< Powrót
6
października 2022
Tekst:
Tomasz Falba
Zdjęcie:
Reinhard Jahn/Wikipedia

Nieznajomy na tratwie

Na Atlantyku, w pobliżu Wysp Zielonego Przylądka u wybrzeży Afryki Zachodniej, tonie superluksusowy megajacht na pokładzie, którego znajdowało się wielu najbardziej znanych na świecie polityków, biznesmenów i celebrytów. Nikt nie przeżywa katastrofy.

Rok później, po drugiej stronie oceanu, na małej wysepce na Karaibach morze wyrzuca na brzeg tratwę z zatopionej jednostki. Jest pusta. Inspektor miejscowej policji odnajduje w niej tylko notatnik z nieprawdopodobnymi zapiskami.

Okazuje się, że katastrofę przeżyło dziesięć osób. Z wody wyławiają jeszcze ciało nieznajomego mężczyzny, który przedstawia się im jako… Bóg. Nie „bóg” pisany z małej litery, tylko „Bóg” z dużej. Ten Wszechmogący, o którym słyszymy w kościołach.

Tak zaczyna się powieść znanego amerykańskiego pisarza Mitcha Alboma „Nieznajomy na tratwie”.

Czy wyłowiony człowiek naprawdę jest tym za kogo się podaje? I co z tego wynika?

Nie będziemy zdradzać fabuły książki. Możemy tylko zapewnić, że czyta się ją naprawdę jednym tchem, pełna jest zwrotów akcji, niektórzy może nawet uronią łzę podczas jej lektury. Książka skłania też do refleksji stawiając pytania, na które prędzej czy później każdy z nas będzie musiał sobie odpowiedzieć.

„Nieznajomy na tratwie”, Mitch Albom, Zysk i S-ka Wydawnictwo, str. 276, (www.zysk.com.pl)

Co myślisz o tym artykule?
+1
0
+1
2
+1
0
+1
1
+1
0
+1
0
+1
0