< Powrót
20
października 2023
Tekst:
Brunon Kowalke
Zdjęcie:
Vincent Olivaud/Mini Transat 2023
Witold Małecki na jachcie "Prodata" podczas pierwszego etapu regat.

Witold Małecki przed drugim etapem regat Mini Transat

Jako pierwszy Polak wystartował w regatach samotników Mini Transat na łódce seryjnej produkcji. Witold Małecki podsumowuje to, co wydarzyło się podczas pierwszego etapu regat i mówi o tym jak przygotowuje się do drugiego.

Regaty Mini Transat 2023 to walka 90 samotnych żeglarzy, którzy nie mogą mieć żadnej pomocy z brzegu, internetu, czy elektronicznych map. Pierwszy etap tegorocznej edycji regat, które rozpoczęły się 25 września, wiedzie z francuskiego Les Sables d’Olonne do Santa Cruz de la Palma na Wyspach Kanaryjskich, gdzie skończył się pierwszy etap wyścigu, liczący 1350 mil morskich. Kolejna część zmagań to przeprawa przez Atlantyk na Karaiby. Meta drugiego, dłuższego etapu (2700 mil morskich) znajduje się w Saint-Francois na Gwadelupie.

W regatach bierze udział dwoje Polaków: Karolina Boule i Witold Małecki, który przepłynął pierwszy etap regat w ciągu 11 dni, 11 godzin, 22 minut i 40 sekund.

– Biorąc pod uwagę mój czas i napotkane warunki pogodowe to nie jest znowu tak najgorzej – mówi Małecki. – To był etap dość skomplikowany, jeśli chodzi o warunki pogodowe. Chociaż lepszym słowem będzie „złożony”. Trasa przebiegała przez kilka obszarów, jeden to Zatoka Biskajska, drugi to zachodnie wybrzeże Portugalii, a potem już otwarty ocean z ukształtowanym pasatem. To są trzy części trasy, w których napotyka się na bardzo różne warunki pogodowe, temperatury, inne zafalowanie i kierunki wiatru. Na Zatoce Biskajskiej dużo zależy od niżu płynącego z zachodu, czy przemknie na północ czy raczej bardziej na wschód.

– Na zatokę miałem dość dobrze przygotowaną prognozę pogody – mówi polski żeglarz. – I ten fragment etapu przypłynąłem całkiem przyzwoicie, bo wykorzystałem zmiany kierunku i siły wiatru. Inna sprawa, że łódki seryjne, wbrew pozorom, wcale nie są identyczne. Jedne są szybsze w słabym wietrze, przy ostrzejszych kursach, inne lepiej sobie radzą w silnym półwietrze. W związku z tym wiedziałem, że pomimo dobrego startu na początku będę tracił, ale potem udało mi się dużą część floty wyprzedzić. Po minięciu Przylądka Finisterre, już na zachodnim wybrzeżu Portugalii, byłem w bardzo fajnym miejscu floty, bo w okolicach 15-18 pozycji. Kolejna część tego etapu, pod względem prognoz pogody, była wielką niewiadomą.

Witold Małecki postanowił szukać wiatru pod brzegiem portugalskim, a nie bardziej na zachód. Na podstawie prognoz, które dostawał, próbował sobie narysować trasę, ale nie bardzo mu to wychodziło.

– Wysilałem mój mózg dramatycznie i próbowałem coś z tych prognoz wykrzesać, ale to wszystko było bardzo niepewne. Z perspektywy czasu, wiem, że to był mój błąd. Próbowałem znaleźć dziurę w całym, ale jej tam nie było. Te prognozy, tak naprawdę, mówiły tylko jedno: nie do końca wiadomo co będzie, układy baryczne są bardzo płytkie, dlatego wystarczy, że trochę się przesuną i prognoza już będzie inna. Wniosek jaki wtedy powinienem wyciągnąć był prosty: chłopie, skoro nie wiesz co się stanie, płyń najkrótszą drogą do celu. Ale ja chciałem być sprytniejszy. Jak się okazało dramatycznie się pomyliłem, a wraz ze mną paru innych żeglarzy, łącznie z czołówką, która była przede mną. Widziałem, że też próbowali szukać wiatru na wschodzie. Do przodu wysunęła się za to tylna część floty, która nie kombinowała za dużo, płynąc jednym halsem do celu. To właśnie ta grupa weszła najkorzystniej w trzecią część trasy pierwszego etapu, napotykając pasat, którym do Wysp Kanaryjskich można było spokojnie dopłynąć.

Witold Małecki na swoim 6,5-metrowym jachcie „Prodata” dopłynął do mety pierwszego etapu w Palmie na Wyspach Kanaryjskich na 46. miejscu, czyli zdecydowanie poniżej jego oczekiwań. To miejsce jeszcze – jak na razie – nie jest aż tak istotne, bo decydujący będzie łączny czas uzyskany w obu etapach. Ważniejsza jest strata czasowa do pierwszego na mecie Michaela Gendebiena, który dotarł na nią po 9 dniach, 21 godzinach, 52 minutach i 35 sekundach. Przed Polakiem i jego rywalami drugi etap, którego trasa wiedzie przez Atlantyk na Karaiby.

– Człowiek się uczy całe życie, więc ja też zamierzam wyciągnąć wnioski z tego co było – mówi. – Na briefingu trener zapytał mnie, czy wiem, gdzie i jakie popełniłem błędy. Precyzyjnie mu je opisałem. „No to wszystko już wiesz, nie mamy o czym rozmawiać” – odpowiedział. Teraz mam na łódce parę technicznych spraw do załatwienia. To, co byłem w stanie zrobić sam, zrobiłem. Są do załatwienia jeszcze dwie grubsze rzeczy, do których potrzebuje części. Nie mogłem tutaj kupić i czekam aż przyjadą z Francji. To są drobiazgi, które w Polsce kupiłbym w „sklepie żelaznym za rogiem”, ale w Palmie już nie.

Start do drugiego etapu regat Mini Transat 2023 ma nastąpić 28 października. Witold Małecki ma więc jeszcze tydzień na zrobienie tego co konieczne i przygotowanie sobie strategii na drugi, decydujący, etap.

– Chciałbym mieć na tym etapie większą pewność, tego co robię – mówi. – Do pierwszego etapu nie byłem źle przygotowany, ale z perspektywy czasu wiem, że tej pewności mi brakowało.

Mini Transat to transatlantyckie regaty samotników na 6,5-metrowych jachtach klasy Mini 650. Ich trasa biegnie pomiędzy Francją a Karaibami, z przystankiem na Maderze lub Wyspach Kanaryjskich. Pierwsza edycja została przeprowadzona w 1977 roku, a kolejne organizowane są co dwa lata. W 1977 roku wystartował w nich Kazimierz „Kuba” Jaworski (drugie miejsce), w 2007 roku Jarosław Kaczorowski (dziewiętnaste miejsce), a w 2011 i 2015 roku Radosław Kowalczyk (w pierwszych regatach dwudzieste szóste miejsce w klasie Proto, drugich nie ukończył – jacht uległ zniszczeniu po zderzeniu z niezidentyfikowanym obiektem. W 2019 roku Michał Weselak zajął 15 lokatę w klasie Proto.

Co myślisz o tym artykule?
+1
14
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0

PODZIEL SIĘ OPINIĄ