< Powrót
3
lutego 2022
Tekst:
Jędrzej Szerle
Zdjęcie:
Robert Hajduk
Grzegorz Baranowski
Grzegorz Baranowski podczas RORC Transatlantic Race.

Grzegorz Baranowski: RORC Transatlantic Race wisienką na torcie

We wtorek 1 lutego zakończyły się regaty RORC Transatlantic Race, w których debiutował jacht „I Love Poland”. Kapitan jednostki, Grzegorz Baranowski, opowiedział nam o przygotowaniach do startu, wynikach i zbliżających się wyzwaniach.

– Za „I Love Poland” debiut w RORC Transatlantic Race. Dlaczego postanowiliście wystartować w tym wyścigu?

– O starcie w RORC Transatlantic Race myślałem już od co najmniej dwóch lat. Chciałem, żeby był on podsumowaniem naszego trzyletniego pływania szkoleniowo-sportowego, taką wisienką na torcie, a zarazem sprawdzianem. I wydaje mi się, że go zdaliśmy. Wyścig ukończyliśmy bezpiecznie i byłbym w pełni zadowolony, gdyby nie to, że porwał się nasz spinaker. Z tego powodu ostatnie trzy dni płynęliśmy na żaglu zastępczym, który nie dawał nam odpowiedniej mocy.

– Jakie były główne założenia „I Love Poland” przed startem?

– Zależało nam przede wszystkim na tym, żeby ten wyścig był bezpieczny. Na pokładzie „I Love Poland” była młoda załoga, zawodnicy klas olimpijskich, niezbyt doświadczeni w pływaniu w oceanicznych regatach na tego typu jachtach. Dlatego wybraliśmy trasę trochę bardziej południową, żeby nie pchać się tam, gdzie jest wiatr o prędkości 50 węzłów i ośmiometrowe fale. Nie chciałem, żebyśmy przez niedopatrzenie, zmęczenie czy niewiedzę uszkodzili jacht. Oczywiście chciałoby się popłynąć na 100 procent możliwości tej jednostki, ale w razie awarii, kolejne planowane starty stanęłyby pod znakiem zapytania.

Grzegorz Baranowski

„I Love Poland” w RORC Transatlantic Race.
Fot. Robert Hajduk

– To były najdłuższe regaty w historii projektu. Przygotowywaliście się do nich specjalnie?

– Oczywiście. Przede wszystkim trzeba było uświadomić młodym ludziom, że jak się płynie w Rolex Middle Sea Race, Fastnet Race czy w innych tego typu regatach, do brzegu jest najdalej 70 Mm. W razie wypadku helikopter dotrze do nas w ciągu pół godziny. Na Atlantyku po dwóch dniach nic do nas nie doleci, a ponieważ jest to mało uczęszczany szlak morski, jakaś jednostka dopłynie może po czterech czy pięciu dniach. Jeżeli cokolwiek się stanie, jesteśmy skazani tylko na siebie.

Dlatego też załoga przeszła poszerzone szkolenie medyczne. Mieliśmy też odprawy na temat bezpieczeństwa, używania tratw, kamizelek, personalnych AIS i EPIRB. Były nakazy wpinania się do lifeliny oraz noszenia kamizelek od zachodu do wschodu słońca oraz za dnia przy silniejszym wietrze. To było super, że ci młodzi ludzie na początku reagowali z uśmieszkiem, ale w pewnym momencie zrozumieli, że to nie są przelewki i sami dopytywali o szczegóły. Powoli to w nich dojrzewało i w momencie startu wszyscy byli przygotowani.

Ponadto w załodze popłynęli z nami doświadczeni regatowcy Filip Pietrzak i Arkadiusz Fedusio. To część naszej strategii, żeby na regaty zapraszać profesjonalnych żeglarzy, którzy pływają na bardzo dobrych jednostkach i zagranicznych imprezach. Dla młodych ludzi to okazja, żeby czegoś się od nich nauczyć, porozmawiać i dowiedzieć, jak można żyć z żeglarstwa.

– Podczas RORC Transatlantic Race widać było efekty tych przygotowań?

