Zuzanna Rybicka: Będę trenować na sto procent swoich możliwości
Zuzanna Rybicka została powołana do dwunastoosobowej kadry narodowej klasy DN jako jedna z dwóch kobiet, obok Sary Piaseckiej. Zawodniczka chojnickiego klubu ma na koncie wiele znakomitych rezultatów, ale także długą przerwę spowodowaną ciężką chorobą, zakrzepicą. Rozmawiamy o trudnym powrocie do wyczynowego sportu i nadziejach na kolejne sukcesy.
– Który to już pani sezon na bojerach?
– Trzeba by dokładnie policzyć… Zaczynałam treningi na Ice-Optimistach mając dwanaście lat. Teraz mam dwadzieścia jeden, ale po drodze miałam dwuletnią przerwę spowodowaną chorobą. Rozpoczynający się właśnie sezon jest drugim po tej przerwie.
– Co pani czuła wracając do czynnego uprawiania sportu po dwóch latach?
– To przede wszystkim wielka radość, że po takim czasie mogę robić to, co kocham, że w ogóle mogę wrócić na bojery. Na początku rokowania nie dawały na to zbyt wiele nadziei. Przez jakiś czas jeździłam na wózku, ledwo chodziłam. Potem zaczęłam powoli odzyskiwać dawne możliwości, pokonywałam coraz dłuższe dystanse o własnych siłach, aż wreszcie lekarze orzekli, że mogę wsiąść na bojer.
– Jak pani wspomina okres, w którym musiała pani zrezygnować z aktywności sportowej?
– Na początku było mi bardzo ciężko. Byłam zaskoczona i zdziwiona. Choroba przyszła nieoczekiwanie. Wiązały się z nią utrudnienia w codziennym funkcjonowaniu. Kiedy dowiedziałam się, że mogę już nigdy nie wrócić na bojery, czy na łódkę, byłam załamana. Potem jednak spróbowałam życia bez sportu. Okazało się, że mam czas na spotkania ze znajomymi, zajęłam się też studiami. Był taki moment, że było mi łatwiej zapomnieć o żeglarstwie. Ale to jest tak piękny sport, że trudno się z niego wyleczyć do końca. Tęskniłam do żeglowania i kiedy tylko lekarze na to pozwolili, zdecydowałam się wrócić na bojery. Niestety stan zdrowia nie pozwala mi uprawiać tradycyjnego żeglarstwa regatowego. Tym bardziej, że pływałam w klasie olimpijskiej 49-er FX, która wymaga dużego wysiłku fizycznego, wiąże się z obciążeniami. Pływając w tej klasie trzeba codziennie intensywnie trenować. Nie byłabym w stanie temu podołać. Bojery oczywiście także są wymagającą dyscypliną, jednak nie w takim stopniu.
– Czy lekarze zdecydowanie odradzili pani uprawianie jakichś konkretnych dyscyplin?
– Sporty aerobowe są dla mnie dostępne. Nie mogę tylko podnosić ciężarów i uprawiać dyscyplin powodujących urazy, potłuczenia, takich jak sporty walki.
– I nie rezygnuje pani z aktywności sportowej, niekoniecznie związanej z żeglarstwem czy bojerami…
– Oczywiście. Jeśli ktoś od dziecka wychowywany jest w duchu sportowym, a ja zaczęłam żeglować mając siedem lat, ciężko mu zrezygnować z aktywności fizycznej. Studiuję i pracuję, więc nie mam tyle czasu co kiedyś, ale staram się nie rezygnować z codziennej dawki sportu. Biegam, jeżdżę na rowerze, pływam, a wszystko to w trybie amatorskim, nie wyczynowym. Poza tym, jestem trenerką dzieci i młodzieży w klasie Optimist.
– W 2013 roku odniosła pani ogromny sukces, jako pierwsza kobieta na świecie, stanęła pani na podium w klasyfikacji generalnej klasy DN…
– To było dla mnie bardzo motywujące wydarzenie. Bojery są sportem zmuszającym do zmagania się ze słabościami, brakiem odporności na niskie temperatury i ogólnie trudnymi warunkami. Poza tym, dziewczyny rywalizują przede wszystkim z chłopakami. Nie chcę powiedzieć, że szanse są nierówne. Jednak mężczyźni mają lepsze warunki fizyczne, są bardziej wytrzymali. Noszenie płóz nie sprawia im takich trudności, jak kobietom. No i kiedy zdobyłam złoty medal w klasyfikacji kobiet i brąz w generalnej, byłam naprawdę szczęśliwa. Sukces był tym cenniejszy, że rywalizowałam z resztą stawki w bardzo trudnych warunkach, przy porywistym wietrze, na ciężkim torze. Jechałam na zawody z nastawieniem, że może wywalczę jakiś medal wśród kobiet, a może uda mi się zmieścić w pierwszej dziesiątce całej stawki. Tymczasem było jeszcze lepiej niż się spodziewałam. Ten medal sprawił, że po chorobie chciałam wrócić do bojerów.
