< Powrót
30
marca 2022
Tekst:
Krzysztof Płowecki
Zdjęcie:
Wikipedia
Steven Callahan
Steven Callahan podczas wykładu na Notrh Yarmouth Academy w 2016 roku.

Słyszeliście o… Stevenie Callahanie i jego dramatycznej walce?

Jego jacht zatonął, a on sam przetrwał na Oceanie Atlantyckim dryfując 76 dni na tratwie ratunkowej. Steven Callahan jest dowodem na to co znaczy instynkt przetrwania…

Steven Callahan to pasjonat żeglarstwa i konstruktor łodzi. W 1981 rok, mając 29 lat roku, wyruszył z Rhode Island w Stanach Zjednoczonych w rejs przez Atlantyk. Żeglował na szlupie „Napoleon Solo”, który zaprojektował i własnoręcznie zbudował. Dotarł samotnie na Bermudy. Stamtąd, tym razem z przyjacielem, kontynuował żeglugę w kierunku Anglii.

Z angielskiej Kornwalii wyruszył, ponownie samotnie, w kierunku karaibskiej wyspy Antigua. Jego łódź została uszkodzona w trakcie sztormu, co zmusiło go do zatrzymania się na Wyspach Kanaryjskich. Dokonał niezbędnych napraw, uzupełnił zaopatrzenie i wyruszył w dalszy rejs.

W nocy 5 lutego 1982 roku obudził Callahana głośny hałas. „Napoleon Solo” zderzył się z nieokreślonym obiektem. Według żeglarza był to najprawdopodobniej wieloryb. Dziura powstała w kadłubie była na tyle duża, że naprawa okazała się niemożliwa. Szlup zaczął szybko nabierać wody.

Żeglarz zwodował pneumatyczną tratwę ratunkową. Zanim „Napoleon Solo” zatonął, Stevenowi udało się kilkukrotnie wrócić na pokład i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Wyposażony m.in. w śpiwór, kilka flar i trochę jedzenia, rozpoczął ponad dwumiesięczną walkę o przetrwanie.

Zapasy jedzenia zabrane z pokładu łódki szybko się skończyły. Stevenowi Callahanowi udało się przeżyć dzięki prowizorycznemu harpunowi, który także zabrał z pokładu. W następnych tygodniach żywił się głównie złowionymi rybami. Wodę pitną pozyskiwał z destylatorów słonecznych, pił także deszczówkę.

Tratwa dryfowała z prądami oceanicznymi. Po 14 dniach Callahan zauważył na horyzoncie statek. Rozbitek odpalił flarę. Nikt jednak go nie dostrzegł. Około miesiąc później prądy poprowadziły Stevena na szlaki handlowe. W zasięgu wzroku przepłynęło jeszcze kilka statków, żaden jednak nie pomógł żeglarzowi.

50 dzień na oceanie okazał się jednym z trudniejszych. Rozdarł się pokład tratwy ratunkowej. Powietrze, które Steven Callahan wtłaczał za pomocą pompki, od razu uciekało. Przez kilkanaście dni walczył, żeby utrzymać tratwę na powierzchni. Po 10 dniach żeglarz był bliski poddania się. Myśl o śmierci na morzu była jednak na tyle przerażająca, że kontynuował walkę o przetrwanie. Tratwę udało się załatać, rozbitek dryfował dalej.

Niecałe dwa tygodnie później, w pobliżu Gwadelupy, Stevena Callahana dostrzegli rybacy. Ich uwagę zwróciły ptaki krążące nad tratwą. Wabiły je odpady z ryb, które Callahan wyrzucał do wody. W momencie ratunku żeglarz był wychudzony (stracił jedną trzecią masy ciała), miał też liczne wrzody od słonej wody.  Sześć tygodni zajął mu powrót do pełni sił i zdrowia.

Przez 76 dni Callahan pokonał na tratwie około 1800 mil morskich. Swoją historię opisał w książce „Rozbitek. Siedemdziesiąt sześć dni samotnie na morzu”. Była na liście bestsellerów „New York Times” przez 36 tygodni w 1986 roku.

Dramatyczne przeżycia nie zniechęciły go do ponownego wyruszenia na morze. Żeglował przeważnie w dwu lub trzyosobowych załogach. W 2012 roku stanął przed kolejnym trudnym wyzwaniem, kiedy zdiagnozowano u niego ostrą białaczkę szpikową. I tę walkę wygrał. Dziś wspiera innych chorych.

Co myślisz o tym artykule?
+1
5
+1
0
+1
7
+1
1
+1
2
+1
0
+1
0