< Powrót
5
stycznia 2016
Tekst:
Jędrzej Szerle
Zdjęcie:
Freeimagies.com / Pawel Jedlicka

Jachtostop dla każdego?

Na pierwszy rzut oka – beztroska przygoda, ale w rzeczywistości wymaga konkretnych umiejętności oraz odrobiny ostrożności. Mowa o jachtostopie, coraz popularniejszym sposobie na zdobycie żeglarskiego doświadczenia i tanie podróżowanie.

„Jedziemy autostopem, jedziemy autostopem/W ten sposób możesz bracie przejechać Europę”. Tak śpiewała w latach 60. Karin Stanek z zespołem Czerwono-Czarni. Autostop był wówczas niezwykle popularny.  Powstawały o nim filmy. Wiele osób pamięta na pewno serial Stanisława Jędryki „Podróż za jeden uśmiech”. Jachtostop opiera się na podobnej zasadzie, ale jest zjawiskiem znacznie bardziej złożonym. Dobrym przykładem może być film „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego, w którym zawiązaniem akcji jest zaproszenie autostopowicza na pokład jachtu.

Jak autostop mógł się pojawić dzięki rozwojowi motoryzacji, tak popularyzacja żeglarstwa w latach 80. otworzyła pole dla jachtostopu. Jego początki są jednak w rzeczywistości znacznie starsze. Od wieków przecież podróżowano wodą…

W czasach przedinternetowych obowiązkową lekturą dla każdego, kto chciał rozpocząć taką przygodę był „Poradnik jachtostopowicza” Alison Muir Bennett z 1990 roku. Autorka umieściła w nim porady zarówno dla jachtostopowicza, jak i skippera kompletującego załogę. Później pozostawało jedynie udać się do mariny i szukać odpowiedniej jednostki.

Obecnie z pomocą przychodzi internet, w którym można nie tylko poczytać opinie, ale i poszukać jachtu lub towarzysza podróży.

Paweł Kilen, warszawski podróżnik, który przez pięć lat bez przerwy wojażował po świecie pokonując ponad 220 000 kilometrów i pływał jachtostopem między Azją, Australią i Afryką, wyróżnia kilka grup ludzi, którzy decydują się na parotygodniowy rejs z nieznajomymi.

Pierwszą tworzą osoby, które szukają doświadczeń żeglarskich, ale nie stać ich na własny jacht. Chcą się nauczyć konkretnych umiejętności, przeżyć przygodę z wielką wodą i  nie wydać zbyt wielu pieniędzy.

Drugą grupę Kilen definiuje jako podróżników długodystansowych. – Są to ludzie z bardzo ograniczonym budżetem, którzy wykorzystują jachtostop jako jedną z form dotarcia do celu – opowiada. – Szybko się dostosowują, są elastyczni i mogą się przydać na pokładzie jachtu.

Dalej mamy osoby zamożne, dla których jachtostop jest formą spędzania czasu wolnego… Nie mają dużego doświadczenia żeglarskiego, ale dorzucają się do paliwa i jedzenia, i chcą się uczyć.

Podróżnik wymienia także czwartą grupę: – To ludzie, którzy interesują się tym zarobkowo – są bardzo dobrymi żeglarzami i wiedzą, że mogą się przydać na każdym jachcie. Z ich oferty mogą skorzystać np. żeglarze podróżujący na emeryturze, którym przyda się doświadczony towarzysz, bo naprawi silnik, weźmie wachtę w nocy, a w marinie popilnuje jachtu.

Powyższe zestawienie pokazuje, że jachtostopem, w przeciwieństwie do autostopu, nie może podróżować każdy. Muszą to być mniej lub bardziej doświadczeni żeglarze. Bo o ile kierowca samochodu nie oczekuje od autostopowicza pomocy czy opłat, to jachtostopowicz nie może być na jachcie nieprzydatny.

– Zdarzają się imprezowicze, ale to mniejszość – tłumaczy Kilen. – Znam doświadczonych kapitanów, którzy nie chcą na pokładzie problemów i darmozjadów. Ich interesują konkrety: bierzesz nocne wachty, znasz się na robocie, nie zadajesz dużo pytań, nie gadasz za dużo. Są oczywiście ludzie, którzy lubią się socjalizować, ale powiedzmy sobie szczerze – nie po to ktoś ucieka na morze, żeby gadać, ale żeby siedzieć w ciszy.

