< Powrót
25
lutego 2025
Tekst:
Maciej Frąckiewicz
Zdjęcie:
Allan C. Green/State Library of Victoria
Pięciomasztowiec „Preussen”
Pięciomasztowiec „Preussen”

Słynne statki: „Preussen”

Niemiecki statek „Preussen” był do 2000 roku jedynym kiedykolwiek zbudowanym pełnorejowym pięciomasztowcem.W 1903 roku okrążył świat, mogąc żeglować przy najsilniejszych sztormach. Do obsługi dużego, podwójnego koła sterowego było niekiedy potrzebnych aż ośmiu marynarzy.

Towarowy żaglowiec „Preussen” został zbudowany w 1902 roku dla kompanii F. Laeisza, a nazwę wziął od niemieckiej prowincji. Został zbudowany według projektu dr. inż. Georga Wilhelma Claussena jako stalowa, 5-masztowa, 6-rejowa fregata. Jego długość całkowita wynosiła 147 m (kadłub 134 m), wysokość 68 m, a tonaż 5081. Zwodowano go 7 maja 1902 w Geestemünde. Był to jedyny pięciomasztowy statek o sześciu rejach na każdym maszcie w marynarce handlowej. Do czasu zwodowania w 2000 roku “Royal Clippera” (ex „Gwarka”) jedyny kiedykolwiek zbudowany pełnorejowy pięciomasztowiec.

W sprzyjających warunkach statek mógł osiągnąć prędkość 20 węzłów (37 km/h). Obsługiwany był przez 45-osobową załogę, wyposażony w dwie maszyny parowe napędzające pompy, maszynę wspomagającą ster, windę ładunkową i wciągarki. Brytyjscy marynarze uważali go za najszybszy statek żaglowy epoki pokliprowej, szybszy niż podobny w konstrukcji “Potosi”.

Żaglowiec „Preussen” był „pogromcą wiatrów”

Był jednym z najbardziej znanych windjammerów o największej ładowności. Windjammer to tzw. „pogromca wiatrów”, jak często określano ostatnie wielkie żaglowce, czyli wielkie transoceaniczne statki towarowe o napędzie żaglowym. Powstały po utrwaleniu się już na morzach ery statków parowych i były pomysłem na zaoszczędzenie kosztów transportu. Były największymi żaglowcami, jakie kiedykolwiek budowano, porównywalne pod względem pojemności z ówczesnymi statkami parowymi.

Statek „Preussen” w porcie

Statek „Preussen” w porcie. Fot. Allan C. Green/State Library of Victoria

Statek miał bardzo wysoką dzielność morską, mogąc żeglować przy najsilniejszych sztormach. W takich warunkach potrzeba było aż ośmiu marynarzy do obsługi dwumetrowego, podwójnego koła sterowego. Nawet przy sile wiatru 9 w skali Beauforta był w stanie wykonać skręt. Był wykorzystywany do wywozu saletry z Chile ustanawiając rekordy prędkości trasy. Z powodu wyglądu, wyjątkowości i nadzwyczajnej żeglowności nazywany był przez marynarzy „Królową Królowych Mórz”. W 1903 okrążył świat, witany przez tłumy nowojorczyków. Był dowodzony tylko przez dwóch kapitanów: Boye Richarda Petersena (11 rejsów) i Jochima Nissena (2 rejsy i ostatni, zakończony katastrofą).

W swoim 14. rejsie, 6 listopada 1910 roku, wioząc ładunek m.in. pianin do Chile, zderzył się z małym brytyjskim parowcem „Brighton” w odległości 8 mil od Newhaven. Wbrew przepisom, kapitan parowca próbował przeciąć kurs żaglowca przed jego dziobem, nie doceniając jego znacznej prędkości, osiągającej 16 węzłów (30 km/h). W wyniku zderzenia „Preussen” został poważnie uszkodzony, tracąc m.in. bukszpryt, pierwszy maszt i wysięgnik, przez co stał się niezdolny do dalszej żeglugi.

Tragiczny koniec statku i winowajcy

Winowajca „Brighton” zawrócił do Newhaven po pomoc, której udzielił holownik „Alert”. Niestety pogoda, jaka panowała wtedy w listopadzie uniemożliwiała dalszą żeglugę i odholowanie statku do portu w Dover. Aczkolwiek prawie się to udało. Pierwsza próba holowania nie powiodła się, gdy wiatr nagle zmienił kierunek na zachodni. Podęto próbę zakotwiczenia uszkodzonego żaglowca, ale oba łańcuchy kotwiczne zostały zerwane. Gdy statek w końcu dotarł do portu w Dover, wspierany przez trzy holowniki, liny zerwały się tuż przed bezpiecznym wejściem do portu z powodu nadchodzącej burzy.

Żaglowiec „Preussen” na mieliźnie w kanale La Manche

Żaglowiec „Preussen” na mieliźnie w kanale La Manche. Fot. forum-schiff.de

Kiedy załoga podjęła kolejną próbę samodzielnego wypłynięcia żaglowca spod wiatru, uderzył on w podwodną skałę. Został zepchnięty w stronę wybrzeża i osiadł w Zatoce Crab, gdzie ostatecznie zatonął. Wrak spoczął na głębokości 6 m i został uznany za niemożliwy do wydobycia. Nawet przy użyciu dwunastu holowników nie udało się uwolnić w pełni wyposażonego statku. Część cennego ładunku, w tym fortepiany, został później odzyskany, a załogę udało się uratować.

Urząd Morski w Hamburgu zbadał wypadek i uznał, że jedyną winę ponosi kapitan Hemings ze statku Brighton. Mężczyzna zastrzelił się później w jednym z londyńskich barów.

Co myślisz o tym artykule?
+1
2
+1
1
+1
2
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0