
Słyszeliście o… pionierze żeglarstwa rekreacyjnego?
40 lat pływał wokół Wysp Brytyjskich, rejsy opisywał w książkach i przekonał brytyjską klasę średnią, że żeglarstwo jest też dla amatorów. Richard Turrill McMullen uchodzi za jednego z pionierów żeglarstwa rekreacyjnego.
Choć początki żeglarstwa sięgają XVII wieku, przez pierwsze dwa wieki pływano i ścigano się głównie na dużych jachtach z wieloosobową, często zawodową załogą. Było to też zajęcie dla najbogatszych, których stać było na odpowiednią jednostkę. Jachting rekreacyjny na małych jednostkach i dla amatorów narodził się dopiero w połowie XIX wieku, a wielkie zasługi na tym polu oddał brytyjski makler giełdowy Richard Turrill McMullen.

Richard Turrill McMullen.
Il. Barlow Moore
O jego życiu wiadomo niewiele. Urodził się w 1830 roku, a w 1850 roku postanowił nauczyć się żeglować na zaledwie 6-metrowym, ważącym jednak 3 tony kutrze „Leo”, którego remont sam nadzorował. Początkowo pływał głównie po Tamizie, ale już rok później po raz pierwszy dotarł na morze. Kiedy podczas jednego z rejsów wszedł do Weymouth w bardzo trudnych warunkach pogodowych, wzbudził sensację i zgromadził tłum gapiów, bo nie zdarzyło się, żeby tak mała jednostka weszła do portu w sztormie.
Na „Leo” McMullen pływał do 1857 roku. Rok później przesiadł się na odrobinę większego „Siriusa”. Na tym jachcie pokonał łącznie ponad 11 000 mil, m.in. opływając Wielką Brytanię w 1863 i 1887 roku. Jego kolejną jednostką był od 1868 roku „Orion”, którym przez kolejne dwie dekady pływał głównie po Kanale La Manche. W międzyczasie próbował także samotnych rejsów na jachcie „Procyon”. Żeglarz pływał z różnymi, zmieniającymi się załogami, w skład których wchodzili jego koledzy i żona.
Swoje rejsy Richard Turrill McMullen opisał w dwóch książkach – w wydanej w 1869 roku i później wznawianej z uzupełnieniami „Down Channel” oraz opublikowanej w 1878 roku „Orion: Or How I Came to Sail Alone in a 19-ton Yacht”. W obu opisał dokładnie wyprawy, często posiłkując się dziennikami pokładowymi. Przybliżył także osprzęt, który zabierał w rejsy oraz prace, jakie wykonywał na jednostkach, żeby lepiej przygotować je do potrzeb żeglugi po morzu. Wielokrotnie podkreślał też, że nie potrzeba dużego i drogiego jachtu, żeby zacząć żeglować i jest to zajęcie dostępne dla amatorów.

Nocny rejs jachtu „Leo” po Kanale La Manche.
Il. Barlow Moore
„Od lat zwykłem słyszeć uwagi, które sugerują, że żeglarska praca musi być ciężka i trudna. Może tak być we właściwym żeglarstwie, które polega głównie na spacerowaniu po nabrzeżach, esplanadach i pomostach – oczywiście w odpowiednim stroju – oraz na przechodzeniu do i z powrotem na wodowanie statku parowego lub łodzi wyścigowej, z wielkimi sukcesami: rozkosz oddawana tylko przez skrajnie zamożnych lub przez tych, którzy powinni być tacy. Pływanie jachtem to jednak zupełnie inna sprawa niż żeglarstwo, a gdy jest prowadzone z duchem, jak to bywa na dużych i małych jachtach, wcale nie jest bezczynną rekreacją. Jest to zawsze zdrowe i ekscytujące, choć nie zawsze jest źródłem czystej przyjemności.” – pisał we wstępie do „Down Channel”.
Jego książki odbiły się bardzo dużym echem, a liczba żeglarzy pływających rekreacyjnie na małych jachtach zaczęła szybko rosnąć. Dzięki temu w 1880 roku powstał Cruising Club of England (obecnie Royal Cruising Club of England), którego członkami stali się właśnie posiadacze mniejszych jednostek.
W 1889 roku Richard Turrill McMullen sprzedał „Oriona” i kupił nowy, mniejszy jacht do samotnej żeglugi, który nazwał „Perseus”. Na nim 13 lipca 1891 roku wypłynął w ostatni rejs, podczas którego doznał zawału serca. Dwa dni później francuscy rybacy znaleźli dryfującą jednostkę. Dłoń McMullena wciąż spoczywała na rumplu…
Oba jego dzieła – „Orion: Or How I Came to Sail Alone in a 19-ton Yacht” i „Down Channel” – w oryginale – można przeczytać za darmo w Google Książki.