– Wydaje mi się, że wzięli sobie do serca kwestie bezpieczeństwo. Nie kojarzę, żebym musiał komuś zwrócić uwagę – sami siebie pilnowali. Kiedy przez półtorej doby mieliśmy trudniejsze warunki, ponad 30 węzłów wiatru i fale przelewające się przez pokład, każdy trzy razy sprawdzał, czy jest przypięty. Niewątpliwie więc zdali egzamin.

– Zdali go też pod względem sportowym. Do mety „I Love Poland” dotarł jako siódmy jacht, a po przeliczeniu zajęliście trzecie miejsce w grupie IRC Super Zero i dziesiąte w IRC Overall.

– Jestem zadowolony z wyników. W załodze nie ma ludzi z przypadku i każdy ma zadziora regatowego. Wszyscy starali się na miarę swoich umiejętności, żeby łódka płynęła jak najlepiej. Poza tym wyścig był dla nas rekordowy. Pobiliśmy o ponad 40 Mm nasz rekord dobowego przelotu – nowy wynosi 444 Mm. Nie jest to bardzo dużo, bo na takich jachtach można przepłynąć nawet 600 Mm, ale w innych warunkach i na innych akwenach. Rekordowy jest też czas przepłynięcia Atlantyku, czyli 10 dni. Mam nadzieję, że w kolejnych latach każdy jacht płynący pod polską banderą i z polską załogą będzie mógł się z nim zmierzyć.

– Po ukończeniu RORC Transatlantic Race „I Love Poland” został na Karaibach?

– Tak, ale załoga wróciła do Polski chwilę odsapnąć i naładować akumulatory. 13 lutego wracamy na jacht. Mamy zaplanowane tygodniowe zgrupowanie, podczas którego przygotujemy się do regat RORC Caribbean 600, a następnie St. Maarten Heineken Regatta.

– W poprzednich latach w tych imprezach pokazywaliście się z bardzo dobrej strony. Znów uda się odnieść sukces?

– Podchodzimy do tych regat bardzo poważnie, szykujemy optymalny skład, przygotowujemy się sprzętowo i manewrowo. Nie odpuścimy i będziemy walczyć o każdy centymetr na wodzie. Jeśli to da nam zwycięstwo, będziemy bardzo szczęśliwi. Natomiast jeżeli coś nam pokrzyżuje plany, trudno – trzeba będzie z pokorą wyciągnąć wnioski i jechać dalej. Na pewno w tych regatach będzie olbrzymia konkurencja, ale mamy szanse na dobry wynik. St. Maarten Heineken Regatta udało się wygrać do tej pory dwa razy i fajnie by było zrobić to po raz trzeci.

– Jakie macie dalsze plany?

– Jak tylko pogoda pozwoli, będziemy chcieli wrócić do Europy. Tam zrobimy dokładny przegląd jachtu, sprawdzimy kabestany, liny, żagle, łożyska steru… Lista robót jest długa, a prace wykonujemy sami – nie mamy ekipy serwisowej. Wiosną, jak się ociepli, popłyniemy do Polski. W maju chcielibyśmy ruszyć ze szkoleniami i pływaniem w kraju.

Grzegorz Baranowski, doświadczony żeglarz regatowy. Uczestnik m.in. Pucharu Ameryki, Admiral’s Cup, Fastnet Race, Middle Sea Yacht Race oraz cyklu Match Race. Od 2020 roku kapitan „I Love Poland”.

Załoga „I Love Poland” w RORC Transatlantic Race: Grzegorz Baranowski – sternik, kapitan; Bartosz Nowicki – nawigator; Jan Chudzik – dziobowy; Wiktor Kobryń – grot; Katarzyna Ostrowska – pit; Mateusz Byrski – dziobowy; Jakub Surowiec – grot; Robert Hajduk – onboard reporter; Filip Pietrzak – trym żagli przednich, co-skipper; Borys Michniewicz – floater/grinder; Stanisław Bajerski – floater/grinder; Kacper Gwóźdź – floater/dziobowy; Filip Korpet – pit; Arkadiusz Fedusio – trym żagli przednich.

Co myślisz o tym artykule?
+1
14
+1
2
+1
9
+1
2
+1
0
+1
2
+1
1