Z Empatią na szerokie wody
Empatia oznacza zdolność rozumienia innych ludzi, umiejętność wczuwania się w ich potrzeby i uczucia. Empatia to także nazwa fundacji, która postawiła sobie za cel przełamywanie stereotypów dotyczących niepełnosprawności i umożliwienie ludziom niepełnosprawnym pokazania, czego potrafią dokonać w trudnych, nieznanych dotąd warunkach.
„Empatia Polska” to z kolei imię jachtu pływającego w barwach organizacji. Jednostką dowodzi kapitan Andrzej Kwiatkowski. Jego imiennik, Andrzej Walczak jest założycielem fundacji i twórcą idei służącej integracji ludzi bez względu na ich niepełnosprawność, wykształcenie czy narodowość oraz – co równie ważne – umożliwiającej przeżycie niezwykłej przygody pod żaglami.
Chrzest jachtu „Empatia Polska” odbył się 23 maja tego roku, a jego matką chrzestną została mistrzyni Polski w żeglarstwie paraolimpijskim Olga Górnaś-Grudzień. Od tego czasu łódka była eksploatowana przez niepełnosprawnych żeglarzy w krótkich, najczęściej jednodniowych rejsach po Zatoce Gdańskiej i na otwartym morzu.
O tym jak minął pierwszy, pionierski sezon jachtu na wodzie oraz o planach fundacji opowiadają Andrzej Walczak i Andrzej Kowalski.
– Zanim poproszę o podsumowanie sezonu, chcę zapytać, skąd wzięła się idea budowy jachtu dla niepełnosprawnych żeglarzy?
Andrzej Walczak: – Cała sprawa ma źródło w mojej wizycie w Los Angeles przed laty, kiedy kupowałem dokumentację jachtu typu Bruceo 44. Konstruktor łódki, Bruce Roberts, opowiedział mi o pewnym budowniczym takiej jednostki z San Diego. Pojechałem tam. Okazało się, że w trakcie trwającej kilka lat budowy jachtu, szkutnik uległ wypadkowi samochodowemu, co skończyło się paraliżem od pasa w dół. Jednostka była w tym czasie niemal w dwóch trzecich ukończona. Mimo to ten człowiek nie poddał się, postanowił dokończyć budowę i wyruszyć w rejs dookoła świata.
– Domyślam się, że zaimponował panu uporem i zdolnością do przezwyciężania własnych ograniczeń…
AW: – Tak, byłem wtedy pod ogromnym wrażeniem jego wytrwałości. To uczucie siedzi we mnie do dziś. Jednak jako człowiek o sporym bagażu doświadczeń życiowych, zdając sobie sprawę, że budowa takiego jachtu trwa czasem bardzo długo, przestałem wówczas myśleć o samotnym rejsie dookoła globu. Uznałem, że większy pożytek będzie z dedykowania jednostki, którą sam zacząłem budować, osobom zmagającym się z problemami większymi niż moje, osobom niepełnosprawnym. Kiedy do zakończenia budowy mojego jachtu zostało jakieś trzy lata, poznałem kapitana Andrzeja Kowalskiego, a wokół budowy zaczęło „kręcić się” coraz więcej osób niepełnosprawnych. Byłem pełen podziwu dla tych ludzi, ich zapału i zachwytu nad powstającym jachtem. Zacząłem pytać, co należy zrobić, żeby jacht był przystosowany do ich potrzeb i w miarę możliwości jak najwygodniejszy.
– I korzystał pan z ich podpowiedzi?
AW: – Oczywiście! Dzięki ich sugestiom, z pięciu handrelingów zrobiło się ponad trzydzieści. A relingi, które miały być zwykłymi rurkami z dwiema linkami, ustąpiły rurkom „trzydziestkom”, ze stali nierdzewnej na stójkach o takim samym przekroju i rurce wewnętrznej o przekroju dwadzieścia pięć milimetrów. Zamontowaliśmy kosze przymasztowe i bramownicę nad kokpitem, która pozwala prowadzić wózek szotów grota nad głowami załogi i sternika. I tak dalej, i tak dalej…
Niestety jest jedna rzecz, której nie udało się nam zrobić. Na tym etapie zaawansowania budowy jachtu nie było możliwe ani jego wydłużenie, ani poszerzenie, które pozwoliłoby na komfortowe funkcjonowanie i bezpieczne żeglowanie na pokładzie osób na wózkach inwalidzkich.
– To poważny problem…
AW: – Postanowiliśmy mu zaradzić i właśnie trwają prace projektowe nad dwoma jachtami, które będą monotypami wywodzącymi się także z pracowni Bruce’a Robertsa. Chodzi o zmodyfikowane jachty typu Spray. Będą miały osiemnaście metrów długości i sześć szerokości, czyli minimalne wymiary niezbędne do swobodnego poruszania się wózków po jachcie.
To będą nowoczesne, mocne jednostki, wyposażone w kabestany ze wspomaganiem elektrycznym, windy kotwiczne z takim samym wspomaganiem, stery strumieniowe elektryczne lub hydrauliczne. Duży kubryk na dziobie pomieści dwanaście osób. Dolne koje będą przeznaczone dla żeglarzy poruszających się na wózkach.
– Po co wam dwa jachty? To zdaje się będzie sporo kosztować?
