< Powrót
21
października 2022
Tekst:
Krzysztof Czopek
Zdjęcie:
Auguste Mayer/Wikipedia
Bitwa pod Trafalgarem.

Nelson Touch,…

czyli refleksje podczas deszczowego październikowego wieczoru na temat pewnego stylu zarządzania. Rzecz o bitwie pod Trafalgarem.

Zanim znajdziemy w tekście wyjaśnienie tytułu tego artykułu przenieśmy się do ery napoleońskiej, a ściślej do działań wojennych jesieni 1805 r.

We wrześniu i w październiku na Oceanie Atlantyckim, kiedy temperatura oceanicznej wody jest najwyższa powstają groźne burze, czasem też huragany. Towarzyszą temu głębokie niże i ekstremalne fale o wysokości 20 m, które na słynnej plaży surferów w Nazaré u wybrzeży Portugalii nie są czymś nadzwyczajnym. Kto żeglował w tym rejonie zapewne tego doświadczył.

Nie tak daleko na południe od tego wybrzeża znajduje się przylądek Trafalgar, gdzie w czasie wojen napoleońskich, 21 października 1805 r., rozegrała się bitwa morska między flotą brytyjską i francusko-hiszpańską.

W tym dniu w godzinach rannych, jakby na przekór możliwych ekstremalnych warunków pogodowych wiatr był początkowo słaby. Nie tylko to jednak było niezwykłe. Przy okazji bowiem wykluwał się pewien styl przywództwa, czy jak Anglicy nazywają „leadership style”, nazwany później Nelson Touch.

Pływające baterie

Wyobraźmy sobie mało zgrabne okręty liniowe przypominające raczej pływające baterie najeżone armatami niż smukłe żaglowce. Jednym z tych pływających fortec, a zarazem bohaterem bitwy pod Trafalgarem był okręt flagowy HMS „Victory” dowodzony przez admirała Horatio Nelsona. Ten prawie 70-metrowy żaglowiec wyposażony w 104 działa obsadzono załogą liczącą 821 ludzi.

Admirał Horatio Nelson. Źródło: Lemuel Abbott/Wikipedia.

Poza marynarzami byli wśród nich: cieśle, żaglomistrze, kucharze, żołnierze i artylerzyści do obsługi dział. Wszyscy zaprowiantowani i zaokrętowani w niskich i ciasnych, niezbyt dobrze pachnących, pomieszczeniach. Logistyka i organizacja, a także żelazna dyscyplina życia na okręcie liniowym budzi respekt. A przecież trzeba jeszcze pamiętać, że część załogi na flagowym okręcie jak i na pozostałych zrekrutowana była pod przymusem.

Oprócz marynarzy brytyjskich byli tam m.in. Włosi, Holendrzy, Szwedzi, a nawet dwójka Niemców, Szwajcarów, Duńczyków i Norwegów. Była też jedna osoba z Portugalii i Brazylii. Co ciekawe jako członków załogi wymieniono również czterech Francuzów. Dowodzenie taką mieszanką narodowości było nie lada wyzwaniem.

Pod Trafalgarem zmierzyły się flota brytyjska złożona z 27 okrętów i połączona flota francuska-hiszpańsko licząca 33 jednostki. Inspiratorem tych wydarzeń była ambicja Napoleona, który niepomny porażki jakiej doznała w wyprawie na Anglię w 1588 r. hiszpańska Wielka Armada planował własną inwazję na Wyspy Brytyjskie.

Jego plan zakładał wymknięcie się okrętów z zablokowanych przez Anglików portów francuskich i żegludze do wysp na Morzu Karaibskim. Skoncentrowane w ten sposób siły miały skierować się do Kanału La Manche, gdzie w pobliżu Boulogne przygotowywany był francuski desant mający się udać na podbój Wielkiej Brytanii.

Walka w linii

O oceanicznych pościgach flot – zanim te spotkały się przy przylądku Trafalgar – można byłoby napisać osobny artykuł. Przejdźmy jednak od razu do dnia bitwy. Był to poniedziałek 21 października 1805 r. Tego dnia starły się ze sobą nie tylko okręty, ale też dwie osobowości – dynamiczny i charyzmatyczny admirał Horatio Nelson dowodzący Brytyjczykami i admirał Pierre de Villeneuve, stojący na czele połączonych sił francusko-hiszpańskich.

Te ostatnie – na rozkaz Napoleona, który ostatecznie zrezygnował z inwazji na Wyspy Brytjskie – wyruszyły z Kadyksu i obrały kurs na Neapol. 18 października Francuzi i Hiszpanie opuścili port, ale po dostrzeżeniu brytyjskiej floty zawrócili. Nie udało im się jednak umknąć Brytyjczykom. Tego poranka wiał słaby wiatr utrudniający manewrowanie. Okręty floty francusko-hiszpańskiej płynęły w szyku liniowym na północ. Wrogie floty spotkały się niedaleko przylądka Trafalgar.

Przypomnijmy, że w czasach napoleońskich zasady walki w szyku liniowym były wręcz skodyfikowane, a już XVII w. od sposobu walki duże okręty wojenne zaczęto określać jako “okręty liniowe”. Szyk ten umożliwiał koncentrację salwy burtowej i zapobiegał chaosowi jaki mógł się przydarzyć w ogniu walki.

Tymczasem Nelson w trakcie posiłków na jego flagowym „Victory” potrafił nie tylko przekonać dowódców poszczególnych okrętów do odejścia od obowiązującego kanonu walki, ale też swoją charyzmatyczną postacią zaangażował kapitanów w innowacyjną jak na tamten czas wizję przeprowadzenia ataku na francusko-hiszpańską flotę. Ocenia się, że spotkania te miały kluczowy wpływ na realizację planu bitwy i w konsekwencji na sukces.

