< Powrót
13
grudnia 2016
Tekst:
Małgorzata Wojtaczka
Zdjęcie:
Małgorzata Wojtaczka
Antarktyczne selfie.

Samotnie na biegun – kolejny dzień, kolejne zastrugi

Małgorzata Wojtaczka, pierwsza Polka, która przemierza samotnie śniegi i lody Antarktydy, by dotrzeć na biegun południowy, tym razem o śnieżno-lodowych zaspach, lodowym morzu, a także o codziennym menu i białej ciemności.

Kolejny, już czwarty tydzień na Antarktydzie. Kolejny dzień marszu, kolejne zastrugi, czyli śnieżno-lodowe zaspy usypane przez wszechobecny wiatr. Teraz są duże, to znaczy wyraźnie większe niż przez poprzednie dni. Byłyby nawet ładne, ale niestety znajdują się w poprzek mojej trasy. Niektóre przypominają morskie potwory, ale nie tyle straszne ile fantastyczne.

MW Zastrugi jak morskie potwory Fot.M.Wojtaczka Antarktyda

Zastrugi jak morskie potwory.

Niestety do towarzyszących mi od kilku dni zastrug obecnie dołączył także „antarktyczny puch”. Z pozoru – taki niewinny biały śnieżek. Ale ten śnieżek  jest zupełnie bez poślizgu. Mimo temperatury ok. minus 15 do minus 20˚C – wcale nie jest zamrożony. A to oznacza – ZERO poślizgu. Trudno się idzie na nartach, ale jeszcze trudniej w takich warunkach ciągnie się sanie.  Cały czas się łudzę, że niedługo pole zastrug zniknie, a śnieg stanie się „śliski”. Ale na razie nic się nie zmienia.

MW Puch ale te sanki z tylu...Fot.M.Wojtaczka Antarktyda

Puch, ale te sanki z tyłu…

Oprócz „zastrug zwykłych”, małych wydm, które są tu dosyć często i wyglądają jak dobrze pomarszczone morze z białymi grzywkami, teraz otacza mnie lodowe „morze” z większymi „falami”, wysokimi na 1,5 do 2 metrów i więcej. Czasami trudno je ominąć, szczególnie kiedy się ciągnie pulki (sanki) ze 100 kg ładunkiem. Zastrugi są nie tylko w poprzek trasy, ale też skośnie wzdłuż. To właśnie te skośne powodują wywracanie się pulek, kiedy staram się forsować lodowe zaspy wzdłuż. Z informacji o terenie przekazywanych w trakcie wieczornych seansów łączności z antarktycznej bazy ALE, a uzyskanych przez nich na podstawie zdjęć satelitarnych, wynika że takie zastrugi będą na trasie jeszcze przez około tydzień.

W trakcie forsowania szczególnie wysokich zastrug – zdarza się, że pulki wywracają się do góry nogami. Dlatego tak ważne jest ich codzienne pakowanie i wyważanie, aby środek ciężkości był odpowiednio nisko. Dodatkowo – dokładny przegląd ładunku ciągniętego na pulkach następuje co 10 dni, bo co 10 dni wypada zmiana pakietu z jedzeniem. Każdy pakiet jest szczelnie zapakowany i zawiera różnorodną żywność podzieloną i przygotowaną jeszcze w trakcie przygotowań w Punta Arenas.

Teraz słonko niby świeci. Nie jest tak zimno, bo około minus 15˚C, ale wrócił wiatr i zdarzają się zamiecie. Dzisiaj przez dobrych kilka godzin wiało 15-20 węzłów w twarz (do 40 km/h). A wtedy od razu idzie się mniej przyjemnie.

Jeszcze odpowiedzi na pytania, które do mnie docierają.

Co jem?

Liofy. Żywność liofilizowana, w pełni wartościowe jedzenie w porcjach, od na przykład schabowego do różnych makaronów, wszystko gotowe do spożycia po dodaniu gorącej wody. Ciepłe posiłki przyrządzam i zjadam dwa razy dziennie. Rano porcja mała, a wieczorem – duża, podwójna. Naprawdę smakuje.

Kanapki i małe co nieco. W ciągu dnia, w trakcie krótkich przerw w marszu serwuję sobie słodycze, w „dużej przerwie lunchowej” – zjadam „kanapki ze smalcem”.  Ten pomysł podpatrzyłam w trakcie wypraw na Spitsbergenie. Moje kanapki to po prostu suchary, a między nimi słuszna warstwa mojego ulubionego smalcu. Pycha 🙂

Zapasy żywności. W pulkach szczelnie zapakowane w porcjach na każdy dzień, w pakietach po 10 dni. Wszystkie racje żywnościowe spełniają normy kaloryczne dokładnie wyliczone dla takich warunków jakie występują na Antarktydzie. Obecnie mam jeszcze 40 całodziennych porcji żywnościowych.

Co to jest white-out (biała ciemność)?

Najlepiej jak umiem to wytłumaczyć – to jakby w trakcie ciemnej, bezksiężycowej nocy bez gwiazd znaleźć się zimą w górach na polu i starać się iść na oślep. Tylko, że zamiast ciemności jest „białość”. Niby jeszcze widać ręce, nogi i narty, ale w ogóle nie widać terenu wokoło. Wszechobecna „białość” bez kontrastu. W takich warunkach trudno określić, czy idzie się w górę czy w dół. Jedyne co można, to po omacku wyczuć nogami, poprzez narty, gwałtowną  zmianę nachylenia terenu. A coś takiego, na polu zastrug,  zdarza się dosyć często. Aby w takich warunkach nie zgubić kierunku trzeba polegać nie tyle na swoich zmysłach, ile na wskazaniach kompasu, tyle, że w tej szerokości geograficznej, również wskazania kompasu nie są za dokładne… 

Przy okazji bardzo dziękuję, za tyle życzeń i pozytywnych przekazów, które do mnie docierają. Naprawdę, cieszę się, że tyle osób mi kibicuje, ale powtarzam, w tym projekcie – oprócz próby dojścia z brzegu kontynentu do bieguna południowego – nie chodzi o żadne rekordy. Najważniejszy jest sam marsz i szansa zmierzenia się z samą sobą. Dziękuję także za przesyłane życzenia urodzinowe. Moim największym życzeniem było być tu i teraz. Widać życzenia się spełniają. Pozdrawiam Wszystkich z lodowej pustyni pomiędzy 82 i 83 stopniem S.

10 grudnia 2016 r. Przekaz satelitarny z pozycji: 082° 36.368S, 080° 33. 230W

Małgorzata Wojtaczka – wrocławianka, członkini  Bractwa Kaphornowców, uczestniczyła w żeglarskich wyprawach polarnych, podczas których opłynęła jachtami żaglowymi m.in. Spitsbergen, Przylądek Horn i dotarła na Antarktydę.

Strona wyprawy

Co myślisz o tym artykule?
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0