– Rozpoczynający się sezon będzie przełomowy w bojerowym świecie. Po raz pierwszy w regatach międzynarodowych prowadzona będzie odrębna klasyfikacja i odrębne starty kobiet. Jak pani ocenia tę decyzję komandorów flot krajowych podjętą podczas spotkania w Rydze?
– To bardzo dobra wiadomość, że zaczęto wreszcie te kobiecą kategorie rozwijać. Do tej pory byłyśmy nieco pomijane i to być może powodowało, że niewiele dziewczyn decydowało się wsiąść na bojer. Może teraz sytuacja się zmieni? Może to zachęci większą liczbę dziewcząt do treningów, najpierw na Ice-Optimistach, potem w klasie DN. Ja z pewnością będę startować w kategorii kobiecej.
– Wciąż, jak pani wspomniała, niewiele kobiet decyduje się na uprawianie żeglarstwa lodowego w Polsce. Czy dzięki utworzeniu klasyfikacji kobiecej ta sytuacja może się zmienić?
– W tej chwili w Polsce trenuje około dziesięciu juniorek i seniorek. Czy ta grupa się powiększy, zobaczymy. Przyczyny tak małej liczby zawodniczek na bojerach są różne. Część dziewcząt trenuje na Ice-Optimistach, ale kiedy przychodzi czas na zmianę klasy na DN, rezygnują. Może to obawa przed prędkością, a może bariera finansowa? Klasa DN jest dużo droższa. Kluby nie zawsze mają wystarczającą liczbę bojerów, brakuje sprzętu i na jego zakup trzeba przeznaczyć własne środki. A nie każdego na to stać. Miejmy nadzieję, że teraz kobiet na bojerach będzie więcej.
– Jak pani ocenia swoje szanse na czołowe miejsca w regatach w tym sezonie?
– Niestety nie wróciłam do dawnej formy fizycznej. Choćby takiej, jaką miałam w 2013 roku. Wtedy intensywnie trenowałam, byłam zdrowa, nie studiowałam. Miałam inaczej poukładane życie. Będę oczywiście trenować na sto procent swoich aktualnych możliwości, z zapałem i chęciami, ale już nie mam presji na wynik i medal. Najważniejsze, że udało mi się wygrać z chorobą i wrócić do sportu. Chcę czerpać przyjemność ze ścigania się na lodzie. Cieszę się każdą chwilą na bojerze czy łódce. Liczę na medal w klasyfikacji kobiet, zrobię wszystko, żeby go zdobyć. Jeśli się uda, może powalczę o medal w klasyfikacji ogólnej. Najważniejsza jednak jest dla mnie sama możliwość uprawiania sportu. Wcześniej tego nie doceniałam, a teraz wiem, jakie to dla mnie ważne.
– Bojery to sport mimo wszystko wymagający pewnego wysiłku, a czasem zwyczajnie siły fizycznej. Kto jest dla pani najważniejszym wsparciem i pomaga, kiedy trzeba?
– Bardzo wspierał i wspiera mnie mój tata. Jeździł ze mną na wszystkie mistrzostwa i ważne zawody. Mam w tym roku trenera z kadry, ale do tej pory na bojerze moim trenerem był mój tata. Zawsze pomagał mi nosić płozy, składać bojer i nadal będzie to robił. Poza tym zawsze mogę liczyć na kolegów bojerowców.
– Uda się pani odzyskać dawną formę, choćby taką, jak w roku 2013?
– Lepiej już chyba nie będzie. Lekarze zrobili, co mogli, żeby doprowadzić mnie do takiego stanu, w jakim teraz jestem, ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Przy okazji chcę podziękować zespołowi Szpitala Uniwersyteckiego numer 2 w Bydgoszczy im. Jana Biziela i panu ordynatorowi Grzegorzowi Pulkowskiemu, który podjął się przeprowadzenia innowacyjnego zabiegu, dzięki któremu mogę się ścigać na bojerach. A jeśli chodzi o ten sezon, będę startować na maksimum moich możliwości, tylko z innym podejściem do wyników. Kiedyś chciałam zrobić wynik, bo byłam w trymie sportowym. Teraz ścigam się bardziej dla satysfakcji z uprawiania sportu.
Zuzanna Rybicka – ur. 1995 r. 
 klub: ChKŻ Chojnice
 najważniejsze osiągnięcia:
 – Mistrzostwa Świata i Europy klasy Ice-Optimist 2010 – brązowy medal
 – Mistrzostwa Świata Juniorów klasy DN 2013 – złoty medal w kategorii kobiet i brązowy medal w klasyfikacji ogólnej
 – Mistrzostwa Polski Juniorów w klasie DN 2013 – złoty medal w kategorii kobiet
 – Mistrzostwa Świata Juniorów klasy DN 2016 – brązowy medal w kategorii kobiet


