
Vector Sails – żaglomistrzostwo z żeglarskim duchem
Firma Vector Sails to jeden z wiodących polskich producentów żagli, zwłaszcza regatowych. Z jej współwłaścicielem Jarosławem Górskim, rozmawiamy o początkach firmy, innowacjach i ambitnych projektach.
– Jak powstała firma Vector Sails?
– Piętnaście lat temu spotkałem się z Kamilem Ortylem, z którym znaliśmy się od dziecka, bo pływaliśmy w Jachtklubie Stoczni Gdańskiej. Obaj pracowaliśmy w żaglowniach i postanowiliśmy założyć własną, tylko według naszego pomysłu. I to zagrało.
– Na czym wasz pomysł polegał?
– Żaglownie są prowadzone przez dwie grupy ludzi: rzemieślników, którzy nauczyli się jak wykonywać żagle, oraz żeglarzy. My mieliśmy kontakt z żaglowniami, które były prowadzone przez pierwszą grupę, przez co były to raczej fabryki żagli. A żaglomistrzostwo wymaga ducha żeglarskiego i chcieliśmy, żeby był on obecny w naszej firmie. Wiedzę mamy wyniesioną z klas przygotowawczych takich jak Optimist, OK Dinghy, 420 oraz olimpijskich Finn i 49er. Setki godzin spędziliśmy na wodzie i czuliśmy żagle.
– Doświadczenie sportowe to połowa sukcesu – znaliście się na szyciu żagli?
– Mieliśmy dobrą szkołę dzięki żeglarstwu sportowemu, a Kamil skończył rzemieślniczą szkołę zawodową i kształcił się na żaglomistrza. Ja z kolei jestem inżynierem po Wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa na Politechnice Gdańskiej, więc mam wiedzę o jachtach, aerodynamice i hydrodynamice. Jeszcze przed założeniem żaglowni zajmowałem się projektowaniem żagli. Zatem połączyliśmy z Kamilem siły mając wspólną bazę, ale doświadczenia zawodowe na różnych poziomach.
– Żaglomistrzostwo „z duszą” bardziej pasuje do warsztatów i manufaktur niż firm z nowoczesnymi technologiami. Jak wygląd rozwój w tej branży?
– Nie jest on taki szybki do dostrzeżenia, ale zauważalny na przestrzeni lat. Wciąż jest to praca rzemieślnicza, ale dochodzą elementy nowych technologii – projektowanie komputerowe, rysowanie czy wycinanie przez plotery. Wchodzą też ciągle nowe materiały i ich połączenia. Wciąż na rynku dominują białe żagle z poliestru, popularnie zwanego dakronem, ale napływają też nowe pomysły. Widać je na jachtach regatowych – tam najszybciej się pojawiają, są testowane i weryfikowane. W hali produkcyjnej też pojawiają się nowe elementy – narzędzia, maszyny.
– Jesteście firmą innowacyjną?
– Próbujemy być, bo dzięki innowacyjności wygrywa się na rynku. Najwięcej w tym względzie możemy osiągnąć w metodach produkcji i organizacji pracy. Jeżeli chodzi o materiały, to korzystamy z dostępnych na rynku, więc innowacyjność leży po stronie producentów tkanin i materiałów kompozytowych. My myślimy o tym, jak je wykorzystać, jak lepiej zaprojektować, jakich narzędzi użyć by żagiel na końcu ulepszyć. Konkurencja oczywiście też nie śpi – przygląda się i podchwytuje pomysły, więc branża wspólnie robi szybkie postępy.
– Nasze stocznie jachtowe produkują głównie na eksport. Podobnie jest z żaglowniami?
– Działamy i w Polsce, i w Unii Europejskiej. Mimo otwarcia granic widzimy barierę psychologiczną – klienci nie kupują tak chętnie towaru z innego kraju, zwłaszcza na indywidualne zamówienie. Staramy się produkować na wszystkie rynki i teraz około połowy produkcji trafia do Polski, a połowa za granicę.
– W czym się specjalizujecie?
– Robimy żagle na jachty śródlądowe i morskie do 24 metrów oraz sportowe. Około połowa produkcji to żagle dla jednostek cruisingowych. Specjalizujemy się w żaglach regatowych do wybranych klas, które obserwujemy, śledzimy i mamy możliwość testowania. Te klasy to Optimist, 420, L’Equipe, Nautica 450, Omega i Delphia 24. Powoli wchodzimy też na rynek morskich jachtów regatowych. Produkujemy też pokrowce do jachtów – na żagle, szprycbudy, wiatrochrony. Do tego dochodzą też pokrowce do motorówek, które są znacząca część naszej produkcji.
– Technologicznie Vector Sails byłby w stanie stworzyć żagle np. do nowoczesnych maxi trimaranów?
– Żagle z najwyżej półki są robione w krajach dalekiego Wschodu, widzimy jak są zaprojektowane i wykonane oraz z jakich materiałów. Nie jest to technologia kosmiczna – jest dokładnie taka i wykorzystująca te same materiały, z których my korzystamy. W związku z tym mamy świadomość, że bardziej to wygrana marketingowa niektórych firm, niż przewaga wiedzy i umiejętności szycia żagli.
– Który projekt był dla was najbardziej wymagający?
– Najbardziej zapadające w pamięć projekty są związane z klasami regatowymi – z pracą, przygotowaniem i wdrożeniem żagla w danej klasie albo dla konkretnej załogi ze specyficznym sposobem pływania. Wtedy ma się szybki zwrot informacji, czy nasze rozwiązania przynoszą efekty, i jakie one są. Jeżeli po sezonie liczba zamówień w danej klasie wzrasta, to znaczy, że zawodnicy z naszymi żaglami wygrywają – a to dla nas największa satysfakcja.
– Starty Kamila Ortyla na łódce „Vector Sails” w klasie Omega są okazją do testowania nowych rozwiązań?
– Jak najbardziej. Najlepiej testować na własnej łódce i z własną załogą, bo zwrot informacji jest wtedy o wiele lepszy. Wbrew pozorom testowanie żagli jest bardzo pracochłonne, bo wymaga czasu i organizacji. Wiele żaglowni tego nie robi, ale koncentrują się wtedy na żaglach do jachtów cruisingowych.
– Jak widzisz rozwój Vector Sails w przyszłości?
– Można na dwa sposoby odpowiedzieć. Z jednej strony w polskich realiach przyszłość każdej firmy jest mniej wyraźna, m.in. przez zmieniające się prawo, które potrafi zaskakiwać każdego dnia. Z drugiej strony jeśli chodzi o przemysł żeglarski, to widzę go w pozytywnych barwach, tym bardziej, że żagle wykorzystują czystą i ekologiczną energię. Myślę, że żeglarstwo będzie się rozwijało.
Jarosław Górski, ur. 1971. Jako zawodnik pływał w Jachtklubie Stoczni Gdańskiej na jachtach klasy Optimist, OK Dinghy, Finn i 505. Ukończył Wydział Oceanotechniki i Okrętownictwa na Politechnice Gdańskiej. Pracował w Polskim Rejestrze Statków i firmie Sail Service. Prowadzi biuro pomiarowe ORC oraz jest mierniczym ORC. Jest współwłaścicielem firmy Vector Sails.