Podobnie zjawisko jachtostopu opisują Alicja Rapsiewicz i Andrzej Budnik, autorzy książki „Jachtostop czyli jak złapać wiatr w żagle” i znanego bloga LosWiaheros: „Raczej nie słyszeliśmy o przypadku, że skipper zabrał na jacht kogoś, bo chciał mu pomóc w realizacji marzenia o podróży bez latania samolotem…”.

Skipperzy jachtów biorą załogantów w zamian za ich pracę na pokładzie, pilnowanie jachtu podczas postojów i często – choć nie zawsze – oczekują, że będą dokładali się do opłat za jedzenie, paliwo czy postój w marinie. Częściej poszukuje się załogantów na dłuższe, zwłaszcza oceaniczne rejsy.

Choć jachtostop wydaje się wygodnym i tanim sposobem przedostania przez morza, oceany, jeziora, bywa też, niestety, ryzykowny. Z poradników i wspomnień podróżników wyłaniają się dwa najważniejsze niebezpieczeństwa: nadzwyczajne oczekiwania kapitana wobec załogantek i nadużywanie przez niego alkoholu. Trudno orzec, czy to fakty, czy morskie legendy, ale częstotliwość ich pojawiania się w sieci skłania do ostrożności.

– Na pewno znalazło się kilku kapitanów czy członków załogi, którzy usiłowali wymóc jakąś formę zachowania na załogantce – opowiada Kilen. – Trochę podobnie jest przy autostopie. Przy czym z samochodu można wysiąść – z jachtu na środku oceanu trudniej. Ja się nigdy z tym nie spotkałem, ale wielokrotnie o tym czytałem, kobiety o tym mówią, więc coś w tym musi być. Ale pewnie więcej jest gadania, niż autentycznych sytuacji.

Mniej doświadczeni żeglarze mogą też nie zdawać sobie sprawy, jakie problemy niesie oceaniczny rejs. Oprócz trudów samej żeglugi – choroby morskiej czy warunków atmosferycznych – długie przebywanie z obcymi ludźmi.

„Ciasnota na jachcie oznacza, że przez tydzień, dwa, miesiąc albo jeszcze dłużej dzielisz z tymi samymi ludźmi obszar o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych. Często dochodzą do tego sytuacje stresowe, a czasem też mocno awaryjne i wtedy wychodzi z ludzi to, co tkwi w nich głęboko. Jeżeli dodasz do tego fakt, że masz chorobę morską, to zapewniamy, że przygoda życia ma szansę zamienić się w męczarnię.” – ostrzega „Jachtostop czyli jak złapać wiatr w żagle”.

Choć uwag, rad i przestróg jest wiele, nie powinny odstraszać. Jachtostop to w gruncie rzeczy świetny sposób na zdobycie doświadczenia żeglarskiego, podróżowania czy nawet zarobienia pieniędzy. Najczęściej można się z nim spotkać przy ruchliwych szlakach oceanicznych – na Gibraltarze, Wyspach Kanaryjskich, Karaibach czy w Oceanii.

Jak to się odbywa?

– Wszystko zależy od dobrego miejsca i czasu, czasami też zwykłego szczęścia – zdradza Kilen. – Ja najdłużej czekałem dwa tygodnie, najkrócej cztery dni. Znaczenie ma wiedza, doświadczenie i sposób szukania – warto to robić zarówno przez internet, jak i w marinach. Trzeba też istnieć w środowisku – przejść się po molo, popytać, czy ktoś szuka załoganta.

Wiele opowieści o jachtostopie przedstawia ten sposób podróżowania jako beztroską i romantyczną wyprawę, okazję do poznania fantastycznych ludzi. Nie można jednak zapominać o zagrożeniach. A jak skończyć się może taka przygoda życia najlepiej świadczy przykład Polaka, Piotra P., który w 2013 roku został skazany przez brytyjski sąd na 24 lata więzienia za udział w przemycie narkotyków. Niesłusznie – jak sam twierdzi – bo był tylko jachtostopowiczem, który marzył o rejsie na Karaiby…

Co myślisz o tym artykule?
+1
0
+1
1
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0

PODZIEL SIĘ OPINIĄ