< Powrót
9
listopada 2023
Tekst:
Adam Mauks
Zdjęcie:
Fb/OnkoRejs
Magdalena Lesiewicz
Uczestnicy onkorejsu w 2021 roku.

Rejsy, które pomagają walczyć o życie

„Fundacja OnkoRejs – Wybieram życie”, którą w 2016 roku założyła Magdalena Lesiewicz, organizuje rejsy dla osób, które zmagają się z chorobą nowotworową. Wzięło w nich udział już ponad 700 osób.

W 2013 roku u Magdaleny Lesiewicz zdiagnozowano raka piersi. Była operacja, radioterapia i chemioterapia. Leczenie skończyło się w połowie 2014 roku.

– W 2015 roku na spotkaniu z kolegą z Centrum Wychowania Morskiego ZHP dowiedziałam się o rejsach dla osób niewidomych – mówi Magdalena Lesiewicz. – Wtedy bardzo bałam się wody, ale pomyślałam, że to jest dobry moment, by pokonać strach i przepłynąć Bałtyk. Znalazłam jedenaście dziewczyn, które były w trakcie leczenia lub miały to za sobą.

Kobieca załoga wsiadła na „Zjawę IV” i popłynęła z Gdyni do Visby. Po 30 godzinach rejsu trzeba była przeprowadzić akcję ratowniczą, bo jacht zaczął nabierać wodę.

– Pamiętam, że w akcji brały udział śmigłowce ratunkowe z kilku państw – wspomina. – Podjął nas statek „Afrodyta”, przewożący ludzi na platformy wiertnicze. O tym rejsie, a raczej o akcji, było dość głośno w mediach. Sporo ludzi się o tym dowiedziało i część z nich zaczęła do mnie pisać, że też chce coś takiego przeżyć. Ja prawdę mówiąc byłam tą akcją trochę podłamana, ale szybko uświadomiłam sobie, że z żeglarstwem jest trochę tak, jak z przebiegiem i leczeniem choroby nowotworowej. Trzeba było wrócić do tego wyzwania, podjąć je ponownie, znowu walczyć i we wrześniu 2015 roku udało się zorganizować kolejny rejs, tym razem na jachcie Bavaria 36. Trasa tamtego rejsu wiodła z Kołobrzegu do Visby, chociaż po drodze, niedaleko Bornholmu, zaliczyliśmy sztorm. Było dużo wrażeń, ale wszystko skończyło się dobrze.

Te rejsy odbiły się dość szerokim echem. W 2016 roku coraz więcej osób zaczęło do niej pisać, chcąc w nich uczestniczyć. Wtedy Magdalena Lesiewicz postanowiła założyć fundację, po to, by można było nieco łatwiej zbierać pieniądze na organizację takich rejsów.

– Osoby w trakcie leczenia często nie mają pieniędzy na takie rzeczy, więc każda złotówka dołożona do rejsu, jest bezcenna – mówi.

„Fundacja OnkoRejs – Wybieram życie” powstała 20 stycznia 2016 roku i wtedy też odbył się rejs na „Zawiszy Czarnym”. Do 2018 udało się zorganizować trzy rejsy na tym żaglowcu.

Onkorejs na “Zawiszy Czarnym”. Fot. Fb/Onkorejs

– Od następnego roku przesiedliśmy się na „Fryderyka Chopina” – opowiada. – Na nim realizowaliśmy rejsy dla osób nowych, które nigdy nie żeglowały, ale także dla dawnych uczestników, którzy już zasmakowali tej przygody. W 2020 roku była przerwa ze względu na pandemię. Ale już w 2021, 2022 i w tym roku znowu mieliśmy dwutygodniowe rejsy na „Fryderyku Chopinie”.

W sumie uzbierało się już 13 onkorejsów. Wzięło w nich udział ponad 700 osób. To wynik, który Magdalena Lesiewicz uznaje za dobry.

– Radość z tych wypraw i nadzieja ich uczestników na kolejne, nie pozwalają mi ich zakończyć, choć jestem już trochę zmęczona organizacją – dodaje.

Magdalena Lesiewicz pracuje zawodowo w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego a „Fundacja OnkoRejs – Wybieram życie” działa po godzinach jej pracy. Ludzie, z którymi pływa, nie dają jej się poddać.

Jak sama mówi, taki rejs bardzo przypomina przebieg choroby i jej leczenie. Kiedy ludzie wsiadają na pokład, często się boją, nie wiedzą, co się będzie działo, czy dopadnie ich choroba morska, czy będą potrafili wejść na reje, itd. Na początku zawsze jest dużo niewiadomych, ale to szybko się zmienia, a załoga zaczyna funkcjonować harmonijnie. Na żaglowcu wszyscy pracują, mają wachty kambuzowe, nawigacyjne, kotwiczne. Stawiają żagle, klarują je, cumują. To wszystko jest dość wyczerpujące fizycznie, ale wszyscy sobie pomagają, bo ten rejs tworzy jedną, zgraną, rodzinę.

– Każdy rejs jest nowym doświadczeniem – dodaje. – Pamiętam, że kiedy przesiedliśmy się ze „Zjawy” na mniejsze łodzie, jak Bavaria i żeglowaliśmy w sztormie o sile 9 stopni w skali Beauforta, wszyscy mocno to przeżywali.

Uczestnicy onkorejsów za każdym razem płyną w inne miejsca. Na Bałtyku były to Visby, Kłajpeda czy Karlskrona. Podczas rejsów na „ Fryderyku Chopinie” to przeważnie jest Morze Śródziemne, ale w zeszłym roku byli też na Morzu Północnym. Byli też w Danii, Norwegii, Anglii, a potem Francji. W tym roku popłynęli na Ibizę, odwiedzili też Barcelonę.

– Za każdym razem to są te same schematy, ale w każdym rejsie uczestniczą inni ludzie, z swoimi historiami, a każda jest inna – to jest w tym najważniejsze – mówi założycielka fundacji. – Myślę, że każdy z tych rejsów jest nie tylko dla mnie ogromnym przeżyciem. Widzę, że są potrzebne.

Niewiele czasu potrzeba, by załoga czerpała z onkorejsu radość.

Ludzie, którzy płynęli już raz, chcą to powtórzyć. Przygotowania do każdego z tych rejsów trwają około roku, bo nie jest łatwo znaleźć darczyńców. Uczestników onkorejsów udaje się jednak zaangażować w pomoc przy zbieraniu pieniędzy, bo od nich też zależy, ile będą płacić za udział. Organizują więc np. koncerty szantowe albo znajdują tańszego producenta polarów.

– Widzę, że większość z nich też chce swoją cegiełkę do tego dołożyć – dodaje. – Teraz jest czas na rozeznanie, czyli rozmowy z różnymi armatorami. Zastanawiam się nad różnymi opcjami. Jeszcze nie zdecydowałam, co będzie i kiedy będzie. Różne opcje kolejnego onkorejsu chodzą mi po głowie, żadnej nie wykluczam. Bardzo ogólny termin kolejnego onkorejsu to druga połowa 2024 roku.

Strona fundacji

Co myślisz o tym artykule?
+1
11
+1
0
+1
0
+1
1
+1
0
+1
0
+1
0

PODZIEL SIĘ OPINIĄ