Max Wójcik: Ironman dla Agnieszki
6 września Max Wójcik wystartuje w Castle Triathlon Malbork. Chce pokonać morderczy dystans ponad dwustu kilometrów wpław, rowerem i biegnąc. W ten sposób zamierza pomóc swojej żonie Agnieszce chorej na stwardnienie rozsiane i tysiącom innych chorych, którym brakuje środków na leczenie. Znakomitego windsurfera zapytaliśmy między innymi o szczegóły tej pomocy, ale także o plany na przyszłość.
– Dlaczego pan to robi?
– Cała moja kariera sportowa była podporządkowana moim celom i moim ambicjom. Już po przepłynięciu Bałtyku na desce windsurfingowej żałowałem, że nie zadedykowałem tego wysiłku Agnieszce. Teraz start w triathlonie dedykuję żonie i sprawia mi to ogromną radość. Chcę zebrać fundusze na pomoc dla niej i tysięcy innych ludzi chorych na stwardnienie rozsiane. Trudno to może porównywać, ale jako sportowiec rozumiem z czym się zmagają się. Każdy kto uprawia jakąś dyscyplinę powinien liczyć się z możliwością urazu, kontuzji. A kiedy do tego dojdzie, działamy podobnie jak chorzy – przechodzimy rehabilitację. To są często długie okresy wyczekiwania i niepewności, bo nie jesteśmy pewni czy wrócimy do pełnej sprawności.
– Skąd pomysł na taką właśnie formę pomocy?
– Podsunął mi go Tomasz Tarnowski, wuj naszego znakomitego windsurfera Pawła Tarnowskiego. Zaproponował żebym wziął udział w biegu typu Ironman i przyjął honorowe zakłady od każdego, kto zechce włączyć się do akcji. Rzecz polega na tym, że ja startuję w triathlonie, a ludzie mogą zakładać się ze mną, deklarując jakąś kwotę. Szczegóły „zakładu” opisane są dokładnie na stronie internetowej naszej akcji.
– Jakie wyzwanie czeka na pana w Malborku?
– 3,8 kilometrów pływania, 180 kilometrów jazdy na rowerze i 42,2 kilometrów biegu. Chciałbym w przyszłości nawiązać współpracę z World Triathlon Corporation, pomysłodawcami i organizatorami „prawdziwych” zawodów Ironman. Po raz pierwszy zmierzę się z takim dystansem. W przeszłości dwukrotnie startowałem na połowie i przyznam, że bardzo dobrze mi poszło. W Gdyni dwa lata temu zająłem 21 miejsce z czasem cztery godziny i dwadzieścia jeden minut, o ile dobrze pamiętam. W Malborku będę ścigał się z samym sobą. Jestem gotów do największego wysiłku.
– W tym przedsięwzięciu wspierają pana inni sportowcy…
– I nie tylko. Do akcji włączył się dziennikarz i prezenter telewizyjny Maciej Dowbor. Wspiera nas minister sportu Tomasz Koroll, w przeszłości także znakomity sportowiec. Poza tym są oczywiście inni. Jest Agnieszka Rogowska, Iwona Guzowska. Jest chora na stwardnienie rozsiane, ale startująca w biegach maratońskich Milena Trojanowska. W akcję zaangażowali się Piotr Myszka i Przemek Miarczyński. Oni wszyscy przebiegną ze mną ostatnią część biegu maratońskiego, żeby okazać wsparcie chorym na SM. Ale akcja nie ogranicza się do samego triathlonu, sportowcy przekazali rozmaite przedmioty na aukcję, którą prowadzimy na Allegro.
– Zebrane przy okazji triathlonu i podczas aukcji pieniądze zostaną przeznaczone na pomoc chorym?
– Tak. Część tej sumy, za zgodą darczyńców, na pomoc dla mojej żony, reszta trafi do innych chorych na SM – na rehabilitację.
– Akcja będzie kontynuowana po zakończeniu triathlonu w Malborku?
– Strona internetowa będzie nadal działać, będzie można wspierać chorych finansowo.
– Trudniej było przepłynąć Bałtyk, czy teraz przetrwać triathlon?
