
Arkadiusz Pawełek: Trzeba zachować zdrowy rozsądek
Arkadiusz Pawełek planuje wokółziemski rejs na własnoręcznie zbudowanej Setce. W rozmowie z nami mówi o przygotowaniach do wyprawy.
– Kiedy wyruszasz w swoją największą jak dotąd wyprawę oceaniczną?
– Rejs chcę rozpocząć w sierpniu ze Świnoujścia.
– Na jakim etapie przygotowań teraz jesteś?
– Właśnie pracuję nad poszyciem łódki, a całość kadłuba powinna być gotowa za miesiąc. Od grudnia niewiele zrobiłem, bo było tak zimno, że klej nie wiązał jak należy. Teraz zacząłem działać. Poszycie będzie gotowe w dwa, trzy dni. Potem laminowanie. W przyszłym tygodniu zamawiam żagle, w marcu odbiorę maszt. Muszę jeszcze pozamawiać okucia, co wcale nie jest łatwe, bo w mojej okolicy nikt ich nie robi. Spawanie i wykonanie elementów ze stali nierdzewnej to teraz problem. Terminy są odległe, a ceny wysokie. W razie czego sam zrobię i ocynkuję co trzeba. Myślę, że w maju skończę. W czerwcu rozpocznę próby na wodzie, wtedy też planuję oficjalne wodowanie i chrzest.
– Jeden z podstawowych problemów w czasie tak długiego rejsu na małym jachcie to magazynowanie żywności. Jak sobie z tym poradzisz?
– Zamówiłem odsalarkę, która w połowie lutego miała dotrzeć. Niestety na razie ani widu, ani słychu. Pewnie skończy się tak, że kupię inną. Co do jedzenia, to nie zajmie dużo miejsca i nie będzie dużo ważyć. W 90 procentach będą to produkty Huel, czyli po prostu pełnowartościowe szejki zastępujące tradycyjne pożywienie. Poza tym zabieram ze sobą liofilizaty. A na pierwszy tydzień rejsu spakuję świeżą żywność.
– Kolejna ważna rzecz to prąd na jachcie…
– Nie będę potrzebował go zbyt dużo. Będę miał dwa lub trzy panele solarne o mocy 50 Wat każdy i ze dwa akumulatory motocyklowe, bo są mniejsze i lżejsze niż samochodowe. To powinno wystarczyć. Z internetu będę korzystał jedynie w momencie przesyłania wiadomości, a poza tym będę potrzebował oświetlenia nawigacyjnego, czyli lampy na topie i oświetlenia kompasu. Wnętrze będzie rozjaśniane zwykłymi lampkami na baterie paluszki.
– Przygotowania do rejsu to także pozyskiwanie sponsorów…
– Jeśli chodzi o sponsorów, właśnie dogrywam sprawę. Niestety, niełatwo pozyskać finansowanie. Nie ma znaczenia, że mam jakieś osiągnięcia, że jestem rozpoznawalny – jeśli nie masz przełożenia, znajomości, nie jesteś z polecenia, to z reguły wszyscy życzą ci powodzenia i na tym się kończy. Udało mi się pozyskać sponsoring Vectry, ale to efekt dawnej znajomości z prezesem Janem Piotrowskim, z którym przed laty byłem w wojsku. Służyliśmy w bazie nurków. Patronatu rejsowi udzielił marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz. A z innymi sponsorami się dogaduję.
– Z czego wynikają trudności, o których mówisz?
– Myślę, że w pewnym stopniu to efekt pandemii. Firmy mają niestabilną sytuację budżetową i wolą nie wydawać na rzeczy niekoniecznie bezpośrednio wpływające na funkcjonowanie przedsiębiorstwa. Za przykład podam sprawę żagli. Szukałem kogoś, kto mi je udostępni w ramach sponsoringu, wysłałem zgłoszenia do czterech, a tylko jedna przysłała ofertę. Niestety, żagle miały być już dawno gotowe, a w połowie stycznia dostałem od nich informację, że jednak się wycofują z tego przedsięwzięcia. Sponsorski aspekt przygotowań idzie dość ciężko, ale jestem dobrej myśli.
– Dlaczego płyniesz na Setce?
