Czy żeglarstwo wróci do Malborka?
Nestor malborskiego żeglarstwa, harcerz, instruktor żeglarski i wychowawca młodzieży, a od niedawna laureat medalu Pro Mari Nostro, przyznawanego przez Ligę Morską i Rzeczną. Uhonorowany tym odznaczeniem podczas grudniowej Pomorskiej Gali Żeglarskiej. O historii i dniu dzisiejszym żeglarstwa w Malborku rozmawiamy z Helmutem Kropidłowskim.
– Jakie były początki powojennego żeglarstwa w Malborku i rejonie?
– Udało mi się dotrzeć do informacji, z których wynika, że już we wrześniu 1945 roku przy harcerskim Hufcu Męskim w Malborku powstała I Wodna Drużyna Harcerska imienia Krzysztofa Arciszewskiego. Drużyna dysponowała poniemiecką przystanią, w której były: łódź żaglowa typu Jol, kajak czteroosobowy, kilka starych kajaków i kadłub łodzi motorowej bez silnika – wszystko do remontu. Harcerze sami odnowili sprzęt i rozpoczęli naukę żeglowania. Drużyna przetrwała do 1950 roku. W tym samym okresie, czyli od 1950 roku funkcjonował Klub Żeglarski „Eol” Ligi Przyjaciół Żołnierza, aktywny wedle mojego rozeznania jeszcze w roku 1959. W związku ze zmianami ustrojowymi połowy lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, reaktywowano Związek Harcerstwa Polskiego. Zaczęły się też odradzać harcerskie drużyny wodne. W 1957 roku, przy Zasadniczej Szkole Zawodowej w Malborku powstała 13 Żeglarska Drużyna Harcerska im. Mariusza Zaruskiego. Po roku 1958 postawały też inne drużyny.
– Nie było wówczas łatwo z dostępem do sprzętu żeglarskiego?
– Harcerstwo wodniackie i żeglarskie zaczynało bardzo skromnie, od przekazanej przez wojsko łodzi żaglowej klasy H, a w 1960 roku Hufiec zakupił dla 13 Żeglarskiej Drużyny Omegę. Żeglowano też na łodziach klasy BM, udostępnionych przez wojsko, pływano na sklejkowych kajakach turystycznych. Dzięki wsparciu dyrektora Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Malborku, pełniącego jednocześnie funkcję komendanta malborskiego Hufca ZHP, druha harcmistrza Leszka Witkiewicza, 13 Żeglarska Drużyna otrzymała lokum. Zakupiono też cztery komplety elementów łodzi żaglowej klasy Motyl. Młodzież samodzielnie je składała i dzięki temu bardzo o łodzie dbała…
– Na czym polegała pańska rola w organizacji żeglarstwa?
– To o czym mówię, to nie tylko przekaz z historycznych źródeł. Wszystko działo się w czasie, kiedy już byłem jednym z drużynowych, a później sztormanem Hufca ZHP w Malborku. Starałem się wspierać pracę drużyn wodnych i na terenie Hufca koordynować je, organizować wspólne przedsięwzięcia, zaś w skali Chorągwi je reprezentować. Prowadziłem również drużynę wodną. W 1964 roku, obok 13 ŻDH, powstały dwie kolejne.
– Można by rzec, że harcerskie żeglarstwo kwitło…
– Niby tak, ale pozyskiwanie sprzętu było wciąż problemem podstawowym. To był w przeszłości istotny czynnik hamujący rozwój żeglarstwa w naszym mieście i w regionie, który i dziś nie stracił na znaczeniu. Brak dostępu do sprzętu pływającego prowadził do różnych rozwiązań. Jako przykład takiej wymuszonej przedsiębiorczości przypomnę historię, w której drużynowy I Drużyny Wodnej przy Liceum Ogólnokształcącym, dzięki zaangażowaniu członków drużyny, rozpoczął budowę łodzi żaglowych klasy Słonka. Tak się złożyło, że inicjatywa spodobała się ówczesnemu kierownikowi powiatowego Wydziału Oświaty, który w nagrodę za każdą zbudowaną przez drużynę łódkę przekazywał pieniądze na zakup dla szkoły nowej Omegi. Tym sposobem drużyna mająca jednego Cadeta drobiła się czterech Słonek i czterech Omeg. Sprzęt do żeglowania pozyskiwano na wszelkie sposoby.
– A gdybyśmy chcieli porównać ówczesne zaplecze sprzętowe z dzisiejszym?
– Pomimo trudności, ponad ćwierć wieku temu malborskie harcerstwo miało dużą bazę. Dziś skurczyła się ona na tyle, że w malborskim hufcu nie ma już ani jednej łódki i jakiegokolwiek żeglarstwa. Istniejące do niedawna koło Ligi Morskiej także się rozwiązało z prozaicznego powodu – braku chętnych do kontynuacji dzieła.
– Nikomu nie zależy na reaktywacji żeglarstwa w Malborku?
– Nie tak dawno, w roku wyborów samorządowych, malborskie władze były zainteresowane wskrzeszeniem żeglarstwa w tutejszych szkołach. Nawet poproszono mnie o opracowanie programu, pozwalającego wyłonić trzydzieścioro młodych ludzi, którzy popłyną w rejsie na „Generale Zaruskim”. Rejs się odbył, popłynął burmistrz, uczniowie i ja. Po jego zakończeniu, na kei przy żaglowcu, ówczesny burmistrz przed kamerami malborskiej TV oficjalnie ogłosił swoje zainteresowanie powrotem żeglarstwa do Malborka i wyraził nadzieję co do mojego wsparcia w tym zakresie. Zgłosiłem oficjalną deklarację pomocy w prowadzeniu szkolenia żeglarskiego. To samo zadeklarowałem też krótko potem, w czasie otwarcia sezonu żeglarskie na miejskiej przystani. No cóż, nie udało się.
– Z tego, co pan mówi wynika, że perspektywy odnowy żeglarstwa harcerskiego w regionie nie rysują się w radosnych barwach…
– Dwa lata temu, kapitan Krzysztof Choroś ze Stowarzyszenia Port Mechelinki udostępnił nam na okres wakacyjny bezpłatnie dwa jachty. Uczyłem na nich harcerską młodzież manewrowania. Niestety na tym się skończyło, bo żeglarstwem jako sportem czy narzędziem rozwijania pasji i środkiem wychowawczym niewielu jest zainteresowanych. Na początku roku 2015 kapitan Choroś złożył do władz miasta projekt związany z prowadzeniem zajęć żeglarskich w Malborku. Pomysł nie wzbudził zainteresowania. Jakie są więc perspektywy rozwoju żeglarstwa w regionie? Niezbyt optymistyczne. Ale nie tracę nadziei, na początku października uczestniczyłem w spotkaniu nielicznej grupy inicjatywnej, której celem jest powołanie do życia stowarzyszenia rozwoju żeglarstwa w Malborku. Jest iskierka nadziei.
Helmut Kropidłowski – z żeglarstwem jest związany nieprzerwanie od 1965 roku, kiedy uzyskał stopień żeglarza jachtowego w Harcerskim Jachtklubie „Wodnik” Gdańskiej Chorągwi ZHP. Pełnił funkcje drużynowego, sztormana hufca ZGHP w Malborku, dwukrotnie pilota Elbląskiej Chorągwi ZHP. Przez kilka lat był przewodniczącym Rady Wychowania Wodnego ZHP. Od 1978 roku jest instruktorem żeglarstwa. W 1991 r. został wybrany do Zarządu Głównego Polskiego Związku Żeglarskiego, gdzie pracował w Komisji Turystyki Żeglarskiej PZŻ.