
Światło na krańcach świata – o niedostępnych latarniach morskich
„Światło na krańcach świata. Mały atlas latarni morskich” to małe dzieło sztuki. Książka jest pięknie wydana, spotkanie z jej zadrukowanymi kartami to wielka przyjemność. Jest jednak przede wszystkim zaproszeniem do podróży w najdalsze zakątki świata. Do niosących światło latarni, na spotkanie z ludźmi, których dzisiaj już nikt nie potrzebuje, a którzy stali na straży bezpieczeństwa ludzi morza.
Twórcą „Światła” jest Jose Luis González Macías (ur. 1973), hiszpański pisarz, grafik, redaktor. Jest autorem testów, ale także rysunków i map składających się na tę niezwykłą opowieść. Dlaczego o latarniach?
Tłumaczy to we wstępie. Tworząc ilustracje do płyty pewnego zespołu wymyślił oniryczną wizję latarni morskich unoszących się na planetoidach. „Kiedy zbierałem materiały (…), zalała mnie fala niecodziennego piękna. Pełen podziwu wpatrywałem się w koleje latarnie” – pisze. Później przyszły do niego historie, jak ta o wyginięciu ptaka – łazika południowego – po wybudowaniu latarni na Stephens Island. Niemała w tym zasługa pewnego kota…
Autor nie odwiedził miejsc, o których pisze. Ale przecież Juliusz Verne, który napisał „Latarnię na końcu świata”, też nie był na Wyspie Stanów w Argentynie i nie widział latarni morskiej San Juan de Salvamento , która stała się inspiracją powieści. Tytuł „Światło na krańcach świata” nawiązuje zresztą do dzieła francuskiego dramaturga.
To nie są bajkowe historie. Są czasami mroczne, bywają przerażające, ale też wzruszające i zabawne. Jose Luis González Macías w swoim atlasie snuje opowieści o niedostępnych latarniach. O trudnościach z ich wznoszeniem. O ich ofiarach. Oraz bohaterach.
Tajemnicze znikniecie latarników na Wyspach Flannana. Latarnie, do których dostać się można było jedynie z udziałem dźwigu i małej łodzi. Historia zdjęcia, które wygrało World Press Photo w 1990 roku, a na którym latarnik stoi w progu, kiedy wieżę pochłania gigantyczna fala. Czy udało mu się przeżyć? Są latarnie – wiezienia, miejsca, gdzie trzymano niewolników. Ale też opowieść o latarniczce z Lime Rock, Idzie Lewis, która uratowała 18 osób. I ta o latarni na wyspie Maatsuyker w Autralii, gdzie jedyną metodą kontaktu z lądem były gołębie pocztowe. Wysyłano trzy dla pewności.
Jest historia Nelsona Mandeli, który trafił na wyspę Robben, gdzie też była latarnia morska. Spędził tam 18 lat w celi o powierzchni 4 m². Latarnicy i strażnicy więzienni ściśle ze sobą współpracowali… Jest opowieść o niewidomym latarniku, który pełnił służbę na półwyspie Święty Nos w Rosji. I wiele, wiele innych, a każda ciekawa.
Jose Luis González Macías opisał 34 latarnie morskie. Poza ich historiami, potraktowanymi z reporterskim zacięciem, są też informacje praktyczne – projektant, lata budowy, wysokość, zasięg światła oraz uwaga czy jest czynna. Są także dodatkowe, smakowite ciekawostki oraz mapy, które przenoszą nas w te odlegle miejsca. Można zanurzyć się w opowieści i wrócić do czasów, „kiedy technologia i heroizm stanowiły jedno”.
Ten atlas żadnego czytelnika nie pozostawi obojętnym. Można się nim delektować. Codzienne inną historią i podróżą w inne miejsce. I zachwycać architekturą kolejnej latarni.
Jose Luis Gonzalez-Macias, Światło na krańcach świata. Mały atlas latarni morskich, Wielka Litera, 2021, 160 str.