
Wyprawa „Katharsis II”: 7 tygodni, 7 mórz, 7 sztormów
Wyprawa kpt. Mariusza Kopera i jego ośmioosobowej załogi na „ Katharsis II”, non stop dookoła Antarktydy zbliża się do półmetka. Od wypłynięcia z Kapsztadu minęło siedem tygodni. Od miesiąca żeglarze znajdują się na wodach Antarktyki, czyli pomiędzy 60 stopniem szerokosci geograficznej południowej i kontynentem Antarktydy.
– Zostawiliśmy za rufą antarktyczne Morze Rossa – mówi kapitan Mariusz Koper. – Znam ten akwen i żywię do niego wielki sentyment. Miałem olbrzymią ochotę wpłynąć ponownie głębiej na te wody. Byliśmy tu już na „Katharsis II” w lutym 2015 roku, w trakcie naszego rejsu do Zatoki Wielorybiej, najdalszego na południu żeglownego zakątka Ziemi. Chociaż był to środek antarktycznego lata, szeroka bariera lodowa chroniła dostępu do wnętrza Morza Rossa. Wtedy, musieliśmy ją ciężko forsować W tym roku wygląda na to, że bariera lodowa jest dużo mniejsza niż trzy lata temu. Ale za to układ wiatrów skutecznie zniechęcał przed zapuszczaniem się głębiej, jeszcze bliżej do południowego, geograficznego bieguna ziemi. Dwa kolejne rozległe niże nie pozwalały płynąć na południe przez co najmniej tydzień. Jednak, w zamian wytworzyły się korzystne warunki dla żeglugi po obrzeżach Morza Rossa, pozwalające na kontynuację rejsu na wschód, w tym na przekroczenie 180 południka, umownej linii zmiany daty…
Tak się złożyło, że w tym roku załoga „Katharsis II” przekraczała linię zmiany daty 3 lutego, czyli tego samego dnia, co podczas pamiętnej wyprawy na Morze Rossa trzy lata wcześniej. Kontynuując podróż, po przejściu 180 południka, cofnięto zegary pokładowe o 24 godziny. Chwilowo żeglarze stali się trochę młodsi.
Korzystne wiatry w pasie przybrzeżnym kontynentu Antarktydy należą do rzadkości. Przez pierwsze cztery tygodnie od wpłynięcia na te wody załoga „Katharsis II” musiała wykorzystywać najlepiej jak się da słabe wiatry wiejące ze zmiennych kierunków, albo walczyć ze sztormami, uniemożliwiającymi normalną żeglugę w wyznaczonym kierunku. Jednak od tygodnia na trasie żeglarzy dominują wiatry wiejące z północnego kierunku, a to pozwala na żeglugę po wyznaczonej optymalnej trasie. W końcu dzienne przebiegi jachtu wzrosły i „Katharsis II” zaczęła „połykać mile”.
– Duże dobowe przeloty cieszą, ale okupione są olbrzymim poziomem stresu mojego i całej naszej załogi – opowiada kapitan. – Kiedy zeszliśmy głębiej na południe, w okolice 70. równoleżnika S., warunki stały się jeszcze bardziej surowe. Od tygodnia widoczność rzadko przekracza kilkaset metrów, często spada zaledwie do dwóch długości jachtu. Żeglujemy w mlecznej poświacie i w towarzystwie śnieżnych zamieci. Co prawda gór lodowych jest mniej niż we wschodniej Antarktyce, ale za to są starsze, a co za tym idzie, bardziej zniszczone i z większą ilością lodowego gruzu wokół. Wypatrujemy oczy ciągle przeczesując powierzchnię morza w poszukiwaniu niebezpiecznych lodowych przeszkód. Paradoksalnie teraz mamy łatwiejsze zadanie ze względu na brak szpryc budy, która dominując nad nadbudówką jachtu znacznie ograniczała widoczność do przodu. Ale to nie była nasza decyzja. Szpryc buda została rozerwana na strzępy przez wielką, dziką falę podczas sztormu, który nastąpił w dniu przekraczania linii daty.
Dzień przekroczenia linii daty – 3 lutego to także dzień urodzin Hani Leniec, II oficera. W trakcie uderzenia dzikiej fali Hanna była na wachcie w kokpicie. Uderzenie nie tylko rozpruło mocną szpryc budę, ale także wymyło z kokpitu Hanię. Na szczęście zadziałały jachtowe procedury bezpieczeństwa. Hania w trakcie wachty była przypięta do „liny życia” rozciągniętej wzdłuż pokładu i dzięki temu nie została porwana przez ocean.