W ówczesnej bitwie morskiej wiele czynników mogło pokrzyżować najlepiej przygotowany plan. Zmienne wiatry, brak komunikacji innej niż flagami, możliwe uszkodzenia okrętu mogły być wymówką przed realizacją najlepiej przygotowanego planu.

To co zadecydowało o sukcesie bitwy pod Trafalgarem było odcięcie od walki części floty nieprzyjaciela i koncentracja siły na środkowej grupie okrętów wroga. Legenda głosi, iż aby ułatwić odróżnienie okrętów swoich od nieprzyjaciela Nelson polecił pomalować flotę w charakterystyczny żółto-czarny wzór znany później jako Nelson Chequer.

Styl dowodzenia

Okręty floty angielskiej zostały przez Nelsona podzielone na dwa liniowe zgrupowania. Około południa większa eskadra, dowodzona przez admirała Collingwooda na „Royal Sovereign”, niemalże prostopadle zaatakowała francusko-hiszpańską linię okrętów.

Nieco wcześniej Nelson na „Victory” zasygnalizował swoje słynne przesłanie: „Anglia oczekuje, że każdy spełni swój obowiązek”. Następnie i jego eskadra z 12 okrętami wbiła się w środek linii połączonych flot atakując okręt „Bucentaure” admirała Villeneuve.

Plan bitwy pod Trafalgarem. Źródło: Wikipedia.

Większość atakującej eskadry Nelsona przedarła się i rozbiła linię francusko-hiszpańską. Odciętych zostało sześć czołowych francuskich i hiszpańskich okrętów pod dowództwem admirała Dumanoira.

Zawrócenie tych pełnorejowych okrętów liniowych do centrum walki zajęło wiele godzin przez co wyłączyło ich z walki z eskadrę brytyjską.  Dopiero późnym popołudniem odparto słaby kontratak powracającego Dumanoira. W tym czasie Collingwood kończył już niszczenie tyłów połączonych flot.

Około godz. 17 bitwa dobiegła końca. Pół godziny wcześniej, kiedy zwycięstwo było pewne, Nelson trafiony został śmiertelnie kulą snajpera. Zdobyte przez Anglików pryzy rozproszył natomiast narastający sztorm.

Jednak nie tylko sama bitwa przeszła do legendy. Styl dowodzenia admirała Nelsona, zbiór pomysłów na zaangażowanie jego kapitanów i charyzmatyczna postać zapisana została w kanonach stylów przywództwa i otrzymała nazwę Nelson Touch (Dotyk Nelsona).

Z całą pewnością Nelson miał talent dowodzenia, odwagę i umiejętność podejmowania nieszablonowych decyzji. W czasach napoleońskich nie było szkoleń menadżerskich, na których można było szlifować cechy przywódcze.

Admirał niewątpliwe wzbudzał u podwładnych oficerów podziw i zaufanie.  Jego styl przywództwa polegał na dialogu i takim przekazaniu planów podwładnym, aby po jego przedyskutowaniu uważali się za ich współautorów.

Własny plan jest zawsze bliski sercu i jest gwarantem pełnego zaangażowania. O swoich kapitanach Nelson mówił jako o „grupie braci”. Znajduje to odniesienie do znanej ówcześnie sztuki Szekspira “Henryk V”. W utworze tym Szekspir przedstawia króla jako kogoś, kto był kochany i zarazem inspirowany przez swoich żołnierzy.

Wiele wskazuje, że Nelson chciał być taki jak on. Przed bitwą pod Azincourt król Henryk V przechadzał się nocą po obozie. Chciał dodać swoim ludziom odwagi, badał nastroje i zbierał opinie. Kochanka Nelsona lady Emma Hamilton w swoich listach do niego kilka razy w nawiązaniu do sztuki nazywała go „Henrym”.

Budowanie zaufania wśród oficerów i podwładnych było dla Nelsona kluczowe. Pozwalało mu w konsekwencji polegać na swoich oficerach i na prostych manewrach, mając pewność, że zaangażowani podwładni będą się wspierać, a w razie potrzeby udzielą sobie pomocy.

Dzisiaj mówi się, że prawdziwym szefem zostaje się nie z tytułu nominacji, ale jest się nim wtedy, gdy się jest w sercach podwładnych. W czasach Nelsona, aby to uzasadnić odwoływano się do Szekspira i bohaterów jego sztuk.

Brytyjska supremacja

Po bitwie pod Trafalgarem flota francuska już nigdy nie odzyskała swojej świetności. Zwycięstwo pod Trafalgarem rozpoczęło okres brytyjskiej supremacji na morzach, która trwała przez stulecie, zanim niemiecka flota rzuciła jej wyzwanie w pierwszej dekadzie dwudziestego wieku. Po drugiej wojnie światowej palmę pierwszeństwa na oceanach świata odebrali Brytyjczykom Amerykanie.

Ślady stylu dowodzenia Nelsona widoczne są nie tylko na kartach historii bitew morskich. Jego podejście do podwładnych odnajdziemy dzisiaj w menedżerskim katalogu stylów kierowania zespołami, słyszymy o nim podczas szkoleń, a także spotykamy w życiu prywatnym i zawodowym. Można je również  dostrzec w stylach dowodzenia na morzu.

Fot. Natalia Drabińska.

Krzysztof Czopek – żeglarz, absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. Pracował w Polskiej Żegludze Morskiej i na statkach pod obcą banderą. Po zakończeniu pływania pełnił kierownicze funkcje w firmach telekomunikacyjnych. Obecnie dyrektor Departamentu Infrastruktury Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego.

Co myślisz o tym artykule?
+1
5
+1
2
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0