
Znani i nieznani: Bogdan Justyński
Bogdan Justyński pierwsze żeglarskie szlify zdobywał na Zalewie Wiślanym. Z czasem zaczął wyruszać na inne akweny, ale ze swoją małą ojczyzną jest związany do dziś, pełniąc kierownicze funkcje w organizacjach działających na rzecz rozwoju żeglarstwa i regionu.
– Do żeglarstwa trafiłem jako nastolatek – wspomina Bogdan Justyński. – Miałem jakieś 11, a może 12 lat, kiedy na przystani zobaczyłem kolegów pływających na Cadetach. Pamiętam, że największe wrażenie zrobił na mnie trick, który wykonywali podczas parady żeglarskiej w Elblągu. Siadali na burcie i robili kontrolowaną wywrotkę. Kładli łódkę na boku, ale jej nie podtapiali. Stawali na mieczu i wracali do pozycji wyjściowej. Bardzo chciałem robić to samo, niestety byłem za ciężki. Kiedy próbowałem, łódka nabierała wody. To mnie zniechęciło do Cadetów, ale okazało się, że są też inne jachty. Mój brat w 1969 roku kupił jacht balastowy „Worywoj”. Od tego momentu moja przygoda z żeglarstwem zaczęła się na dobre. Brat mieszkał w Toruniu, a jacht cumował w Elblągu. Dlatego korzystałem z niego częściej niż on. Pływałem po Zalewie kiedy chciałem i nauczyłem się żeglować.
Jednak samotne pływanie i brak możliwości skonfrontowania się z innymi żeglarzami z czasem może się znudzić. Poza tym, uniemożliwia rozwój żeglarskich umiejętności. Patent żeglarza jachtowego ograniczał udział w regatach do roli załoganta. Żeby móc samodzielnie prowadzić jachty na akwenie morskim – a takim jest Zalew Wiślany – trzeba było legitymować się patentem sternika z rozszerzonymi uprawnieniami.
– Zawsze chciałem się ścigać, ale nie mogłem się zmobilizować do uzyskania kolejnych uprawnień – mówi Bogdan Justyński. – Zmobilizowali mnie koledzy z Jachtklubu Elbląg przekonując do uczestnictwa w regatach na jednym z klubowych Dufourów. Trzeba było zdać wymagane egzaminy. Tak zrobiłem, a potem wystartowałem w moich pierwszych, poważnych regatach morskich, czyli w mistrzostwach Polski w 1989 r. na „Antałku”. Wypadłem blado, ale to był pierwszy regatowy sezon i uznałem, że przeznaczę go na zdobywanie doświadczenia.
Później były kolejne wyścigi, a wśród nich mistrzostwa świata w Warnemunde. Klubowi koledzy zrobili zrzutkę na start elbląskiej załogi w Niemczech.
– Warto pamiętać, że w tamtych, niełatwych przecież czasach, koledzy byli gotowi udzielić nam wsparcia – wspomina nasz rozmówca. – Zyga Perlicki. który namówił mnie do startu, załatwił tratwę, bo trzeba było ją mieć na wyposażeniu, a komandor klubu Waldemar Zimnoch transport do Niemiec. Startowaliśmy na „Bezanie”. Zajęliśmy trzecie miejsce w długodystansowym morskim wyścigu. Uznaliśmy to za sukces, a zagraniczne załogi gratulowały nam dobrego miejsca.
Z czasem regatowych sukcesów przybywało. Przybywało też doświadczenia związanego nie tylko ze sportową rywalizacją. Nasz rozmówca zaczął odnajdywać się w roli działacza i organizatora. Przez wiele lat pełnił funkcję komandora Jachtklubu Elbląg. Jest również zastępcą głównego mierniczego w klasyfikacji KWR i delegatem na Konferencję Pucharu Bałtyku Południowego.
– Rzeczywiście, okazało się, że umiem mocno zaangażować się w tego typu działalność – przyznaje Bogdan Justyński. – Z czasem sprawy organizacyjne zaczęły brać górę nad udziałem w regatach. Aż w końcu zostałem bardziej organizatorem niż czynnym żeglarzem. Funkcję komandora Jachtklubu pełniłem w latach 2010-2012. Pewnie trwałoby to dłużej, ale rozpocząłem pracę w Spółce Pętla Żuławska.
Bogdan Justyński był jej wiceprezesem, później prokurentem. To powodowało formalny konflikt interesów i konieczna była rezygnacja z pracy klubowej. Niestety na tej działalności ucierpiała dusza regatowca.
– Ilekroć chcę wystartować w jakichś regatach, okazuje się, że jest coś do zrobienia na „ostatniej prostej” i angażuję się w organizację. Mam jednak nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się jeszcze pościgać. Myślę o starcie w Regatach o Puchar Trzech Marszałków, Międzynarodowych Regatach Żeglarskich im. Jarka Rąbalskiego w Pasłęce i w Pucharze Tolkmicka. Ale nawet jeśli nie mam możliwości wzięcia udziału w regatach, znajduję czas, żeby wyruszyć dalej niż na Zalew Wiślany. Jeśli zdarza mi się jakiś rejs po Bałtyku, też jest pięknie. Tyle że Bałtyk to zimny akwen, a ja jestem zdania, że nie zawsze trzeba marznąć. Żeglarstwo ma być również wypoczynkiem, a nie tylko ciągłym marznięciem i siedzeniem w sztormiaku. Dlatego chętnie pływam również w Chorwacji, gdzie pięknych krajobrazów nie brakuje, a lato jest dłuższe i cieplejsze niż u nas.
Bogdan Justyński – ur. 1955 w Elblągu. W końcu lat 60. zaczął żeglować w Ognisku Wodnym TKKF Zamech, które po latach przekształcone zostało w Jachtklub Elbląg. Z czasem został komandorem tego klubu. Od roku 2012 pełnił funkcję wiceprezesa, a później prokurenta Spółki Pętla Żuławska. Jest współorganizatorem Pucharu Bałtyku Południowego i mierniczym KWR.