
Znani i nieznani: Kuba Szymański
Miał być weterynarzem, ale ostatecznie pochłonęły go żagle. Uczestniczył w rejsach, nadal regularnie startuje w regatach. Zaliczył w tym roku aż 31 imprez. Mieszka na małej wyspie Man i zajmuje się żeglugą morską. Kuba Szymański opowiada o swoich pasjach i początkach w żeglarstwie.
Kuba Szymański wychował się w Ustrzykach Dolnych, a swoją przygodę z żeglarstwem rozpoczął kiedy miał 8 lat, od harcerstwa i żeglarstwa na Solinie.
– W dzieciństwie chciałem być weterynarzem, bo zawsze interesowały mnie zwierzęta – mówi Szymański. – Pochodzę z Bieszczad, więc to zrozumiałe… Później jednak poznałem żeglarstwo, które mną kompletnie zawładnęło.
Po śmierci dziadków, w 1980 roku przeniósł się z rodziną do Warszawy. Oczywiście ani z harcerstwa, ani z żeglarstwa nie zrezygnował.
– Jeszcze w tym samym roku zbudowaliśmy z kolegą naszą pierwszą łódkę – opowiada Kuba Szymański. – Nazwaliśmy ją „Pepeg”. Pływa do tej pory.
W 1985 roku wyjechał na studia do Szkoły Morskiej w Szczecinie. W wolnym czasie wpadał do Trzebieży, gdzie zdobył żeglarskie uprawnienia. Pod koniec studiów, jako instruktor PZŻ, zajmował się tam prowadzeniem obozów żeglarskich dla kandydatów na studia.
Z żoną, poznaną w harcerstwie, żegluje wyłącznie rekreacyjnie. Mają za sobą dużo wspólnych wypraw. Życie zawodowe Kuba Szymański związał z żeglugą morską. Zadecydowały kwestie ekonomiczne. Większe możliwości finansowe dawała praca na statkach. Obecnie jest sekretarzem generalnym międzynarodowej organizacji zarządzającej statkami InterManager.
– Kiedy okazało się, że pływając na żaglowcu nie dam rady wyżywić rodziny, poszedłem do pracy w British Petroleum. Później dostałem ofertę pracy na żaglowcu za 2000 dolarów, ale zarabiałem już więcej jako trzeci oficer na tankowcu, więc nie brałem tego pod uwagę. W BP spędziłem 17 lat, przechodząc praktycznie przez wszystkie szczeble kariery. W 2007 roku zacząłem pracować w Londynie, gdzie spędziłem 3 lata. Wreszcie wygrałem konkurs na sekretarza generalnego w organizacji, w której jestem już 11 lat.
Zapewnia, że zawodowo nie odczuł światowej pandemii koronawirusa. A to dlatego, że ponad dziesięć lat temu podjął decyzję, żeby przejść całkowicie na pracę zdalną. Taką możliwość dał również swoim pracownikom.
– Mogę zatrudniać ludzi z każdego miejsca na świecie, a także osoby z niepełnosprawnościami. Jak zaczęła się pandemia koronawirusa nie odczuliśmy żadnej zmiany. Generalnie bardzo dużo podróżuję, około 200 dni w roku. COVID-19 mi nawet trochę pomógł, dzięki temu mogę pracować z łódki, czyli łączyć przyjemne z pożytecznym.
W młodości uczestniczył w wielu rejsach. Pływał po Bałtyku, Morzu Północnym, dookoła Wielkiej Brytanii oraz na wyspę St Kilda. Zawodowo były także Falklandy i rejs na Południową Georgię. Obecnie z powodu startów w regatach oraz pracy zawodowej, rzadko uprawia ten rodzaj żeglarstwa.
– Odkrywanie dalekich lądów, a wcześniej planowanie podróży, do tej pory sprawiają mi wiele radości. Czasem jestem zapraszany na rejsy na żaglowcach, ale nie mam na nie czasu. Poza startami w regatach, prowadzę zimą kursy oraz szkolenia w Royal Yachting Association. Po raz ostatni uczestniczyłem w takim rejsie na żaglowcu w Boże Narodzenie w 2017 roku.
Wciąż za to intensywnie żegluje. Regularnie startuje w żeglarskich imprezach, od kilkunastu lat głównie w formule Double Handed. Jego łódka „Polished Manx” (Beneteau 40.7) tylko w regatach przepływa rocznie od 10 do 12 tysięcy mil.
