
Słyszeliście o… zakazie pływania po Bałtyku?
Nie chodzi o ograniczenia żeglowania, które pamiętamy z czasów Polski Ludowej. Nawet nie o przesąd zakazujący wyruszania w rejs w piątki (nie wszędzie zresztą uznawany). Chodzi o oficjalne zakazy żeglugi statków po Bałtyku podejmowane w średniowieczu przez miasta Hanzy, do której należały także Gdańsk i Elbląg.
Wprowadzono je, chcąc uchronić statki przed niebezpieczeństwami zimowej żeglugi. I tak np. w 1403 roku w Lubece ustalono coroczną, urzędową przerwę w żegludze po Morzu Bałtyckim. Liczyła ona aż 103 dni. Zaczynała się 11 listopada, a kończyła 22 lutego. Wyjątek robiono tylko dla żaglowców przewożących śledzie i piwo. Ich przerwa w żegludze po Bałtyku trwała 58 dni – od 6 grudnia do 2 lutego.
Kary za nieprzestrzeganie tego zakazu były surowe. Jeśli statek pochodził z miasta należącego do Hanzy, ulegał konfiskacie razem z przewożonym ładunkiem. Nie ma się zatem co dziwić, że był skrupulatnie przestrzegany. Z tego co wiadomo, Gdańsk i Elbląg nie złamały go ani razu.