– Każdy dystans ma inną specyfikę. Ironman będzie trudny, ale będę miał większą kontrolę nad czynnikami zewnętrznymi, takimi jak warunki atmosferyczne. Podczas przygotowań do przeprawy przez Bałtyk musiałem martwić się nie tylko o budżet dla ekipy, ale także co zrobić, jeśli przez dwa tygodnie pogoda będzie marna i trzeba będzie na ten okres zakwaterować ludzi w Karlskronie. Teraz te problemy odchodzą, a ja jestem zdeterminowany, żeby zrobić wszystko co jest możliwe dla osiągnięcia celu.
– Przeistacza się pan w multisportowca. Nie myślał pan o starcie w Rajdzie Dakar?
– Nie myślałem, ale i Rajd Dakar nie jest nierealny. Wszystko można osiągnąć, tylko trzeba założyć sobie realistyczne plany czasowe na osiągnięcie sukcesu. Sport to całe moje życie. Mój tata był utytułowanym sportowcem, startował w klasie Finn, moja mama jako pierwsza Polka ścigała się na desce rywalizując z mężczyznami. Mam trzech braci, więc element rywalizacji towarzyszył mi od zawsze. Chcę rozwijać sportowe ambicje. Mam różne pomysły i plany. Teraz przygotowuję się do mistrzostw świata w klasie Raceboard. Będę bronił po raz szósty tytułu mistrzowskiego. Angażuję się też w rozwój i promowanie windsurfingu w Australii…
– To tam trzeba promować pływanie na desce?
– Tak. Podczas mistrzostw Australii juniorów na starcie stanęło siedmiu zawodników. W Polsce, w Sopocie, co niedzielę do zawodów weekendowych w Sopockim Klubie Żeglarskim przystępuje czterdzieści osób. A to zwykłe lokalne zawody, a nie mistrzostwa kraju. Polska należy do światowej elity w tej dyscyplinie. Mamy medalistów olimpijskich, mamy znakomitych trenerów, zawodników i zawodniczki. To sprawia, że nie bardzo już widzę miejsce dla siebie. Stąd pomysł, by realizować się sportowo i zawodowo na Antypodach. Trenowanie innych daje mi ogromną satysfakcję, a skoro tam są „braki kadrowe”, to dlaczego nie robić tego właśnie w Australii?
– Będzie pan pracował na rzecz konkretnego klubu, czy z australijskimi kadrowiczami?
– Projekt obejmuje jeden konkretny klub, w którym przy wsparciu krajowego związku żeglarskiego utworzymy Centre of Excellence – coś w rodzaju „centrum doskonałości”, szkolące młodzież w dwóch dyscyplinach, windsurfingu i katesurfingu.
– Domyślam się, że chce pan skorzystać z pomocy i doświadczenia kolegów z Polski?
– Nie ukrywam, że między innymi w Polsce, wśród zawodników kończących karierę sportową, chcę znaleźć trenerów dla australijskich jedenastolatków. To byłaby dla nich szansa na rozwój zawodowy, na właściwe wykorzystanie zdobytego przez lata doświadczenia. Praca szkoleniowca daje możliwość wydobycia potencjału tkwiącego w byłych zawodnikach z sukcesami sportowymi. Nie wolno tego zmarnować. Jeśli plan się powiedzie, rozpocznę realizację projektu, który potrwa pięć, może siedem, lat.
Wszystkie informacje dotyczące akcji z udziałem Maksa Wójcika: http://www.im4sm.pl/
Strona internetowa imprezy w Malborku: http://castletriathlon.com/
Informacje dotyczące stwardnienia rozsianego: http://www.ptsr.org.pl/
Maksymilian Wójcik – młodzieżowy mistrz świata w klasie Aloha, pięciokrotny mistrz świata seniorów w windsurfingowej klasie Raceboard. Wicemistrz Europy z roku 2014. Zwyciężył w regatach Kiler Woche w 2007 r. W roku 2013 jako pierwszy windsurfer w historii przepłynął na desce Bałtyk. W ciągu 22 godzin i 15 minut pokonał dystans niemal 400 km ze Szwecji do Polski.