< Powrót
4
listopada 2020
Tekst:
Dariusz Olejniczak
Zdjęcie:
arch. Tomasza Holca
Holc
Tomasz Holc (pierwszy z prawej) z Mateuszem Kusznierewiczem podczas regat w klasie Star.

Znani i nieznani: Tomasz Holc

Jego życie od zawsze związane było z żeglarstwem wyczynowym. Zdobywał medale na krajowych i międzynarodowych regatach. Do żeglarskich sukcesów na lądzie Tomasz Holc może zaliczać pełnienie funkcji wiceprezesa PZŻ w latach 1995-2004 oraz wybór na stanowisko wiceprezydenta ISAF (dziś World Sailing) w roku 2008.

Tomasz Holc zainteresował się żeglarstwem dzięki babci, wioślarce z Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego. Od najmłodszych lat słuchał jej wodniackich opowieści. Któregoś dnia babcia zaprowadziła go do klubu, dawniej znanego jako YMCA, a po wojnie – Szkolny Wojskowy Ośrodek Sportowy.

– To  był rok 1959, działalność klubową zacząłem od czyszczenia i szlifowania łódek – wspomina Tomasz Holc. – Nasi starsi koledzy już pływali i mieli żeglarskie doświadczenie. Wtedy żeglowanie odbywało się na Wiśle, Zalewu Zegrzyńskiego jeszcze nie było. Było nas paru początkujących i pod okiem tych starszych kolegów zdobywaliśmy pierwsze regatowe szlify. W pierwszym sezonie startowałem jako żółtodziób-załogant w regatach na łódkach wieloosobowych. W tamtym okresie okazji do ścigania nie brakowało, warszawskie kluby chętnie i często ze sobą rywalizowały. Szybko zacząłem szkolić się na klasie Cadet, która była wówczas w Polsce dość popularna. W roku 1961 lub 62, startowałem już w regatach ogólnopolskich poza Warszawą. Pierwszy międzynarodowy sukces w Cadecie odniosłem w roku 1963 na mistrzostwach świata w Anglii, w załodze ze Stanisławem Stefańskim. Regaty odbywały się na rzece, zatem dotychczasowe doświadczenie bardzo się przydało. Wywalczyłem wicemistrzostwo świata.

Później przyszedł czas na kolejne klasy – Hornet, Finn i Tempest. W tej ostatniej nasz rozmówca wywalczył wicemistrzostwo świata (1969) wraz z Romanem Rutkowskim, a w roku olimpijskim (1972) z tym samym partnerem  w La Rochelle tytuł wicemistrza Europy. Jednak to Hornet był w pierwszych latach kariery ulubioną łódką Tomasza Holca. Dwukrotnie zdobył na niej mistrzostwo Polski.

– Kiedy ja ścigałem się na Tempeście nie była to jeszcze klasa olimpijska – mówi Tomasz Holc. – Chcąc się rozwijać, musiałem wybrać klasę olimpijską i zdecydowałem się na Latający Holender. W tej klasie panowała spora w Polsce konkurencja, a mnie udało się wywalczyć wicemistrzostwo kraju. Niestety, nie udało mi się pożeglować na Latającym Holendrze na igrzyskach. Olimpijskie marzenia spełniłem później. W roku 1972 startowałem w klasie Tempest z Romanem Rutkowskim, a w roku 1980 na Starze ze Zbyszkiem Malickim.

Pytany o specyfikę rywalizacji żeglarskiej w latach 70. i 80. nasz rozmówca zauważa, że były to czasy, których nie da się w żaden sposób porównać do dzisiejszego uprawiania żeglarstwa wyczynowego na najwyższym poziomie.

– W kontekście współczesnego żeglarstwa tamte lata to nie był żaden profesjonalizm – mówi Tomasz Holc. – Trzeba było godzić sport z codziennym z życiem i karierą zawodową. Musiałem balansować między tymi światami. Dziś żeby być na topie w zawodach rangi mistrzostw Europy czy świata, lub na igrzyskach, trzeba poświęcić cały czas na treningi i starty. 200-250 dni w roku spędza się poza domem, na zgrupowaniach i startach. Wtedy takie poświęcenie, przynajmniej w moim przypadku, nie wchodziło w grę. Kariera zawodowa „wygnała” mnie za granicę. Tam wróciłem do klasy Star. A z przyjacielem, z którym żeglowałem na Hornecie, wygrałem mistrzostwa Maroka. I to właśnie ten kraj reprezentowaliśmy na mistrzostwach świata w 1977 r. Trudno to jednak nazwać kwalifikowanym żeglarstwem, to była raczej przygoda.

Po powrocie do kraju Tomasz Holc, wspólnie ze Zbigniewem Malickim, zaczął promować i rozwijać w Polsce windsurfing. Równocześnie zainteresował się międzynarodowym ruchem żeglarskim.

– Reprezentowałem kilka razy Polskę na forum ISAF, aż wreszcie zaproponowano mi wiceprezydenturę. Do naszych najważniejszych zadań należało wdrożenie krajów, w których żeglarstwo jest mniej popularne, do międzynarodowej żeglarskiej rodziny. Staraliśmy się organizować tam zgrupowania, regaty, ułatwialiśmy dostęp do sprzętu. Naszym celem było przekształcenie żeglarstwa w sport mniej elitarny pod względem ekonomicznym. Jachty były dość drogie, dostępne nielicznym. Nasze działania zmierzały do obniżenia kosztów uprawiania tego sportu. Promowaliśmy także miejsca mniej „żeglarskie”, szkoliliśmy trenerów, mierniczych i sędziów z tych krajów. Udało mi się też przekonać polskie władze żeglarskie, że trzeba silniej zaistnieć w ISAF, bo to przełoży się z czasem na liczniejszy udział naszych zawodników i sędziów w międzynarodowych regatach. Ułatwi też organizację dużych imprez w Polsce. Jestem ogromnie szczęśliwy i dumny, że udało mi się zaktywizować kilku młodych żeglarzy, którzy włączyli się w działalność międzynarodową, a dziś jeden z nich – Tomasz Chamera osiągnął tak wiele i zajął moje miejsce na stanowisku wiceprezydenta World Sailing.

