
Czterdzieści lat minęło, czyli spotkanie „Japończyków”
Wielu z nich tamten rejs pomógł w życiowym starcie i ukształtował na zawsze. W Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni spotkali się uczestnicy pierwszego oceanicznego rejsu „Daru Młodzieży” do Osaki w 1983 roku w ramach zlotu World Sail.
W piątek, 17 listopada 2023 roku w sali audytoryjnej Muzeum Marynarki Wojennej było gwarnie i wesoło. Oczywiście, dominowały wspomnienia, bo w lipcu b. r. minęło 40 lat od wypłynięcia ponad setki młodych ludzi w wyjątkowy rejs na „Darze Młodzieży”.
Dlaczego wyjątkowy? Bo była to pierwsza, oddanego do służby rok wcześniej, wielka podróż “Daru Młodzieży” poza Europę. Japończycy zaprosili polski żaglowiec na międzynarodowy zlot organizowany z okazji 400-lecia zamku w Osace.
Rejs rozpoczął się 22 lipca 1983 roku w Gdyni. Podczas 217 dni, żaglowiec przepłynął 28 065 mil morskich, zawijając po drodze do Lizbony, Port Saidu, Dżibuti, Kolombo, Singapuru, Osaki, Jokohamy, Nachodki, Szanghaju, Manili, Pinangu, Kolombo, Malagi i Rotterdamu.

“Dar Młodzieży” w Jokohamie, rok 1983. Fot. Archiwum Marka Korobacza.
Warto przypomnieć, że samo wejście polskiego żaglowca do Osaki było bardzo efektowne. Na ostatnim odcinku postawiono wszystkie żagle i polska fregata majestatycznie wpłynęła do wewnętrznego portu, witana owacyjnie przez zgromadzone na nabrzeżu tłumy Japończyków.
Komendantem „Daru Młodzieży” był wówczas kpt. Tadeusz Olechnowicz, a w rejsie uczestniczyło 119 studentów I roku Wydziału Nawigacyjnego i trzech studentów IV roku Wydziału Administracyjnego Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni, oraz trzech studentów IV roku Wydziału Nawigacyjnego Wyższej Szkoły Morskiej ze Szczecina. Studenci podczas rejsu normalnie uczyli się i zdawali egzaminy.
“Dar Młodzieży” podczas tej podróży po raz pierwszy przekroczył równik, a do Gdyni wrócił 23 lutego 1984 roku.
Jednym z uczestników rejsu sprzed 40 lat był Marek Korobacz, który z innym jego uczestnikiem Leszkiem Piłatem, współorganizował spotkanie „Japończyków” w gdyńskim Muzeum Marynarki Wojennej.

Marek Korobacz (po prawej) podczas spotkania.
Marek Korobacz pochodzi z Poznania, w jego rodzinie nie było tradycji morskich.
– No, możemy mój starszy brat się tym trochę interesował – mówi. – Zobaczyłem w telewizji informację o katastrofie polskiego statku „Kudowa Zdrój”, w styczniu 1983 roku i pomyślałem, że chcę mieć wpływ na to, żeby to się nie powtórzyło, chciałem studiować nawigację. W lutym powiedziałem rodzicom, że chcę zdawać do szkoły morskiej w Gdyni. Dwa miesiące później przy obiedzie mama zapytała mnie o to jeszcze raz, bo myślała, że żartuję, a ja jak postanowiłem, tak zrobiłem.
Zaraz po egzaminach do Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni Marek Korobacz znalazł się na pokładzie „Daru Młodzieży”, choć na jedno miejsce było kilkunastu chętnych. Poznał tam, jak mówi, prawdziwego kapitana: Tadeusza Olechnowicza.
– Był człowiekiem z klasą i autorytetem – opowiada. – Brakuje dziś takich ludzi. Podczas rejsu do Osaki okazało się jak wielkim był kapitanem.
Marek Korobacz wspomina rok 1983, jako ten raczej ponury w rzeczywistości Polski Ludowej.
– Warto mieć świadomość w jakich czasach przyszło nam wtedy żeglować – wspomina. – Pewnie wśród nas było kilku kolegów z tzw. „ciemnej strony”. Oprócz pracy na żaglowcu, która była ciężka, np. codzienne bieganie po rejach, musieliśmy się normalnie uczyć, aby zdawać egzaminy na drugi rok. Z rejsu wróciłem wysportowany, silny fizycznie i psychicznie.
Miał tylko 18 lat, niektórzy jego koledzy mieli po 19 może 20, ale kiedy wrócił do domu, to – jak twierdzi -„świat był jego”.

Marek Gabriel Szyller podpisuje swoją książkę.
Marek Korobacz pamięta, że podczas rejsu Francja nie wpuściła “Daru Młodzieży” do swojego portu. Były też innego rodzaju doświadczenia.
– Na Morzu Chińskim weszliśmy w obszar tajfunu – opowiada. – Nigdy tego nie zapomnę, bo fale były 30 metrów wysokie. W ciągu trzech, czterech sekund byliśmy na dole tej fali, a potem po tych kolejnych kilku sekundach, byliśmy na górze. Nie znam takiej windy, która by tak szybko jeździła. Pamiętam wtedy niesamowite opanowanie kapitana Olechnowicza. Ono uratowało nas przed zderzeniem z kontenerowcem.
Korobacz uważa, że rejs do Osaki wpłynął na całe jego całe życie.
– Niewielu żeglarzy zawodowych jest w stanie być na morzu tyle miesięcy, a my musieliśmy się jeszcze w tym czasie uczyć np. fizyki czy nawigacji – mówi. – Po tym rejsie, już w pracy zawodowej, każdy z nas dużo osiągnął, bo to była szkoła życia.
Marek Korobacz po skończeniu Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni pływał jeszcze 8 lat. Potem zdecydował, że chce robić coś innego. Dziś prowadzi prywatny biznes, jest m.in. właścicielem hotelu niedaleko Gdyni.

Marek Gabriel Szyller i jego notatniki z czasów rejsu do Osaki.
O rejsie „Daru Młodzieży” do Osaki powstały już dwie książki. Autorem pierwszej, wydanej w 2019 roku. jest, oczywiście również uczestnik tego rejsu, Jacek Lewandowski. Książka nosi tytuł „Kubryk pierwszy lewy”. W piątek, 17 listopada, podczas spotkania z okazji 40-lecia rejsu w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni zwodowano książkę innego uczestnika słynnego rejsu Marka Gabriela Szyllera: „Stary, Słoń i morze”.
– Obie książki warto przeczytać, bo choć są napisane nieco inaczej, to każda z nich wnosi jakąś wiedzę o tym, co przeżyliśmy podczas tego jakby nie było historycznego rejsu do Osaki – przekonuje Korobacz.
Organizatorami spotkania z okazji 40-lecia rejsu „Daru Młodzieży” do Osaki, oprócz Marka Korobacza, było Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni oraz Uniwersytet Morski w Gdyni.
PODZIEL SIĘ OPINIĄ