Znani i nieznani: Kuba Marjański
W tym sezonie zdobył już mistrzostwo Polski ORC samotników, a przed nim walka o medal w zmaganiach załogowych. Kuba Marjański opowiedział nam o pierwszych krokach w żeglarstwie, sukcesach, regatowych planach i działalności w Akademickim Klubie Morskim w Gdańsku.
– Od kilku lat gromadzi pan na „Busy Lizzy” zwycięstwa w regatach i medale Morskich Żeglarskich Mistrzostw Polski. Podsumowywał pan swoje osiągnięcia?
– Największe sukcesy odniosłem w zeszłym roku, kiedy dosyć intensywnie startowałem. Zdobyłem wtedy wicemistrzostwo Polski ORC samotników w grupie B, a z Arturem Burdziejem mistrzostwo Polski ORC doublehanded. W tym roku udało mi się sięgnąć po złoto na mistrzostwach Polski ORC samotników, a w tym tygodniu przygotowujemy się do załogowych mistrzostw Polski ORC. Przed trzema laty zaś zdobyliśmy wicemistrzostwo załogowe w grupie D. Zajmowałem jeszcze często dobre miejsca w innych zatokowych regatach. Rok temu byłem pierwszy w Gdynia – Władysławowo – Gdynia, a wcześniej drugi w Memoriale Leonida Teligi.
– Kiedy zaczął pan odnosić sukcesy?
– W 2015 roku, kiedy kupiłem jacht klasy Faurby 999 „Busy Lizzy”. Wcześniej byłem armatorem Albin Vegi i na niej uczyłem się pływania regatowego. Po zakupie nowej jednostki postanowiłem ją przystosować – żeglarstwo to sport techniczny i sprzęt odgrywa znaczącą rolę. Dlatego inwestowałem m.in. w żagle i elektronikę, co zajęło 2-3 lata. Jacht zaczął szybko pływać, dlatego radzimy sobie dobrze w wyścigach offshorowych.
– Na ile wyniki jakie osiąga żeglarz są efektem jego umiejętności, a na ile decyduje jakość jednostki?
– Liczy się jedno i drugie, ale to umiejętności są decydujące. Mamy żeglarzy, którzy kupują świetne jachty, ale nie potrafią nimi pływać. Są też doskonali sternicy potrafiący wygrywać nawet na starych konstrukcjach. Z drugiej strony, jeżeli ktoś chce się obecnie ścigać na odpowiednim poziomie w grupie ORC, bez doskonale przygotowanej jednostki będzie mu trudno zwyciężać. Swoją drogą ja też planuję sprzedaż „Busy Lizzy” i przesiadkę na coś większego i szybszego.
– Jaka to będzie łódka?
– Celuję w długość 11-12 metrów, bo zależy mi na samotnej żegludze, a z moich doświadczeń wynika, że pływanie większymi jachtami na krótszych trasach stanowi wyzwanie. Mniejszy jacht jest też bardziej dostępny finansowo, ponieważ pływam za swoje pieniądze i nie mam sponsorów.
– Wielu polskich samotnych żeglarzy w pewnym momencie zaczyna myśleć o wypłynięciu poza Bałtyk i starcie np. w transatlantyckich regatach OSTAR. Też ma pan takie marzenia?
– Myśli o OSTAR się przewijają, ale to kwestia odpowiedniej jednostki. Jeżeli miałbym brać udział w tych regatach, to żeby w nich rywalizować, a nie tylko je ukończyć. Ale nie chcę się spieszyć i stawiać przed sobą celów na wyrost. Podchodzę z dużą pokorą do morza i staram się, żeby wszystkie moje rejsy były maksymalnie przygotowane. Nie wyobrażam sobie popłynięcia w OSTAR na wariata. Najpierw kupię nowy jacht, potem muszę go poznać i dopiero wtedy zacznę myśleć o starcie. Póki co chcę pływać w naszych regatach, a później w innych bałtyckich imprezach, np. Kieler Woche.
– Jest pan członkiem Akademickiego Klubu Morskiego w Gdańsku, którego członkami są świetni regatowcy, m.in. Piotr Adamowicz i Krzysztof Paul. Pomagali panu?
– Piotr i Krzyś są chodzącymi encyklopediami i choć nie pływałem z nimi, to jeżeli mam jakieś pytania, zawsze służą pomocą i można na nich liczyć. Bardziej uczę się sam, na własnych błędach, często startując, obserwując innych, pływając z różnymi osobami i czerpiąc z ich doświadczeń.
– Kiedy zaczął pan żeglować?
– Pływałem od początku podstawówki, a może i wcześniej… Motorem napędowym był mój tata. Co roku zabierał nas na Jeziorak, który zwiedzaliśmy Conradem 600. Później było turystyczne pływanie na Omegach i Cadetach podczas obozów harcerskich. Były też rejsy czarterowe. Na studiach, przez przyjaciół, głównie mojego mentora Filipa Fiołkę, poznałem Akademicki Klub Morski i zacząłem żeglować po Bałtyku na klubowych jednostkach. Regaty przyszły później – pierwszy raz byłem na Regatach Poloneza w 2013 r. I już po pierwszym starcie poczułem, że to mnie kręci.
– Działa pan w Akademickim Klubie Morskim?
– Od sześciu lat jestem jego wicekomandorem i skarbnikiem. Obecnie, oprócz bieżącej działalności, zaangażowani jesteśmy w inwestycję w ramach programu Pętla Żuławska II. W zeszłym roku otrzymaliśmy 3,8 mln zł dofinansowania na rozbudowę i przebudowę klubu. Powstaną nowe miejsca postojowe, akwen zostanie pogłębiony oraz zbudowane zostanie zaplecze lądowe, którego nam najbardziej brakuje. Zmodernizowane zostaną też nabrzeża. W ciągu dwóch lat powinniśmy inwestycję ukończyć i będziemy mieli zaplecze na wysokim poziomie, którego chyba żaden polski klub nie ma.
– Zawodowo związany jest pan z branżą turystyczną. Żeglarstwo też jest tam obecne?
– Od wielu lat kieruję biurem podróży, które zajmuje się turystyką młodzieżową i wychowaniem poprzez rozwijanie pasji. Żeglarstwo jest jednym z elementów naszej oferty, ale nie specjalizujemy się w nim.
Kuba Marjański, ur. 1980 r. Sternik jachtowy, multimedalista Morskich Żeglarskich Mistrzostw Polski. Wicekomandor i skarbnik Akademickiego Klubu Morskiego w Gdańsku. Z wykształcenia informatyk po Politechnice Gdańskiej, a zawodowo pracuje jako dyrektor w Biurze Turystyki Aktywnej KOMPAS.