< Powrót
16
kwietnia 2025
Tekst:
Maciej Frąckiewicz
Zdjęcie:
nfunyacht.com
Marek Stańczyk

Znani i nieznani: Marek Stańczyk

Z żeglarstwem ma styczność od dziecka, a wszystko dzięki rodzicom. Marek Stańczyk przeszedł przez kilka klas regatowych, był mocno związany z klasą 470. Później zajął się żeglarstwem meczowym, ale pasję odnalazł także w budowaniu jachtów.

Marek Stańczyk urodził się w 1980 roku w Warszawie, ale dość szybko przeniósł się z rodzicami na Mazury, gdzie mieszka do dzisiaj. Wybór padł na jedno z najbardziej żeglarskich miast Polski – Giżycko.

– Urodziłem się w Warszawie, ale miałem to szczęście, że kiedy miałem cztery lata, tata został wysłany do pracy do Giżycka i tam już zostaliśmy – mówi Marek Stańczyk. – Obecnie mieszkam tuż obok, bo w Wilkasach. Przygodę z żeglarstwem zacząłem w wieku 7 lub 8 lat. Jeśli dobrze pamiętam, to chyba w drugiej klasie szkoły podstawowej mama zaprowadziła mnie na zajęcia. Rodzice żeglowali, ale raczej turystycznie. Studiowali na Politechnice i z AZS-em jeździli na Mazury. Zawsze mieliśmy jakąś łódkę – najpierw Beza 4, później Maka 606.

Marek Stańczyk – klasa olimpijska i match racing

Jego ścieżka w giżyckim klubie zaczęła się od Optimista, następnie prowadziła przez Cadeta aż do klasy 470. Jednak w przypadku tej ostatniej łódki, nie było łatwo trenować w tamtym miejscu. Sytuacja znacznie się poprawiła, kiedy Marek Stańczyk rozpoczął studia nad polskim morzem. Miejsce nie było przypadkowe, bo liczyło się to, aby nadal mógł pływać.

– Żeglowanie w Giżycku w tamtych czasach kończyło się na Cadecie – wspomina Stańczyk. – Miałem jednak to szczęście, że rodzice dysponowali takimi pieniędzmi, że byliśmy w stanie kupić używaną 470-kę. Kiedy poszedłem na studia, to Jurek Sawicki namówił mnie, żeby przejść do klubu do YKP Gdynia i tam do 25. roku życia ostro pływałem na 70-ce. Byłem prezydentem tej klasy w Polsce. Zetknąłem się także w swoim życiu z regatami turystycznymi. Była Omega, później rodzice kupili Gina 730 i na nim pływaliśmy. Zaczynałem więc od Optimista, a później systematycznie pływałem na coraz większych łódkach.

Marek Stańczyk

Marek Stańczyk. Fot. nfunyacht.com

Podczas kariery na 470-ce zetknął się z match racingiem, w który dość szybko mocno się zaangażował. Podczas pełnienia funkcji prezydenta klasy 470 organizował meczowe mistrzostwa Polski w tej klasie w Giżycku. Później zdecydował się już na półprofesjonalne pływanie match racingowe. Wszedł na na wysoki poziom i przez wiele lat odnosił sukcesy na akwenach całego świata, startując na różnych jachtach. Został m.in. mistrzem Polski, wielokrotnie zwyciężał w regatach Pucharu Świata, wygrał Polską Ekstraklasę Żeglarską w 2019 roku.

– Kiedy match racing był jeszcze mocny i rywalizowali w nim najlepsi żeglarze świata m.in. Ben Ainslie, to byłem trzynasty na świecie – mówi żeglarz. – W 2014 roku dotarłem do ćwierćfinału jednego z etapów prestiżowego cyklu World Match Racing Tour na Bermudach. Do tej pory mam lepszy bilans bezpośrednich starć ze zwycięzcą Pucharu Ameryki, Nathanem Outteridge’em. Mój ostatni akcent poważnego żeglowania, to były lata 2019-2020, kiedy byłem mistrzem, a później medalistą Polskiej Ekstraklasy Żeglarskiej. Były jeszcze bojery, w których zostałem nawet wicemistrzem Europy Juniorów, ale to ponad dwadzieścia lat temu.

Nie stawiał tylko na sport, ale skończył na jachtach

Kierunek studiów Marka Stańczyka nie był związany z żeglarstwem. Świadomie wybrał budownictwo lądowe na Politechnice Gdańskiej.

– Studia wybrałem pod kątem przyszłości, ale nie stawiałem wszystkiego na jedną kartę, jeśli chodzi o sport – przyznaje nasz rozmówca. – Myślałem, że będę zajmował się budownictwem lądowym, ale nawet dnia nie przepracowałem w tym zawodzie. Kiedy kończyłem studia, to wymyśliliśmy z kolegą, że zaczniemy budować jachty. On się na tym znał, a ja nadal chciałem mieć coś wspólnego z wodą i żaglami. W efekcie w 2006 roku założyłem firmę Nautiner Yachts.

Po dwóch latach sprzedał firmę, ale do 2014 roku nadal był jej pracownikiem. Pilotował powstanie takich łodzi jak Nautiner 30, czy później Houseboat 38 i 40. W 2014 zdobył się na kolejny krok w swojej zawodowej karierze. Odszedł z Nautinera i postanowił przekuć pasję oraz lata sportowej rywalizacji na własny pomysł – założył N’Fun Yachting. Celem firmy jest tworzenie jachtów dostarczających emocje zbliżone do tych z toru regatowego.

Marek Stańczyk

Marek Stańczyk za sterem jednego z jachtów swojej firmy. Fot. nfunyacht.com

Flagowym produktem firmy jest N’Fun 30, czyli 9-metrowy jacht żaglowy, łączący dynamikę regatowej konstrukcji z komfortem codziennego cruisera.

– To są jachty dla osób, które chcą mieć trochę więcej przyjemności z żeglowania – opisuje założyciel firmy. – To tak, jak ktoś kupuje samochód sportowy typu Porsche. Nie robi tego po to, żeby jechać na zawody, tylko żeby cieszyć się jazdą na co dzień.

Marek Stańczyk – woda wzywa nieustannie

Marek Stańczyk, poza prowadzeniem firmy, nie zrezygnował całkowicie z żeglowania regatowego. Robi to jednak w nieco innym wymiarze, niż przed laty.

Cztery lata temu kupiłem sobie Lasera (obecnie ILCA 7) więc nadal żegluję i jestem nawet mistrzem Polski w Mastersach w swojej kategorii – oznajmia sportowiec.

Marek Stańczyk

Marek Stańczyk na jachcie klasy ILCA 7. Fot. Giżycka Grupa Regatowa/Mariusz Kluk DameeStudio.

W przypadku N’Fun Yachting regularnie stara się rozwijać i ma już plany na nowości w najbliższym okresie.

– Od 2016 roku udaje mi się pozyskiwać różne dofinansowania – mówi Marek Stańczyk. – Dostałem już wsparcie z projektu wzornictwa przemysłowego, dzięki czemu będziemy mogli rozwijać i wprowadzać nowy produkt jakim jest jacht motorowy.

Co myślisz o tym artykule?
+1
5
+1
0
+1
2
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0