< Powrót
30
lipca 2020
Tekst:
Jędrzej Szerle
Zdjęcie:
Jędrzej Szerle
TES Yacht

Znani i nieznani: Piotr Grzegorski

Chciał kupić jacht, a nieoczekiwanie został właścicielem i prezesem firmy budującej jachty. Teraz Piotr Grzegorski zamierza z TES Yacht wypłynąć na szerokie wody.

– Jak manager związany przez całą karierę z firmami informatycznymi został właścicielem i prezesem firmy TES Yacht sp. z o.o.?

– Jestem miłośnikiem żeglarstwa. Uważam, że ten sport rozwija, pełni ważną funkcję wychowawczą. Kilka lat temu wymyśliłem z  kolegami wakacyjny wyjazd pod żagle ojców z dziećmi. Tak powstała nasza własna, nieoficjalna szkółka żeglarska. Czarterujemy duże jachty, zabieramy nasze dzieci i wspólnie żeglujemy. Dwa lata temu mój syn powiedział, że chciałby, żebym nauczył go żeglować. Wtedy pomyślałem o kupnie własnej jednostki, aby swobodnie zająć się edukacją syna, a następnie córki. Zainteresował mnie TES 246 Versus, który zobaczyłem na Mazurach. Zadzwoniłem do Tomasza Siwika, twórcy, konstruktora i właściciela TES Yacht, aby kupić jacht. Okazało się, że myśli o sprzedaży firmy. Ponieważ pracuję w biznesie, chciałem mu pomóc w znalezieniu kupca, ale po głębszej analizie, pojawiła się myśl, że to mogę być ja. Przez ponad pół roku ustalaliśmy szczegóły. Tomasz Siwik chciał mieć pewność, że firma – jego dziecko – trafi do odpowiedniej osoby. W 2019 udało się zakończyć transakcję. Teraz jako anegdotę obaj opowiadamy – ja, że chciałem kupić jacht, a kupiłem firmę, a pan Tomasz, że chciał sprzedać jacht, a sprzedał firmę.

– Co pana ostatecznie przekonało?

– Już wcześniej chciałem prowadzić własny biznes, więc wykorzystałem nadarzającą się okazję. Uznałem, że dam radę mieć dwa życia zawodowe – jedno od 20 lat związane z informatyką, a drugie w TES Yacht. Zresztą żeby podnieść kwalifikacje, poszedłem na podyplomowe studia z projektowania i budowy jachtów na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym. Kupno firmy było też formą hołdu dla mojego nieżyjącego ojca, który w latach 80. porzucił zatrudnienie na uczelni, żeby założyć własny biznes. Niestety jego śmierć przerwała budowę firmy.

– Co się panu przede wszystkim spodobało w TES Yacht?

– Tomasz Siwik od zawsze produkuje jachty inne niż wszystkie. Często idzie pod prąd, aby odróżnić się od innych. Jego jachty mają unikalny styl i konstrukcję i można je rozpoznać z daleka. Na przykład bardzo popularna jednostka TES 32 Dreamer ma charakterystyczny kształt tylnej części kadłuba. Poza tym jachty TES wyróżnia wysoka jakość – jednostki są bardzo stabilne i bezpieczne, a kadłuby budowane z grubszego laminatu. Są  też często dobrze wyposażone i bardzo luksusowe, zwykle budowane pod indywidualne potrzeby prywatnych armatorów. Duży sukces odniosły też w branży czarterowej – bardzo duża liczba TES 32 Dreamer pływa po polskich jeziorach w firmach czarterowych. TES Yacht koncentrował się dotąd na jachtach żaglowych w kategoriach B i C, czyli do pływania śródlądowego lub na morskich wodach przybrzeżnych.

TES Yacht

TES 32 Dreamer.
Fot. TES Yacht

– Tomasz Siwik wciąż jest związany z firmą?

– TES Yacht to pasja, którą realizował blisko 40 lat. W firmie zajmował się wszystkim – produkował jachty, wymyślał i konstruował nowe modele, sprzedawał je w Polsce i za granicą, uczestniczył w targach… Po sprzedaży nie odciął się od firmy i pomaga nam, na ile pozwala mu czas i zdrowie. Konsultujemy się z nim i liczymy na podpowiedzi, choć oczywiście wiele rzeczy staramy się robić sami.

– Jaki jest wobec tego pana pomysł na firmę?

