkie czynności. Można się wymieniać przy pracy, można się przespać. Ja na przykład ostatnie 23 godziny, w czasie podejścia do Martyniki, spędziłem przy sterze, bez snu. Działo się tak dlatego, że uszkodzeniu uległ samoster i już nie miałem czasu, ani ochoty zajmować się jego naprawą. Gdybym miał przy sobie drugą osobę, mógłbym się tym zająć. Można wtedy rozdzielić między siebie wachty, dać sobie czas na regenerację. Natomiast biorąc pod uwagę pewien komfort prywatności, niezbędny chociażby przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych, nie wyobrażam sobie pływania we dwóch na takim dystansie, na tak małej łódce. Ale to oczywiście są rzeczy do przełamania, wszystko zależy od indywidualnych cech żeglarzy płynących w dwuosobowej załodze. Są ludzie, którzy dają radę i nie narzekają. Poza tym, nie widzę celu w pływaniu dwuosobowym na tak małym jachcie, bo traktowałem te regaty jednak w kategorii wyczynu. Mała łódka, Atlantyk i ja sam. To było spełnienie marzeń. A jeśli chce się pływać w większej ekipie, można zorganizować grono przyjaciół, dobrze się bawić na dwunastometrowym jachcie i przyjemnie spędzać czas.

– Planuje już pan kolejne wyczyny na Setce?

– W Le Marin przygotujemy łódkę do rejsu powrotnego do Europy. Tym razem popłyną dwie znajome osoby szlakiem północnym, przez Azory. W marcu jacht dotrze do Chorwacji i tam spędzi trochę czasu, a potem trafi na Bałtyk. Jego bazą będą Górki Zachodnie. Dzięki temu, że mamy autostradą godzinę drogi na Wybrzeże, będziemy mogli przez cały sezon cieszyć się bezpiecznym żeglowaniem na Setce w weekendy. Zamierzamy też brać udział w regatach na Bałtyku, bo łódka jest sprawdzona, mocna. A jeśli chodzi o kolejny wyczyny, na razie ten etap uważam za zamknięty. Zawsze chciałem popłynąć samotnie przez Atlantyk – udało się. Zrealizowałem swój plan.

rafal moszczynski 2Rafał Moszczyński – POL 15001 „Wojownik”. Port macierzysty Gdynia, reprezentuje Łódź. Strona internetowa: http://oceaniczneregatysamotnikow2016.blogspot.com//.

– jachtowy sternik morski, jachtowy sternik motorowodny, młodszy instruktor PZŻ, ratownik WOPR
– członek zarządu – sekretarz Polskiego Towarzystwa Regatowego Klasy Micro
– organizator Mistrzostw Świata klasy Micro 2013 wraz z Tomaszem Chamerą i PZŻ
– członek zarządu – wiceprezes Stowarzyszenia Klasy Setka
– wielokrotny długodystansowy mistrz Polski klasy Micro, trzykrotny zdobywca Grand Prix klasy Micro 
– złoty medalista Mistrzostw Świata klasy Micro 2011 w Usma na Łotwie, dywizja Cruser w składzie: Rafał Moszczyński, Natalia Moszczyńska, Krystian Moszczyński
– złoty medalista Mistrzostw Świata klasy Micro 2012 w Gmunden Austria, dywizja Racer w składzie: Rafał Moszczyński, Piotr Kułaga, Grzegorz Puchacz

Regaty Samotników w klasie Setka TransAtlantyk 2016

Na starcie w portugalskim Lagos stawiło się czterech żeglarzy: Szymon Ruban na jachcie „Igus” (port macierzysty Gdańsk, reprezentował Warszawę), Rafał Moszczyński na jachcie „Wojownik” (port macierzysty Gdynia, reprezentował Łódź), Paweł Plichta na jachcie „Meluzyna” (port macierzysty Gdańsk, reprezentował Gdańsk), Przemysław Wosiński na jachcie „Sam One” (port macierzysty Gdańsk, reprezentował Brzeziny k. Łodzi). Początkowo start zaplanowano na 10 listopada z Sagres. Z powodu kłopotów z wiatrem zdecydowano o indywidualnych startach z przystani w Lagos. Rafał Moszczyński wyruszył zgodnie z planem, pozostali uczestnicy regat 12 listopada. Do mety pierwszego etapu na Wyspach Kanaryjskich dotarli trzej żeglarze. Przemysław Wosiński, z powodu wypadku zrezygnował z udziału w zmaganiach i dotarł do wybrzeża Maroka, gdzie pozostawił łódkę i wrócił do Polski. Szymon Ruban (obawy o bezpieczeństwo) i Paweł Plichta (uszkodzenie łódki) zrezygnowali z udziału w drugim etapie z Kanarów na Martynikę. 26 listopada na trasę wyruszył Rafał Moszczyński, który ukończył TransAtlantyk 2016 po niespełna 30 dniach.
Regaty odbywały się pod patronatem portalu Żeglarski.info. Pomorski Związek Żeglarski ufundował tracking na potrzeby regat.

Co myślisz o tym artykule?
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0

PODZIEL SIĘ OPINIĄ