Co do straconej ochrony kokpitu przed falami, na jachcie, jeszcze od czasu udziału w regatach Sydney – Hobart w grudniu 2014, znajduje się drugą mała szpryc buda, która nie osłania kokpitu, ale przynajmniej chroni zejściówkę. Dzięki niej nie leje się woda pod pokład. Tymczasem na pokładzie pojawił się kolejny niechciany gość. „Katharsis II” zaczyna pokrywać się lodem. Lód osadza się na wantach, maszcie, linach. Oblodzona góra masztu wygląda jak choinkowa bombka. W tych warunkach przestał działać nawet wiatromierz. Dodatkowo wimple – tasiemki przywiązane do want, mające pokazywać kierunek wiatru – też zamarzają. Nie ułatwia to żeglugi. Na pokładzie jest mokro, zimno i ślisko. Ale na szczęście, gdy tylko powieje suchsze powietrze, lód odpada z takielunku. Załoga walczy z nadmiernym obladzaniem ostukując jacht gumowymi młotkami.
Po opuszczeniu antarktycznego Morza Rossa – „Katharsis II” dotarła do Morza Amundsena, które przywitało żeglarzy drugim w ciągu jednego tygodnia sztormem. Trwał krótko, ale za to był bardzo gwałtowny. Przed jego nadejściem jacht długo żeglował ostro pod północny wiatr.
Chcieliśmy uniknąć wepchnięcia w pak lodowy widoczny na satelitarnych mapach lodowych – relacjonuje Mariusz Koper. – W każdych warunkach wejście w gęstniejący pak to ryzyko, ale w sztormie to już spore niebezpieczeństwo. Na szczęście, po kilkunastu godzinach ciężkiej, podwiatrowej żeglugi lodową barierę udało się ominąć, ale w dalszym ciągu warunki pozostały ekstremalnie trudne. Wiatr wiał już ponad 50 węzłów i wybudowały się strome fale. Miały one olbrzymią moc i utrudniały manewrowanie między wielkimi krami w coraz bardziej gęstniejącym lodowym gruzowisku. Po trzech godzinach ostrej jazdy bez grota i na zredukowanym do minimum przednim sztakslu okazało się, że jednak lodu było zbyt wiele, by bezpiecznie kontynuować żeglugę. Jedynym rozwiązaniem stało się zrobienie zwrotu i poszukanie osłony w pobliżu niedalekiej, dużej góry lodowej. Jej wysoki bok miał kilkaset metrów długości. Ważyła zapewne kilkadziesiąt milionów ton i po stronie zawietrznej skutecznie łagodziła fale. Spędziliśmy w jej cieniu pięć godzin, cały czas równolegle dryfując na południe. Kiedy tylko warunki pozwoliły i pojawiło się przejście, opuściliśmy tymczasową lodową osłonę i wznowiliśmy żeglugę na wschód.
W ciągu ostatniego tygodnia, żeglując cały czas na wschód wzdłuż antarktycznych mórz – Rossa i Amundsena „Katharsis II” napotkała sztormy, zamiecie śnieżne, mgły oraz dużą ilość rozproszonego lodu. Za polskimi żeglarzami już 7 mórz Antarktyki, 7 tygodni żeglugi i 7 sztormów. Przed nimi jeszcze kolejnych 7 mórz, ale ile tygodni i sztormów – pokaże czas. Żegluga w tym obszarze to wyjątkowo wymagające doświadczenie. Ale jak mówi Hanna Leniec – „jest pięknie”.
Katharsis II: non-stop dookoła kontynentu Antarktydy
Rejs jest próbą ustanowienia żeglarskiego rekordu (na trasie Kapsztad – Hobart dookoła Antarktydy wzdłuż i na południe 60S). Wyprawa została dedykowana promocji profilaktyki walki z rakiem piersi u kobiet. Projekt społeczny autorstwa kpt. Hanny Leniec, pod nazwą „Badajmy Się Nie Dajmy Się” (BSNDS) jest realizowany we współpracy m.in. z Centrum Onkologii – Instytutem im. Marii Skłodowskiej – Curie w Warszawie. Wyprawa jest także wyzwaniem naukowym. W trakcie rejsu prowadzone są badanie wód antarktycznych, we współpracy z Instytutem Oceanologii PAN w Sopocie. Piotr Kukliński – członek załogi, żeglarz jachtowy i profesor PAN, jest odpowiedzialny za realizowane eksperymenty naukowe.