Działalność w ISAF sprawiła, że na czynne uprawianie żeglarstwa nasz rozmówca miał coraz mniej czasu.

– Rozsądne żeglowanie zakończyłem w latach 80.  – deklaruje Tomasz Holc. – Później brałem udział w regatach od przypadku do przypadku. Startowałem z Mateuszem Kusznierewiczem, którego wspierałem u progu jego kariery, w klasie Star w regatach Princesa Sofia na Majorce i we Włoszech. Wywalczyliśmy zresztą całkiem dobre lokaty. Dziś już właściwie nie startuję w zawodach, choć jakiś czas temu popłynąłem w regatach przez Atlantyk, ale to była raczej quasi turystyka.

W rodzinie Tomasza Holca nikt nie poszedł jego sportową ścieżką. Trzech jego synów żegluje, ale robią to rekreacyjnie. Żaden nie został wyczynowcem.

– Wcale ich do tego nie namawiałem – przyznaje nasz rozmówca. – Współczesne żeglarstwo wymaga bardzo wielu wyrzeczeń, a z drugiej strony to nie jest piłka nożna czy tenis, żeby można bezproblemowo z niego wyżyć. Nie każdy gotów jest poświęcać życie osobiste dla sportu.

W życiu Tomasza Holca był także epizod poselski. Jako parlamentarzysta działał w komisji sportu, jednak po jednej, skróconej kadencji zrezygnował z zajmowania się polityką, przekonany, że to zupełnie nie jego świat.

Znalazł inny cel i pasję. W roku 2016 zbudował dom mieszkalny na Wiśle. Dom nazywa się „Szaman” i już w trakcie budowy wzbudzał niemałą sensację wśród odwiedzających Port Czerniakowski.

– Muszę od razu zastrzec, że to nie jest typowy houseboat – mówi Tomasz Holc. – Różnica jest taka, że mój dom, zwany Szamanem nie jest zdolny do samodzielnej żeglugi. Nie jest też samowystarczalny, jeśli chodzi o dostęp do wody i gospodarkę wodno-kanalizacyjną. Kiedy wpadłem na pomysł budowy takiego domu na rzece widziałem, że muszę zgromadzić wokół projektu ludzi, którzy są najwyższej klasy fachowcami. Pomógł w tym mój przyjaciel Andrzej Szamowski, który ukończył wydział budownictwa wodnego na Politechnice Warszawskiej, a którego poznałem w pierwszych latach mojej żeglarskiej przygody. Nazywaliśmy go „Szamanem” i to on wprowadzał mnie w regatowe tajniki. Niestety „Szaman” zmarł, ale dom udało mi się wybudować i teraz nosi jego imię. Jest zupełnie normalny, tyle że betonowa ława, na której stoi i która zastępuje fundamenty, zatopiona jest w wodzie. Jest mocno związany z brzegiem, stamtąd doprowadzamy wodę, elektryczność i kanalizację. Mieszka się tam wspaniale.

Spytany o żeglarskie marzenie Tomasz Holc zastrzega po raz kolejny, że zwykłe pływanie go nie interesuje.

– Każdego roku robię jakieś rejsy, więc żeglarstwa jako takiego mi nie brakuje – zapewnia. – Jednak takie regaty, jak te przez Atlantyk, to nie dla mnie. Za mało sportowo się dzieje. Gdybym może płynął na super regatowym katamaranie, byłoby inaczej. A tak to były dwa tygodnie rutyny. Nawet turystycznie nie było ciekawie, bo nie było okazji zacumować w jakiejś urokliwej zatoczce i nacieszyć się widokiem, tylko po prostu codzienny rozkołys i chłód. Są ludzie, którzy to lubią, ale na szczęście każdy może mieć do żeglarstwa i do życia inne podejście. Nie musimy wszyscy żyć i żeglować tak samo.

Tomasz Holc – ur. w 1947 r. w Warszawie. Sukcesy międzynarodowe rozpoczął (1963) zdobywając tytuł wicemistrza świata w klasie Cadet (jako załoga ze Stanisławem Stefańskim). W latach 1964-1965 wywalczył dwukrotnie tytuł mistrza Polski w klasie Hornet. Przed IO w Kilonii (1972) zetknął się z nieznaną jeszcze w Polsce klasą Tempest i zdobył w niej wicemistrzostwo świata (1969) wraz z Romanem Rutkowskim, a w roku olimpijskim (1972) z tym samym partnerem w La Rochelle wywalczył tytuł wicemistrza Europy. Dwukrotnie reprezentował barwy narodowe w IO (1972, 1980). Wraz ze Zbigniewem Malickim utworzył załogę Stara (1968), startując w regatach międzynarodowych (m.in. w 1980 zajął 6 lokatę w międzynarodowych mistrzostwach RFN). Mistrz Sportu, odznaczony m.in. srebrnym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe i Orderem Fair Play PKOl. Działacz krajowy i międzynarodowy (członek władz ISAF – Międzynarodowego Związku Żeglarstwa Regatowego, wiceprezydent w latach 2008-2012).

Co myślisz o tym artykule?
+1
1
+1
0
+1
0
+1
1
+1
0
+1
0
+1
0