
Obłęd na krańcu świata
Ta ekspedycja nie miała prawa dobrze się skończyć. A jednak – jakimś cudem – się udała. Belgijska Wyprawa Antarktyczna była pierwszą w historii, która przezimowała w lodach Antarktyki. Jej losy poznać można w znakomitej książce Juliana Sanctona „Obłęd na krańcu świata”.
U schyłku XIX w. Antarktyda wciąż była kontynentem prawie nieznanym. Ci nieliczni, którym udało się do niej zbliżyć uważali ją za lodowe piekło – miejsce, w którym wszystko próbuje cię zabić.
Nie brakowało jednak ludzi, którzy chcieli to piekło zbadać. Jednym z nich był Belg Adrien de Gerlache. Po wielu trudach, w 1897 r., udało mu się zorganizować ekspedycję naukową na Antarktydę, która przeszła do historii jako Belgijska Wyprawa Antarktyczna.
Belgijska była ona tyko z nazwy. Wśród jej członków, poza Belgami, znaleźli się również Norwegowie (na czele z przyszłym zdobywcą bieguna południowego Roaldem Amundsenem), Amerykanin, Rumun a nawet dwóch Polaków: Henryk Arctowski i Antoni Dobrowolski.
Większość z nich nie była odpowiednio przygotowana do wyprawy na najdalsze Południe. Od samego początku de Gerlache musiał też walczyć z animozjami narodowymi, brakiem dyscypliny i ogromną presją oczekiwań sponsorów i mediów. Dla Belgii, państwa powstałego ledwie sześćdziesiąt lat wcześniej, powodzenie ekspedycji stało się sprawą honoru.
Wyprawa dziewiętnastu śmiałków statkiem „Belgica” (formalnie była to jednostka Antwerpskiego Klubu Jachtowego) o długości zaledwie 30 m (żaglowcu nieco mniejszym od dzisiejszego „Zawiszy Czarnego”) trwała ponad dwa lata. W jej trakcie jednostka utknęła w lodzie i ekspedycja została zmuszona do zimowania na Morzu Bellingshausena u brzegów Antarktydy – pierwszego w dziejach.
Kiedy nad „Belgicą” zapadły ciemności polarnej nocy przebywający na niej ludzie zostali poddani próbie, która dla wielu z nich okazała się ponad siły. Musieli zmierzyć się ze strachem, który przywodził do obłędu, szkorbutem, który wyniszczał ich siły fizyczne, plagą szczurów, w końcu z tęsknotą za domem i biskimi. Trzech członków załogi przypłaciło udział w eskapadzie życiem.
Kiedy „Belgica” – cudem uwolniwszy się z lodowych okowów – wróciła do Belgii jej załoga została przywitana jak bohaterowie. Badania przeprowadzone przez jej członków poszerzyły wiedzę, ale przede wszystkim wykazały, że człowiek może sobie poradzić w tak trudnych warunkach.
Jeśli toś chciałby poznać bliżej przebieg Belgijskiej Wyprawy Antarktycznej powinien koniecznie zapoznać się z książką „Obłęd na krańcu świata” Juliana Sanctona. Drobiazgowo zrekonstruował on przebieg wyprawy ukazując jak wyglądała oczyma jej uczestników.
Powstał przejmujący, a miejscami przerażający, obraz pokazujący do czego jest zdolny człowiek w konfrontacji z najbardziej ekstremalnymi warunkami na świecie. Świetnie napisaną pracę czyta się jednym tchem niczym najlepszy thriller zapominając miejscami, że to się wydarzyło naprawdę.
„Obłęd na krańcu świata. Wyprawa statku “Belgica” w mrok antarktycznej nocy”, Julian Sancton, Media Rodzina, str. 432 (www.mediarodzina.pl)