– Cel nie jest określony jasno przez liczby. Jesteśmy stocznią butikową – robimy około 20 jachtów rocznie – i nie chcemy na razie tego zmieniać. Nasze jachty nie są najtańsze, ale to dlatego, że stawiamy na jakość, luksus i indywidualizm. Ponieważ „ciągnie” mnie na morze, docelowo mam zamiar w Gdyni budować duże jachty morskie. Jeśli uda się to zrealizować, będę miał poczucie sukcesu. Mamy już wstępny projekt jachtu kategorii A, czyli do pływania oceanicznego, o długości 44 stóp – 13,4 metra. Liczymy, że fundusze unijne pozwolą nam na rozpoczęcie budowy. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, za dwa lata będziemy mogli pokazać pierwszy prototyp i rozpocząć seryjną produkcję. Będzie to jednostka komfortowa, ale zależy nam, żeby była też szybka, nadająca się po „odchudzeniu” do startowania w regatach. Druga będzie mniejsza, budowana w kategorii B, do pływania na wodach przybrzeżnych i śródlądowych. Poza tym w tym roku przyznano nam dotację w działaniu  Go To Brand z PARP – obecnie trwa proces podpisywania umowy. Dzięki tym funduszom będziemy mogli szeroko promować naszą markę  za granicą.

– Zawodowo związany jest pan z branżą informatyczną. Wprowadzi pan do jachtów nowoczesne rozwiązania?

– Myślimy o tym, żeby takielunek i wszystkie elementy ruchome na jachcie można było obsługiwać „na guzik”, np. złożenie masztu, podnoszenie miecza, płetwy sterowej czy rzucanie kotwicy. Rozwija się też inteligencja w zakresie obsługi mechanicznej jachtów – współpracujemy z innowacyjnymi firmami i chcemy montować ich technologie na naszych jednostkach. Uważnie obserwujemy też rozwój silników elektrycznych i baterii słonecznych, bo pływanie bez warkotu jest czymś pięknym, co należy się żeglarzom od zawsze. Montujemy w naszych jednostkach te technologie, choć cały czas nie są to wystarczające rozwiązania. Jednak szybkość rozwoju branży  jest imponująca – zakładam, że nie będziemy zbyt długo czekać na docelowe rozwiązania.

– Coraz ważniejsze w przemyśle są działania proekologiczne. Będziecie je wdrażać?

– Konstruując nową jednostkę będziemy rozważać wszystkie dostępne tego typu rozwiązania. Mamy też pomysł na „recykling” starych jachtów TES. Chcemy je odkupywać i dawać im drugie życie. Konserwując laminat i wstawiając nowe wnętrze będziemy wyposażać jednostki jak nowy jacht. Przy czym zostawimy jego stare numery CIN, więc zachowa też swoją historię.

– Gdzie się mieści TES Yacht?

– Łódki produkujemy u naszego podwykonawcy w Drzewicy. Remonty, serwis łodzi i zimowanie realizujemy w Okuniewie pod Warszawą, ale spółka zarejestrowana jest w Gdyni, gdzie mieści się też biuro. Wspominając już wcześniej o moich ciągotach do morza – tutaj chciałbym budować jachty morskie. Z drugiej strony nie chcę wprowadzać gwałtownych zmian i nie zamierzam naszej firmy centralizować. Może produkować w różnych miejscach różne jednostki – morskie nad morzem, a śródlądowe na śródlądziu. Z kolei Pętla Żuławska z Zalewem Wiślanym to bardzo atrakcyjne miejsce – z jednej strony śródlądzie, ale z drugiej okno na morze. Dobre miejsce na marinę i szkółkę żeglarską. Chcielibyśmy, aby TES Yacht brał czynny udział w edukacji młodych żeglarzy.

– W dzieciństwie dużo pan żeglował?

– Od najmłodszych lat jestem związany z pływaniem szuwarowym. Kiedy miałem 15 lat brałem udział w remoncie jachtu Foka II, na którym przez wiele lat pływałem później po jeziorach mazurskich. Po 17. urodzinach zaś zrobiłem dodatkowo prawo jazdy uprawniające do ciągnięcia większych przyczep i zawoziłem na Mazury należący do rodziny jacht Pegaz 595, a na miejscu organizowałem czartery.

– Ma pan żeglarskie marzenie?

– Chciałbym wsiąść w Gdyni na jacht, popłynąć za Hel, skręcić na zachód i wrócić za 200 dni. Byłby to samotny rejs dookoła świata. Morze mnie często przeraża, ale jednocześnie od zawsze bardzo przyciąga. Taka podróż to trochę jak zwieńczenie życia. Chciałbym to zrealizować na jachcie, w którego budowie brałem udział.

Piotr Grzegorski, ur. 18 sierpnia 1976 roku w Warszawie. Jachtowy sternik morski, sternik motorowodny oraz młodszy ratownik. Absolwent Wyższej Szkoły Informatyki Stosowanej i Zarządzania Polskiej Akademii Nauk. Zawodowo związany z firmami branży informatycznej – IBM, SAP i itelligence. W 2019 roku został głównym właścicielem i prezesem spółki TES-Yacht.

Co myślisz o tym artykule?
+1
2
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0