Słyszeliście o… zatonięciu żaglowca „Pamir”?
Był jednym z nielicznych użytkowanych po II wojnie światowej windjammerów i ostatnim żaglowcem towarowym, który opłynął Przylądek Horn. 59 lat temu, 21 września 1957 roku, zatonął niemiecki żaglowiec „Pamir”.
Zbudowany w 1905 roku dla niemieckiego przedsiębiorstwa żeglugowego F. Laeisz jako jeden ze słynnej serii „Latających P-Linerów”. Zaliczał się do nich m.in. „Kruzensztern”, częsty gość w polskich portach na zlotach żaglowców, wówczas pływający jako „Padua”. Zgodnie z tradycją firmy, nazywającej swoje statki imionami na literę „p”, nowa jednostka została ochrzczona jako „Pamir”. Był to czteromasztowy bark o długości 114 metrów, z pojemnością wynoszącą 3020 BRT.
Żaglowiec pozostawał własnością niemieckiej firmy do 1920 roku, kiedy w ramach reparacji po I wojnie światowej przekazany został Włochom. Cztery lata później F. Leisz odkupiła „Pamir”, jednak w 1931 roku sprzedała jednostkę fińskiemu przedsiębiorstwu Erikson Line. Nie była to ostatnia zmiana właściciela – dekadę później żaglowiec przeszedł jako łup wojenny na własność… Nowej Zelandii. A w 1949 roku, z powrotem statek Erikson Line, „Pamir” jako ostatni windjammer opłynął z towarem Przylądek Horn.
W 1951 roku żaglowiec wrócił w ręce niemieckich firm, został wyremontowany, zmodernizowany i – mimo coraz mniejszej opłacalności – wciąż wykorzystywany do przewozu towarów.
W swój ostatni rejs „Pamir” wypłynął 10 sierpnia 1957 roku z Buenos Aires kierując w stronę Hamburga. Załoga liczyła 86 osób, z których 52 było kadetami, a w ładowniach i zbiornikach balastowych wiózł ponad 3000 ton jęczmienia. Kapitanem jednostki był Johannes Diebitsch, znany z trudnego charakteru i niezbyt dużego doświadczenia w kierowaniu takimi jednostkami.
21 sierpnia na Atlantyku, około 600 Mm na południowy zachód od Azorów, żaglowiec trafił na huragan Carrie. W wyniku uderzenia wiatru, ładunek jęczmienia się przemieścił, a jednostka zaczęła nabierać wody. Około godziny 11 „Pamir” zaczął wzywać pomoc, a o 13.03 wywrócił się do góry dnem. Zatonął pół godziny później. Podczas akcji ratowniczej uratowano tylko 6 z 80 osób załogi.
Późniejsze śledztwo wykazało, że żaglowiec był źle przygotowany do rejsu. Ładunek był nieprawidłowo rozmieszczony, a kiedy pogoda się pogorszyła, kapitan nie podjął decyzji o zalaniu zbiorników balastowych, co zwiększyłoby stateczność jednostki. Winne były również oszczędności, przez które oficer radiowy miał przydzielone inne obowiązki – dlatego kontakt z żaglowcem był utrudniony i mógł on nie otrzymać aktualnych prognoz pogody.