– W tym roku wystartowałem już w 31 zawodach – przyznaje. – 11 lat temu przeszedłem z pływania załogowego na rywalizację dwuosobową lub czasem jednoosobową. Startuję głównie w regatach organizowanych przez Royal Ocean Racing Club, Royal Western Yacht Club i Solo Off Shore Racing Club. Prawie zawsze są to zawody poza Polską. Do rodzinnego kraju przypływam jedynie na Off-Short Racing i Bitwę o Gotland. Mam już ustalony kalendarz na przyszły rok i po części nawet na rok 2023. A w związku z tym, że w Polsce dość często ostateczne terminy regat są ustalane nawet w trakcie sezonu, ciężko mi później pogodzić te daty. Jak się tak dużo pływa, trzeba mieć dużo wolnego czasu albo być bardzo dobrze zorganizowanym, bo to jest około sześciu miesięcy solidnego pływania. Potrzeba także dużo sił oraz pieniędzy. Podczas regat albo między imprezami trafiają się różne usterki, sprzęt się zużywa…
Kuba Szymański ma zasadę nieuczestniczenia w zbyt długich rejsach samotniczych, wyjątkiem jest Bitwa o Gotland. Propaguje ideę nie pływania samotnie na dużych dystansach.
– W Anglii samotniczo pływamy w rejsach do 200 mil – informuje. – Taką trasę płynie się około 30 godzin. Człowiek jest w stanie z odpowiednią koncentracją wytrzymać około 36. Podczas Bitwy o Gotland sytuacja wygląda inaczej. Tam wszyscy płyniemy dość blisko siebie, a dodatkowo towarzyszą nam Anioły, czyli jachty osłonowe. W związku z tym, jeśli ktoś z nas idzie spać, melduje to innym i oni monitorują wtedy sytuację. Ja śpię maksymalnie 23 minuty, potem wychodzę sprawdzić, czy płynę dobrym kursem i znowu wracam pod pokład. Generalnie jednak unikam takich sytuacji.
Od 21 lat mieszka w Douglas na małej wyspie Man, która położona jest na Morzu Irlandzkim, między Wielką Brytanią a Irlandią. Ceni sobie małe miejscowości z dala od tłumów.
Wyspa Man słynie z niebezpiecznych wyścigów motocyklowych – Isle of Man TT – w których od początku organizowania tej imprezy, czyli 1907 roku, zginęło około 260 osób.
– Zawsze uciekam z Wyspy kiedy trwa ten wyścig, ponieważ kompletnie mnie to nie interesuje – przyznaje Szymański, który miał możliwość oglądania na żywo tej rywalizacji. – A ponieważ mam jeden z większych jachtów na wyspie, ludzie w porcie są zadowoleni, że wypływam, bo wtedy zmieści się w tym miejscu kilka mniejszych jednostek.
Od kilku lat polski kapitan uczestniczy w Forum Gospodarki Morskiej w Gdyni, gdzie jest jednym z liderów.
– Gdynia jako miasto bardzo dobrze współpracuje z branżą morską – uważa nasz rozmówca. – A Polska to kraj, z którego pochodzi najwięcej marynarzy w UE, czyli 35 tys. Za nami są Anglicy z 24 tys., a następnie Grecja z 18 tys. Mamy na morzach najlepszej klasy ekspertów. Za moich czasów były kapitalne szkoły morskie i cieszę się, że zostałem tak dobrze przygotowany do zawodu. Jedyny problem wówczas był z językiem angielskim. Dzisiaj natomiast młodzież doskonale mówi w tym języku.
Jego tegoroczny panel podczas gdyńskiego Forum dotyczył między innymi tego, w jaki sposób można związać szkolnictwo morskie z biznesem, żeby w szkolnictwie być na bieżąco, a biznes nie był nastawiony tylko na odbiór, ale również na pomoc. Opowiedział także o ciekawej inicjatywie „Adoptuj statek”.
– To projekt mojej obecnej firmy InterManager. Polega na tym, że szkoły mogą adoptować statek w celach edukacyjnych i szkoleniowych. Próbujemy promować pracę marynarzy, wyjaśniając na czym ona polega.
Kuba Szymański, ur. 8 sierpnia 1966, absolwent Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie. Od wielu lat mieszka na Wyspie Man i pracuje w firmie żeglugowej. Żegluje na swoim prywatnym jachcie „Polished Manx”. Ma na koncie duże doświadczenie regatowe, głównie w formule doublehanded. Sześciokrotnie startował w regatach Fastnet Race. Bierze również udział w regatach w Polsce.