AW: – Rzeczywiście, o ile „Empatia Polska” kosztowała jakieś półtora miliona złotych, to jacht większy i dedykowany niepełnosprawnym na wózkach będzie kosztował ze dwa razy tyle. Będziemy starali się takie pieniądze zdobyć. Bo chcę, żeby ludzie poruszający się na wózkach mogli uczestniczyć w morskiej przygodzie. Poza tym, nasi niepełnosprawni żeglarze, w czasach kiedy w Polsce nie było czekolady i bananów, korzystali z gościnności niepełnosprawnych żeglarzy z Niemiec, Danii, Finlandii, Holandii. Byli tam zapraszani na różne festiwale, regaty, rejsy. Dziś ci ludzie, już 50, 60-latkowie, chcą odwzajemnić tę gościnność. Do tej pory żyliśmy z kompleksem gorszych i biedniejszych. Teraz nasi żeglarze powiedzieli: „Zbudujmy dwa jachty, pokażmy co umiemy. Będziemy mieli dwie profesjonalnie zaprojektowane jednostki, którymi będziemy mogli popłynąć na Tall Ships do Kopenhagi, do Londynu czy Sztokholmu. Będziemy mogli zaprosić żeglarzy stamtąd na rejs na nasze łódki. No i będziemy mogli zaprosić ich do Gdyni, która jest wspaniałym miastem”. I rzeczywiście, taka integracja środowiska żeglarzy niepełnosprawnych z całej Europy byłaby dla mnie spełnieniem marzeń.
Kolejna rzecz to organizacja regat match racingowych na trasie Gdynia-Sopot. Jeśli będziemy mieć dwa jachty, z pewnością uda nam się zrealizować to przedsięwzięcie, a przy okazji da nam to możliwość propagowania żeglarstwa wśród osób niepełnosprawnych. Moglibyśmy zaprosić do tych regat żeglarzy z zagranicy. To byłyby oczywiście regaty bardziej towarzyskie, ale z elementem sportowej rywalizacji.
– Ile osób skorzystało z rejsów na „Empatii Polska” w minionym sezonie żeglarskim?
– Andrzej Kowalski: Łącznie 350 osób, w tym 48 niewidomych. Pozostali mieli inne rodzaje niepełnosprawności. Rejsy były jednodniowe, ale zdarzały się i trzy- czterodniowe. W ten sposób z jachtu skorzystało więcej ludzi, niż gdyby rejsy były dłuższe i dalsze.
– Panie kapitanie, a skąd pan wziął się na pokładzie „Empatii”?
AK: – To nie jest dzieło przypadku. Od wielu lat pływam z osobami niepełnosprawnymi po jeziorach mazurskich, po Zatoce Puckiej i Bałtyku. Szkolę tych żeglarzy. Mam doświadczenie, znam specyfikę pływania z nimi. Doskonalę się z każdym rokiem i z każdym rejsem….
AW: – Poznałem kapitana jakiś czas temu, zaproponowałem mu rejsy pod auspicjami naszej Fundacji i mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że to najlepszy w Polsce dowódca i szkoleniowiec w rejsach z niepełnosprawnymi żeglarzami. Włożył w pracę podczas minionego sezonu maksimum wysiłku i serca.
– Wielu takich zaangażowanych i pełnych pasji ludzi wspiera fundację?
AW: – Nieoceniona jest pomoc pani Danuty Przewoźnej, która pełni między innymi rolę szefa doboru załóg. Poza tym są z nami wolontariusze, no i najbliżsi naszych żeglarzy. Zaangażowanie tych ludzi jest wzruszające. Dowodów empatii odbieramy mnóstwo i skorzystam z okazji, by wszystkim życzliwym serdecznie za nie teraz podziękować.
– A jakie macie plany na przyszły rok?
AW: – Zapowiada się ciekawie. Planujemy rejsy tygodniowe, bo takie projekty preferuje PFRON. Chcemy opłynąć Bałtyk dookoła dokonując w czasie rejsu wymian załóg.
AK: – Nie wiem ilu żeglarzy skorzysta z naszej propozycji, ale wprowadzimy pewną innowację w zasadach rekrutacji. Powołamy liderów załóg spośród tych, którzy już z nami pływali i sprawdzili się na morzu. Oni, we współpracy ze mną, będą dobierali załogi. Możemy pływać w siedmioosobowych zespołach na wodach wolnych od lodu, ale ze względu na wszystkie urządzenia wspomagające bezpieczeństwo, jakie są na naszym jachcie, możemy też, pod pewnymi warunkami dotyczącymi stanu pogody i dystansu do przebycia, wybrać opcje dwunastoosobowe.
AW: – Mamy też w pobliżu hiszpańskiego Alicante domek, który możemy wykorzystać jako bazę. Być może uda się zrealizować rejs kilkuetapowy, z wymianą załóg, do Hiszpanii. Tam pływalibyśmy za dnia po Morzu Śródziemnym, a nocą niepełnosprawni żeglarze mogliby zjeść w domu dobrą kolację, wykapać się i wyspać w czystej pościeli. Wiadomo, że na jachcie warunki są raczej spartańskie. Bazę w Hiszpanii można wykorzystywać przez dziesięć miesięcy, z przerwą na wakacyjne rejsy po Zatoce Gdańskiej i Bałtyku. Zobaczymy, która koncepcja zwycięży, to zleży od wielu czynników. W tym oczywiście, od potencjalnych załogantów i od finansów. Biorąc jednak pod uwagę dotychczasowe zainteresowanie naszymi działaniami, liczymy, że na brak chętnych nie będziemy narzekać.