Skromny weekend Proa
To nie było tak liczne spotkanie, jak wymarzyli sobie organizatorzy VI Zlotu Łodzi Polinezyjskich Proa. Do przystani w Górkach Zachodnich dotarło w sobotę 4 lipca zaledwie czterech miłośników żeglarstwa plażowego i niecodziennych konstrukcji pływających.
– Nie udało się zgromadzić wszystkich kilkunastu polskich posiadaczy łódek Proa w jednym miejscu, w jednym terminie – wyjaśnia organizator zlotu Marcin Stiburski. – To nie znaczy jednak, że tradycja pływania na dwukadłubowych jednostkach własnej konstrukcji zupełnie zanika. Wręcz przeciwnie, nowe powstają i są w pełni sprawnymi konstrukcjami dającymi sobie radę na morzu.
Rzeczywiście, wśród obecnych w Gdańsku żeglarzy byli i tacy, którzy na własnoręcznie zrobionych łodziach dotarli aż ze Szczecina. Co ciekawe, niektóre z nich zbudowane zostały naprawdę niskim kosztem.
– Moja łódka to sklejka połączona ze styropianem, polakierowana i uszczelniona – mówi Marcin Stiburski. – Żagiel – brezent kupiony w hipermarkecie, a siedzisko jest z plandeki używanej w przyczepie samochodowej. Łączny koszt to jakieś półtora tysiąca, czas budowy – kilka weekendów.
Łódka Krzysztofa Mnicha, która najbardziej przypomina wyglądem i wielkością pierwotną polinezyjską konstrukcję, kosztowała podobnie. Łódka innego żeglarza zbudowana została ze… starego tapczanu.
– Warto docenić nasze piaszczyste bałtyckie wybrzeże – mówi Stiburski. – Łodzie polinezyjskie w „naturalnych” warunkach wodowane są z plaży. Na wyspach Polinezji pierwotni mieszkańcy wysp też nie cumowali w portach. Korzystali z dobrodziejstwa plaż. Stąd nasze określenie – żeglarstwo plażowe.
Proa to asymetryczne łodzie dwukadłubowe, które cechuje konstrukcja pozbawiona wyraźnego rozróżnienia między dziobem a rufą. Wyposażone są w ruchomy żagiel, ustawiany w zależności od kierunku wiatru na jednym lub drugim końcu łodzi.
Więcej o łodziach Proa tutaj.