– Zdecydowałem się na Setkę, bo znam tę łódkę. Mógłbym płynąć na Piątce – również konstrukcji Janusza Maderskiego – która jest cięższa, bardziej skomplikowana i pracochłonna. Ona zdecydowanie lepiej pływa, ale jej nie znam. Setkę mam już opływaną, choć będzie to konstrukcja zmodyfikowana, z większym zanurzeniem i przedłużoną kabinę. Poza tym mniejszym kokpitem, krótszym masztem oraz inaczej rozwiązaną konstrukcją grodzi wodoszczelnej z komorą wypornościową, tak żeby górna część użytkowa kabiny była dłuższa. Nie mam dziobowej grodzi na wręgu E, jest to podzielone w poziomie. Od samej dziobnicy mam przestrzeń. Linki będę miał sprowadzone do kokpitu, będzie tam też kabestan, czego nie ma na „zwykłej” Setce. Takielunek będzie wzmocniony, maszt krótszy, dodatkowe wanty i sztagi, a także fok sztormowy, który będzie stawiany na wewnętrznym sztagu. Wszystko po to, żeby przy żegludze na wiatr w cięższych warunkach łódka była bardziej nawietrzna. Będę miał jeszcze skeg dołożony i trzeci zawias do steru. Myślę, że ta łódka będzie od standardowej Setki mocniejsza.
– Co ze spaniem w czasie samotnego rejsu? Doświadczenie już masz, ale to będzie bardzo długi rejs non stop.
– W łódce w ogóle nie będzie koi. Wrzucę tylko worek z kulkami styropianowymi jako miejsce do spania. Najgorzej będzie na pierwszym etapie ze względu na ruch statków. Poza tym powinienem sobie poradzić.
– Kiedy przewidujesz pierwsze kłopoty na trasie?
– To znowu kwestia pierwszego, europejskiego odcinka. Potem będzie Atlantyk. Wszystko zależy od tego, gdzie w jakim czasie się pojawię. Ciężko może być już na Bałtyku, a równie dobrze dopiero na południu w rejonie ryczących czterdziestek.
– Wyruszysz w sierpniu tego roku – kiedy wrócisz?
– Myślę, że w okolicach sierpnia przyszłego roku. Jestem przygotowany na 400 dni rejsu. Chciałbym oczywiście pokonać całą trasę możliwie jak najszybciej, ale jak będzie zobaczymy. Będę liczył czas i odległość w dwóch wersjach. Pierwsza – od portu do portu, czyli Świnoujście-Świnoujście. Druga, wzorem brytyjskich żeglarzy samotników, z linią startu i mety między Lands End i Ouessant.
– Popłyniesz trasą na zachód?
– A to wcale nie jest takie oczywiste. Zostawiam sobie prawo wyboru, którą trasą popłynę – czy na wschód, czy na zachód – a decyzje podejmę w zależności od tego, kiedy dotrę na południe, poniżej Rio de Janeiro i w rejon ryczących czterdziestek. Nie upieram się przy żadnym wariancie, bo wyzwanie i tak jest duże, a trzeba zachować zdrowy rozsądek.
– Czy będziemy mogli śledzić twoje postępy na trasie za pośrednictwem internetu?
– Tak. Znajomi z Politechniki Wrocławskiej, z klubu krótkofalówkowego, przygotowują dla mnie urządzenie do przesyłania sygnału GPS na falach długich. Będzie on wysyłany drogą radiową, poza satelitą i nanoszony na mapę dostępną w internecie. Drugi rodzaj trackingu to najprawdopodobniej będzie InReach.
Arkadiusz Pawełek – żeglarz, podróżnik, instruktor nurkowy, autor książek, uczestnik off-roadowych rajdów samochodowych. Jako drugi człowiek na świecie, po francuskim żeglarzu Alainie Bombard, przepłynął w 1998 r. Atlantyk na pontonie „Cena Strachu”. Uczestniczył w regatach Sydney-Hobart 2001 jako stały członek załogi jachtu „Sport” (dawniej „Łódka Bols”). Otwartą łodzią pontonową opłynął samotnie Przylądek Horn. Uczestnik regat Setką przez Atlantyk 2016-17 na jachcie „Quark”.
Stan łódki Arka Pawełka na dziś